Wątki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ów na wyścigach konnych.
 Poprzedniego lokatora  odparł Jim.  Ja tak nie szpanuję.
Cień uniósł na czoło swoje ciemne okulary i zlustrował go od stóp do głów.
 Raczej nie...  przyznał.
Pobiegli korytarzem i po chwili Freddy wcisnął guzik windy.
Kiedy przyjechała, szybko wcisnęli się do środka. Jadąc powoli w dół,
z zainteresowaniem przyglądali się swoim wielokrotnym odbiciom w lustrach.
 Pamiętajcie: jeżeli go zobaczymy, tylko za nim pójdziemy, nic więcej  zarządził
Jim.  Nie chcę żadnych konfrontacji. Jest zbyt niebezpieczny.
 Moglibyśmy wziąć broń  powiedział Cień.  Doganiamy go i BAM! Wystarczy
wsadzić mu parę kulek w łeb.
 To byłoby morderstwo pierwszego stopnia  oświadczy! Edward.
 Jakie morderstwo? Koleś nie żyje od stu pięćdziesięciu lat! Poza tym to w połowie
facet, a w połowie aparat fotograficzny... nie da się nikogo aresztować za aparatobójstwo.
Wysiedli na dole, przeszli przez hol i wyszli obrotowymi drzwiami na ulicę. Choć
minęła już trzecia rano i od oceanu wiała lekka bryza, było nietypowo zimno jak na tę
porę roku. Po ulicy, szurając o asfalt, przeleciała gazeta, i Jim poczuł dreszcz przerażenia.
Nigdzie nie było widać Roberta H. Vane a z czarnym materiałem na głowie, kroczącego
na pająkowatych nogach.
Jim zakaszlał.
 Obawiam się, że nam umknął. Chyba powinniśmy się przespać.
 Tam... ta furgonetka!  zawołał nagle Freddy.  To jego, no nie?
Po przeciwnej stronie ulicy, zaparkowana pod łukowato sklepionymi podcieniami,
stała ukryta w cieniu ciemnobrązowa furgonetka. Mimo ciemności można było dostrzec
złote litery, układające się w napis: FOTOGRAFIE W STARYM STYLU. Musiano
dopiero co uruchomić silnik, bo z rury wydechowej buchnął kłąb spalin.
 Masz rację  przyznał Jim.  Jedziemy za nim.
Lincoln stał zaparkowany na końcu kwartału domów, dwoma kołami na chodniku.
Pobiegli do samochodu i wsiedli  Sue-Marie i Edward z przodu, pozostała trójka
uczniów z tyłu.
 Nie ma miejsca na kolana...  poskarżył się Cień.
Jim uruchomił silnik i lincoln ciężko stoczył się z krawężnika. We wstecznym
lusterku Jim widział, że furgonetka powoli wyjeżdża spod łukowatego sklepienia. Nie
ruszał, chcąc najpierw zobaczyć, w jakim kierunku Vane pojedzie. Furgonetka
skierowała się na zachód, ku oceanowi, Jim musiał więc mocno przekręcić kierownicę
i zawrócić o sto osiemdziesiąt stopni, czemu towarzyszył jęk zawieszenia lincolna i pisk
opon przypominający wrzask wściekłego kota. By nie stracić równowagi, Sue-Marie
mocno złapała Jima za udo i przycisnęła się do niego całym ciałem. Po chwili samochód
wrócił do pionu, ale dziewczyna się nie odsunęła.
Furgonetka jechała bardzo szybko. Na ulicach niemal nie było ruchu, toteż Jim starał
się zachowywać jak największy dystans. Minęli Dziesiątą, Dziewiątą i smą, po czym
furgonetka, bez włączania kierunkowskazu, skręciła w Siódmą.
 Jak na trupa, prowadzi całkiem niezle  stwierdził Freddy.
Randy pociągnął nosem i pokręcił głową.
 Założę się, że za kierownicą siedzi ta kobieta. Patrz, przejechali na czerwonym... o,
znowu. Tak jezdzi moja siostra.
Furgonetka skręciła w lewo w Pico, a potem w prawo, w Palimpsest  ulicę pełną
obskurnych apartamentowców i tanich hoteli o nijakich fasadach. Po dwustu metrach 
bez kierunkowskazu  wjechała na chodnik i stanęła. Jim również się zatrzymał
i natychmiast zgasił światła.
Siedzieli i czekali. Furgonetka zatrzymała się przed dwupiętrowym budynkiem z lat
20. XX wieku z wielkimi szybami wystawowymi, oprawnymi w masywne metalowe
ramy. Biała farba na fasadzie łuszczyła się jak martwy naskórek, a okna były
zamalowane na czarno. Nad frontowymi drzwiami widać było wyblakły napis: SZPITAL
DLA ZWIERZT IM. DELANCEYA, ZAA. 1922.
 Co robimy, proszą pana?  zapytała szeptem Sue-Marie. Nawet gdyby wykrzyczała
to pytanie, nie usłyszano by jej w furgonetce, ale wszyscy członkowie Oddziału
A uważali, że mówienie szeptem bardziej pasuje do ich konspiracyjnej działalności.
 Chyba zaczekamy.
 Może powinniśmy wrócić do pańskiego mieszkania i zniszczyć obraz? 
zaproponował Edward.  Gdybyśmy to zrobili, Vane nie miałby dokąd wrócić, prawda?
Kiedy wampiry krążyły po świecie, wysysając z ludzi krew, doktor Van Helsing*
[*Abraham van Helsing to łowca wampirów i główna postać Draculi Brama Stokera]
wkładał im do trumien czosnek, aby nie miały się gdzie schować, kiedy wzejdzie słońce.
 Dobry pomysł, ale z tego, co wiem, nie da się ani zniszczyć, ani wyrzucić portretu
Vane a  odparł Jim.
 Czekajcie!  zawołał nagle Freddy.  Chyba ktoś wychodzi z furgonetki.
Drzwi od strony kierowcy uchyliły się, znieruchomiały na moment, po czym
otworzyły się szeroko. Z samochodu wysiadła postać w czarnej wiatrówce z kapturem,
czarnych dżinsach i czarnych butach i podeszła do tylnych drzwi. S osób poruszania się
wskazywał, że to kobieta. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright 2006 MySite. Designed by Web Page Templates