[ Pobierz całość w formacie PDF ]
No, tak... Dziadunio gotów wymówić Kirchnerowi dom... Ciocia bÄ™dzie bardzo zmartwiona... Ona tak ceni pana skarbnika... Reginka ma sÅ‚uszność! Ani chybi, doszÅ‚oby do wielkiej awantury... Ale, prawdÄ™ mówiÄ…c... pannie Ludwice wyszÅ‚oby to tylko na dobre, dalibóg... Jak to, BoÅ„ciu? Nie rozumiem! Nie mogÄ™ tego Regince wytÅ‚umaczyć... Reginka jest za mÅ‚oda na takie sprawy, nie mówmy o tym... W każdym razie trudno mi zwracać siÄ™ do dziadunia. No, tak... Damy sobie same radÄ™... Ja bÄ™dÄ™ już dobrze pilnować Reginki, bo jakbym nie upilnowaÅ‚a, to by mi siÄ™ dopiero dostaÅ‚o od Gerharda... Na dzwiÄ™k tego imienia Regina spÅ‚onęła rumieÅ„cem. Serce jej mocno zabiÅ‚o. BoÅ„ciu! zawoÅ‚aÅ‚a z przestrachem. Co takiego, dziecinko? BaÅ„ciu, ty chyba nie opowiesz tego wszystkiego panu Rüdigerowi? Pewnie, że nie powiem! Jakże! Gerhard gotów byÅ‚by zabić Kirchnera... A poza tym ta caÅ‚a sprawa nie obchodzi wcale pana Rüdigera! dodaÅ‚a Regina tonem dziecinnego uporu. DoznaÅ‚a nagle uczucia upokorzenia na myÅ›l o tym, że Gerhard Rüdiger może sobie roÅ›cić do niej jakieÅ› prawa. Nie chciaÅ‚a siÄ™ bez walki poddać temu potężnemu uczuciu, jakie zawÅ‚adnęło niÄ… od pierwszej chwili, gdy poznaÅ‚a mÅ‚odego inżyniera. PrzeczuwaÅ‚a dopiero bezgranicznÄ… moc miÅ‚oÅ›ci, lecz już siÄ™ jej lÄ™kaÅ‚a. Birknerowa nie odpowiedziaÅ‚a Reginie. MilczaÅ‚a, dotkniÄ™ta w swoich najÅ›wiÄ™tszych uczuciach. Dziewczyna pożaÅ‚owaÅ‚a natychmiast tych szorstkich słów, jakie wyrzekÅ‚a przed chwilÄ…. OtoczyÅ‚a ramionami szyjÄ™ poczciwej staruszki i gorÄ…co jÄ… ucaÅ‚owaÅ‚a. Nie gniewaj siÄ™, najmilsza, droga BoÅ„ciu! To mi siÄ™ tylko tak wyrwaÅ‚o, nie chciaÅ‚am ci sprawić przykroÅ›ci... Staruszka uÅ›miechnęła siÄ™ do Reginy i ruchem, peÅ‚nym czuÅ‚oÅ›ci odgarnęła jej wÅ‚osy z czoÅ‚a. Wiem, kochanie, wiem... A teraz muszÄ™ pójść na górÄ™, dziadunio czeka już na mnie. Do widzenia, moja droga BoÅ„ciu. 79 Do widzenia, Reginko! * * * Radca siedziaÅ‚ w bawialni ze skarbnikiem Kirchnerem. Panowie grali w szachy. Schröter spostrzegÅ‚, że jego partner jest bardzo nieuważny, co mu siÄ™ rzadko zdarzaÅ‚o. Zazwyczaj pochÅ‚aniaÅ‚a go caÅ‚kowicie ulubiona gra. Wkrótce potem nadeszÅ‚a Regina. UsiadÅ‚a obok Ludwiki, rozwinęła robótkÄ™ i zaczęła gorliwie haftować. Pochylona nad robotÄ…, staraÅ‚a siÄ™ nie patrzeć na Kirchnera. Teraz skarbnik w ogóle zapomniaÅ‚ o szachach. Roztargniony, przesuwaÅ‚ machinalnie figury po szachownicy i popeÅ‚niaÅ‚ bÅ‚Ä…d za bÅ‚Ä™dem. Raz po raz spozieraÅ‚ ukradkiem na mÅ‚odÄ…, czarujÄ…cÄ… dziewczynÄ™. Regina czuÅ‚a na sobie jego wzrok. ZmieszaÅ‚a siÄ™ i zaniepokoiÅ‚a. Uporczywe spojrzenia Kirchnera wprawiaÅ‚y jÄ… w zakÅ‚opotanie, wywoÅ‚ujÄ…c rumieÅ„ce na jej bladej twarzyczce. Mimo woli podnosiÅ‚a wzrok znad robótki. NapotykaÅ‚a wówczas wlepione w siebie czarne oczy Kirchnera, pÅ‚onÄ…ce ogniem tajonego pożądania. Oboje nie zauważyli, że Ludwika wpatruje siÄ™ w nich bacznym wzrokiem. Kirchner w obecnoÅ›ci Ludwiki staraÅ‚ siÄ™ zachowywać powÅ›ciÄ…gliwie, wystrzegaÅ‚ siÄ™ jej ogromnie, nie chcÄ…c, na wszelki wypadek, zrywać przyjaznych stosunków ze starÄ… pannÄ…. Chociaż jednak miaÅ‚ siÄ™ na bacznoÅ›ci, zdarzaÅ‚o siÄ™, że Ludwika podchwytywaÅ‚a gorÄ…ce spojrzenia, jakimi obrzucaÅ‚ jej siostrzenicÄ™. Od czasu, gdy Regina zamieszkaÅ‚a u dziadka, skarbnik staÅ‚ siÄ™ dla Ludwiki jeszcze bardziej uprzejmym, prawie czuÅ‚ym. JÄ… jednak ostrzegaÅ‚a wyostrzona intuicja. WyczuwaÅ‚a w jego zachowaniu coÅ› nieokreÅ›lonego, co wzbudzaÅ‚o w niej niepokój. Bardziej niż kiedykolwiek Å‚aknęła jego miÅ‚oÅ›ci i tÄ™skniÅ‚a do chwili, gdy siÄ™ nareszcie oÅ›wiadczy. Ponieważ Kirchner wciąż zwlekaÅ‚, nieszczęśliwa Ludwika wpadÅ‚a w stan chorobliwego podniecenia. PrzechodziÅ‚a piekielne katusze. Nie sypiaÅ‚a po caÅ‚ych nocach, przeklinajÄ…c w skrytoÅ›ci ducha swojÄ… brzydotÄ™. ZazdroÅ›ciÅ‚a urody Reginie. CaÅ‚Ä… winÄ™ za swoje zawiedzione nadzieje skÅ‚adaÅ‚a na siostrzenicÄ™. Kirchner byÅ‚ dotychczas moim przyjacielem i wiernym adoratorem rozumowaÅ‚a byÅ‚by siÄ™ na pewno oÅ›wiadczyÅ‚, gdyby nie ta dziewczyna... Ona omamiÅ‚a go swojÄ… piÄ™knoÅ›ciÄ…... Stanęła na jego drodze jak grzeszna pokusa, budzÄ…c w nim wystÄ™pne, pożądliwe myÅ›li... Dawniej tego nie byÅ‚o, ta kokietka sprowadziÅ‚a go na manowce... 80 Ludwika widziaÅ‚a wprawdzie, że Regina zachowuje siÄ™ wobec skarbnika chÅ‚odno i powÅ›ciÄ…gliwie, uważaÅ‚a to jednak za zimnÄ… kokieteriÄ™ i wyrachowanie. SÄ…dziÅ‚a, że Regina umyÅ›lnie siÄ™ droży, aby tym pewniej zagarnąć go w swoje sidÅ‚a. Ponieważ pokochaÅ‚a Kirchnera miÅ‚oÅ›ciÄ… graniczÄ…cÄ… z fanatyzmem, miÅ‚oÅ›ciÄ… do jakiej bywajÄ… tylko zdolne zgorzkniaÅ‚e, osamotnione dusze przeto mniemaÅ‚a, iż żadna kobieta nie potrafi mu siÄ™ oprzeć. Mężczyzna, który w niej wzbudziÅ‚ to namiÄ™tne uczucie, musiaÅ‚ zapewne i dla innych kobiet być godnym pożądania. Gdyby wiedziaÅ‚a, że Regina czuje wstrÄ™t do Kirchnera, że stara go siÄ™ unikać, nie byÅ‚aby zrozumiaÅ‚a tego. Nienawiść jej wzmagaÅ‚a siÄ™ w każdym dniem. Każde spojrzenie, jakie rzucaÅ‚ na ReginÄ™, potÄ™gowaÅ‚o tÄ™ nienawiść. W udrÄ™czonej duszy Ludwiki lÄ™gÅ‚y siÄ™ okropne zamiary, w chorym mózgu budziÅ‚y siÄ™ straszliwe myÅ›li. PatrzÄ…c na piÄ™knÄ… twarz Reginy, pragnęła zniszczyć jej urodÄ™, zeszpecić jÄ…... Ach, gdybyż mogÅ‚a przypaść paznokciami do tej delikatnej twarzy, naznaczyć jÄ… krwawymi prÄ™gami... Z zawziÄ™toÅ›ciÄ… spoglÄ…daÅ‚a na przeÅ›licznÄ…, Å›wieżą twarzyczkÄ™ dziewczyny... WydawaÅ‚a siÄ™ jej ohydnÄ…, nienawistnÄ…, wzbudzaÅ‚a wiÄ™ksze przerażenie niż oblicze jakiegoÅ› fantastycznego upiora... I jak tu sobie poradzić? Jak siÄ™ pozbyć znienawidzonej rywalki? PrzeklinaÅ‚a tÄ™ przybÅ‚Ä™dÄ™, która zjawiÅ‚a siÄ™ nie proszona w ich domu i bez najmniejszego trudu zburzyÅ‚a jednym ruchem rÄ™ki jej ubogÄ…, ostatniÄ… nadziejÄ™. Ludwika wpadaÅ‚a w szalonÄ… wÅ›ciekÅ‚ość, gdy myÅ›laÅ‚a o tym, że Regina gotowa jej odebrać jedynego mężczyznÄ™, którego pokochaÅ‚a, jedynego, który zbliżyÅ‚ siÄ™ do niej w poważnych zamiarach. SiedziaÅ‚a w milczeniu, zajÄ™ta również jakÄ…Å› robotÄ…. Mozolnie wykonywaÅ‚a Å›cieg za Å›ciegiem, lecz ponure myÅ›li krążyÅ‚y w jej gÅ‚owie, nie potrafiÅ‚a w żaden sposób powstrzymać ich biegu... ZerwaÅ‚a siÄ™ nagle i zaczęła siÄ™ niespokojnie przechadzać po pokoju. Obydwaj panowie podnieÅ›li oczy znad szachownicy i spojrzeli ze zdumieniem na LudwikÄ™. Co pani jest, droga przyjaciółko? spytaÅ‚ Kirchner. Czy siÄ™ zle czujesz, Ludwiko? Nie... nic mi nie jest... wybÄ…kaÅ‚a: SkÄ…dże ten nagÅ‚y niepokój? 81 UpaÅ‚ mnie mÄ™czy... W pokoju jest tak duszno... WyjdÄ™ na chwilÄ™ do ogrodu, może mi to przejdzie... Tak, idz, Å›wieże powietrze orzezwi ciÄ™ na pewno... Ludwika otworzyÅ‚a oszklone drzwi gabinetu, prowadzÄ…ce wprost do ogrodu. Przez kilka chwil przechadzaÅ‚a siÄ™ po Å›cieżkach, potem ukryÅ‚a siÄ™ za jakimÅ› drzewem. Z tego miejsca mogÅ‚a dokÅ‚adnie widzieć wszystko, co siÄ™ dzieje w pokoju. PÅ‚onÄ…cymi oczyma Å›ledziÅ‚a Kirchnera i ReginÄ™. Dziewczyna pilnie haftowaÅ‚a, zdawaÅ‚a siÄ™ nie zwracać uwagi na mężczyznÄ™, który nie wiedzÄ…c, że Ludwika obserwuje go ze swej kryjówki, nie spuszczaÅ‚ teraz oka z Reginy. Wzrok jego wyrażaÅ‚ podziw, namiÄ™tność, zachwyt. Radca Schröter nagÅ‚ym ruchem zgarnÄ…Å‚ wszystkie figury, stojÄ…ce na szachownicy. My także przestaniemy grać. UpaÅ‚ jest szalony, nie można siÄ™ wcale skupić... Lenistwo ogarnia czÅ‚owieka... Jak pan radca sobie życzy. Reniu zwróciÅ‚ siÄ™ starzec do wnuczki odłóż robotÄ™. Przez caÅ‚y boży dzieÅ„ haftujesz... To mi wcale nie szkodzi, dziaduniu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|