WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jednak, że zaczęto mnie oczerniać, nie po raz pierwszy to się stało w mej życiowej karierze.
— Pan powinien się ożenić — zaśmiała się Julia. — Wtedy zyska pan zapewne nieco więcej powagi.
Saltash ponownie wykrzywił twarz.
— Iść pani śladem? — rzucił szyderczo. — Nie, moja droga. Niechaj bogi mnie strzegą!
Spojrzała mu w oczy, śmiejąc się lekko.
— Zaczekaj pan tylko na stosowną okazję. Tak, panie Rex. Wtedy się pan ocknie i nie będzie już bujał
tak strasznie wysoko.
— A czy wiadomo pani o tym, ile mam lat?
— Trzydzieści pięć — rzekła Julia. Znowu znienacka uniósł brwi.
— Skąd to pani wie z tak wielką pewnością? Dziwne, doprawdy. Zaśmiała się żywo.
— Dość pan jeszcze młody, aby czuć się szczęśliwym. Chodzi jednak o to, by natrafić, oczywiście, na
odpowiednią kobietę.
Oparł się na krześle, zarzucając ramiona na tył swej głowy i spojrzał jej w twarz. Wyraz jego oczu był
na poły kapryśny, na poły obłudny.
— Żal mi — zawołał — że nie zjawiłem się zaraz, gdy pani tu osiadła.
— Dlaczego? — spytała, nie spuszczając zeń oka. Zerwał się żywo, gdy usłyszał pytanie.
— Dlaczego? — powtórzył, patrząc jej w twarz. — Bo byłbym, tak jak pani, pomyślał o sielance. Tak
jak pani, Julio. Obrzydło mi już życie i wielkomiejski gwar i nie doznałem właściwie pogody i
szczęścia. A dlaczego tak się stało? Dlaczego tylko wiecznie tułam się i błądzę i wiecznie przeciągam
tą samą pustynią? — Bo pan ciągnie na oślep — rzekła Julia. — Nie zastanawia się pan nawet nad
odpowiednią dlań drogą, choć sam pan przecież widzi...
Urwała znienacka i policzki jej nagle pokrył rumieniec.
— A! — rzekł Saltash, uśmiechając się drwiąco. — Oto czcigodny Romeo zbliża się do nas.
Kolumb przyjaźnie pomerdał ogonkiem, Dick zaś przeszedłszy przez sad Rickettów, przystanął po
chwili pod drzewem jabłoni. Powitał Saltasha z pewnością siebie, charakterystyczną dla ludzi,
przebywających we własnym domu, lecz nie było w jego ruchach ani śladu zawiści lub źle ukrywanej,
tajonej animozji. — Spodziewałem się tu pana — odezwał się chłodno, podając mu rękę.
— Naprawdę? — rzekł Saltash, mrugając złośliwie. — Ale wygląda
pan istotnie jak jakiś zdobywca. I właśnie tu przychodzę, aby powinszować panu jeszcze jego cennej
zdobyczy. — Dziękuję — rzekł Dick, siadając ostrożnie między Julią a Kolumbem. — Bardzo to
uprzejmie i bardzo wielkodusznie. — No, tak — ochoczo przyznał mu Saltash. — Gdybym to prze-
widział, oddałbym wam chętnie nawet cały mój zamek na miesiąc poślubny.
— Bardzo pan uprzejmy — odezwała się Julia. — Wolimy jednak wieś, niż zamki i pałace —
nieprawda, Dicku? Mogliśmy zresztą zamieszkać we dworze. Fielding był tak łaskaw, że
zaproponował nam również gościnę u siebie. Ale wystarczy nam na razie domek pani Rickett, zanim
się urządzimy, by zamieszkać gdzie indziej. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates