WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- DziÄ™ki, Åshild. Dobrze, że poszukiwania skoÅ„czyÅ‚y siÄ™ szybko i szczęśliwie. Musisz być
dumna z syna.
Åshild odwróciÅ‚a siÄ™ i zdumiaÅ‚a na widok Sigrid Granheim. Nie spodziewaÅ‚a siÄ™, że usÅ‚yszy
od niej dobre słowo. I wydawało jej się, że te słowa nie płyną ze szczerego serca. Sigrid potrafiła
powiedzieć to, co powiedzieć wypadało, żeby się komuś przypodobać. Ale z pewnością myślała już
o tym, jaką szpilkę mu wbić przy najbliższej okazji.
- Jestem dumna ze wszystkich moich dzieci - odparÅ‚a Åshild.
Przypomniała sobie, że powiedziała już kiedyś coś podobnego. To było wtedy, gdy Knut
uratował ich przed zatonięciem podczas podróży z Danii. Wtedy też wszyscy go podziwiali.
- Oczywiście. Ale Knut odziedziczył chyba ten dar po ojcu?
- Możliwe. Jednak jest jeszcze maÅ‚ym chÅ‚opcem. -Åshild posÅ‚aÅ‚a Sigrid rozbrajajÄ…cy
uśmiech, śpiesząc się do sań. - Musimy jechać do domu, żeby nam dzieci nie zamarzły.
W koÅ„cu wydostali siÄ™ jakoÅ› z tÅ‚umu, wsiedli do saÅ„ i wyjechali na drogÄ™. Åshild przykryÅ‚a
siebie i córki ciepłym futrem, uszytym ze skór kilku wilków. Szybko zrobiło im się cieplej. A gdy
sanie potoczyły się w dół doliny, tylko trzy nosy wystawały spod wilczego futra.
Rozdział 15
- Z tego, co mówisz wynika, że nikt nie może zmusić Åshild, by sprzedaÅ‚a gospodarstwo.
Åsmund dostaÅ‚ to, co mu siÄ™ należaÅ‚o, podpisaÅ‚ stosowne papiery, a Åshild jest zapisana w
kościelnych księgach jako córka Kari i Sigurda.
MÅ‚ody lensman w milczeniu wysÅ‚uchaÅ‚ opowieÅ›ci Olego i nie miaÅ‚ wÄ…tpliwoÅ›ci, że Åsmund
Torset żąda zbyt wiele.
Ole pokiwał głową, wyglądając przez okno na podwórze lensmana. Nowy rok przyniósł
kolejne opady śniegu i jeszcze większy mróz. Wieś była niemal pogrążona w zimowym śnie, tylko
smużki dymu zdradzały, gdzie kryją się gospodarstwa. Ole niezle zmarzł na końskim grzbiecie, nim
dojechał do lensmana, postanowił jednak dotrzymać obietnicy, którą dał szwagrowi. I rozwiązać
spór o ziemię z nastaniem nowego roku.
- Niewykluczone, że będziemy musieli się spotkać parę razy. - Ole pomyślał o żonie, która
byÅ‚a wdziÄ™czna, że zajÄ…Å‚ siÄ™ tÄ… sprawÄ…, choć to do niej należaÅ‚o Torset. - Obawiam siÄ™, że Åsmund
musi powiedzieć swoje, zanim zrozumie, że na nic się nie zdadzą jego grozby.
- W takim razie proponuję, żebyście przyszli tutaj. Jeśli to nie pomoże, wezwiemy sędziego
i wójta.
Ole podziękował, zadowolony z takiego obrotu sprawy. Nowy lensman wydał mu się bystry
i uczynny, sprawiał bardzo dobre wrażenie. Nie był tu całkiem obcy, jego matka pochodziła z tej
okolicy.
- Umówmy siÄ™ tutaj za trzy dni - zaproponowaÅ‚ Sture Mørekvam. - Zawiadomisz Åsmunda,
czy...
- Tak, zawiadomiÄ™ go.
Ole pomyślał, że może to zrobić w drodze do domu, a przy okazji zobaczy, jak się sprawy
mają w Torset. Szwagier nie może przecież siedzieć w lodowatej izbie, nawet jeśli zdążył się
pozbyć całego drewna.
Dzień był pogodny, końskie ślady dobrze widoczne na śniegu. Gdzieś w oddali słychać było
stukot siekiery, poza tym panowała cisza. Heimsila była dobrze skryta pod lodem i śniegiem,
podobnie jak cała reszta świata. Natura czekała cicho i cierpliwie na ciepło. Ale będzie musiała
jeszcze trochę poczekać. Cały styczeń i luty. Może nawet marzec. Ole dotarł właśnie do
rozwidlenia dróg. Droga wiodąca w lewo była starannie odśnieżona, tak by mogły przejechać nią
sanie. Ole wstrzymał nagle konia i skierował go w tamtą stronę. W oddali widać było smużkę
dymu, ale samego domu jeszcze nie mógł dostrzec. Musiał najpierw pokonać wzgórze.
Ole nigdzie się nie spieszył, pozwolił więc, by koń szedł w swoim tempie. Dawno już nie
widział Małego Olego. Chłopiec pewnie zdążył już urosnąć. Może nawet nauczył się mówić.
Ciekawe, czy umie jakoś zapanować nad swoim kalekim ciałem. Marte Svingen była mądrą
kobietą, najlepszą opiekunką dla tego nieszczęsnego dzieciaka. Miała dość cierpliwości i pogody,
nigdy się nie poddawała. Ale bardzo się już zestarzała. Co się stanie z Małym Olem, gdy sił jej
zabraknie?
Ole zastanawiał się nad tym przez całą drogę. Ale gdy zsiadł z konia na podwórzu w
Svingen, wszystkie jego wątpliwości się rozwiały.
- Ktoś przyjechał do nas w odwiedziny, jak to miło. - Drzwi otworzyły się szeroko, zanim
Ole zdążył wdrapać się po schodach. Pogodny głos Marte rozgrzał go pomimo mrozu.
Uśmiechnął się i przyspieszył, żeby dom się nie wyziębił. Kobieta wypełniała sobą połowę
drzwi, ale Ole patrzył na chłopca, który stał koło niej. Ubrany w czystą koszulę i wełniany sweter,
barchanowe spodnie i za duże łapcie, uśmiechał się trochę krzywo do gościa. Był starannie
uczesany, a jego buzia jaśniała czystością.
- Dzień dobry.
Ole uścisnął dłoń Marte, a potem Małego Olego. Chłopiec wyciągnął ją w złym kierunku,
ale Ole się tym nie przejął, tylko po męsku podał mu prawicę.
- Przejeżdżałem nieopodal i postanowiłem sprawdzić, co u was słychać.
- Prosimy do środka.
Marte odsunęła się, żeby wpuścić gościa. Mały Ole zrobił parę kroków, po czym klapnął na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates