[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wyrazistoÅ›ciÄ… uÅ›wiadamiaÅ‚a sobie swoje uczucie do Johna, zaufanie, szacunek i namiÄ™tność, jakie w niej budziÅ‚. Ale przede wszystkim powracaÅ‚ do niej nie zwykÅ‚y spokój i zadowolenie, towarzyszÄ…ce tej kame ralnej rodzinnej scence. John powiedziaÅ‚, że miÅ‚ość do niej jest cierpieniem. W ciÄ…gu tych dÅ‚ugich godzin Nina również cierpiaÅ‚a. John zaofiarowaÅ‚ jej miejsce w rodzinie, ciepÅ‚o i miÅ‚ość, czyli coÅ›, czego nigdy nie spodziewaÅ‚a siÄ™ znalezć, co byÅ‚o sÅ‚odkie i kuszÄ…ce. Ale czy niezależność i swoboda nie byÅ‚y równie sÅ‚odkie? Im wiÄ™cej o tym rozmyÅ›laÅ‚a, tym bardziej byÅ‚a nieszczęśliwa i tym wiÄ™kszy zamÄ™t miaÅ‚a w gÅ‚owie. Tej nocy również nie mogÅ‚a spać, a w sobotnie rano sama myÅ›l o pójÅ›ciu do pracy budziÅ‚a w niej żywÄ… niechęć. To rozstroiÅ‚o jÄ… jeszcze bardziej: dotychczas wÅ‚aÅ›nie w pracy szukaÅ‚a ucieczki w trudnych momentach życia, a nagle wydaÅ‚a siÄ™ jej ona bez znaczenia. Pod wpÅ‚ywem impulsu, zadzwoniÅ‚a najpierw na lotnisko, potem do Lee, a w koÅ„cu wrzuciÅ‚a kilka rzeczy do podrÄ™cznej torby i ruszyÅ‚a do Omaha. Anthony Kimball wyszedÅ‚ jej na spotkanie, gdy tylko przekroczyÅ‚a próg domu opieki, w którym mieszkaÅ‚a jej matka. - CieszÄ™ siÄ™, że pani przyjechaÅ‚a, Nino - mówiÅ‚, prowadzÄ…c jÄ… korytarzem. - Nie byÅ‚em pewien, czy dotarÅ‚a do pani wiadomość, którÄ… zostawiÅ‚em. Gdy pani nie oddzwoniÅ‚a... - Jaka wiadomość? - TelefonowaÅ‚em dziÅ› rano -powiedziaÅ‚, marszczÄ…c czoÅ‚o. - Nie przekazano pani? 172 " MARZENIA SI SPEANIAJ - Nie, dziÅ› nie byÅ‚am w ogóle w biurze. - PoczuÅ‚a, jak zimny strach Å›ciska jÄ… za gardÅ‚o. - Czy ż niÄ… jest gorzej? - Tak, to już niedÅ‚ugo potrwa - stwierdziÅ‚ ze spo kojnym współczuciem. - Dobrze, że pani tu jest. - Ot worzyÅ‚ drzwi do pokoju matki. Nina weszÅ‚a i powoli skierowaÅ‚a siÄ™ ku łóżku. Malutka postać wydawaÅ‚a siÄ™ obciÄ…gniÄ™tym skórÄ… szkieletem. - ZostaÅ‚a z niej skóra i koÅ›ci! - Nina byÅ‚a prze rażona. - Ostatnie miesiÄ…ce byÅ‚y bardzo ciężkie. - Ale ona tego nie wie - powiedziaÅ‚a nerwowo. - Nie. Ulga, jakÄ… poczuÅ‚a, byÅ‚a krótka. Ten sam instynkt, który z rana popchnÄ…Å‚ NinÄ™ do przyjazdu, teraz mówiÅ‚ jej, że lekarz ma racjÄ™ i Å›mierć jest blisko. I chociaż nigdy nie byÅ‚a mocno zwiÄ…zana z matkÄ…, choć chwilami szczerze jej nienawidziÅ‚a, to jednak wiÄ™zy krwi byÅ‚y nierozerwalne. Nina nie zdawaÅ‚a sobie sprawy, że żaÅ‚osny jÄ™k, który rozlegÅ‚ siÄ™ w po koju, wyszedÅ‚ z jej ust. - Może woli pani posiedzieć u mnie w biurze? - Lekarz lekko dotknÄ…Å‚ jej ramienia. - Nie - powiedziaÅ‚a cicho, ale zdecydowanie. - ChcÄ™ z niÄ… tu zostać. I tak siÄ™ staÅ‚o. SiedziaÅ‚a na krzeÅ›le przy łóżku, trzymaÅ‚a w dÅ‚oniach przezroczystÄ… rÄ™kÄ™ matki, wpa trywaÅ‚a siÄ™ w pozbawionÄ… wyrazu twarz, gÅ‚askaÅ‚a cienkie, siwe wÅ‚osy i wyobrażaÅ‚a sobie, że przeszÅ‚ość byÅ‚a caÅ‚kiem inna. MijaÅ‚y godziny, a Nina wciąż siedziaÅ‚a na krzeÅ›le. Po jakimÅ› czasie przestaÅ‚a jednak wyobrażać sobie, co by byÅ‚o gdyby, bo nie wiadomo skÄ…d napÅ‚ynęły obrazy dawno zapomnianych zdarzeÅ„. PrzypomniaÅ‚a MARZENIA SI SPEANIAJ " 173 sobie, jak byÅ‚a jeszcze malutka i spadÅ‚a z murku, a kobieta teraz leżąca na łóżku przytulaÅ‚a jÄ… i pociesza Å‚a. PrzypomniaÅ‚a sobie, jak mieszaÅ‚a Å‚yżkÄ… zupÄ™ i wy szukiwaÅ‚a ulubiony makaron o Å›miesznych ksztaÅ‚tach, a kobieta, która tÄ™ zupÄ™ ugotowaÅ‚a, przyglÄ…daÅ‚a siÄ™ temu, Å›miejÄ…c siÄ™ i żartujÄ…c. PowróciÅ‚ do niej dzwiÄ™k Å›miechu i zapach perfum. PamiÄ™taÅ‚a, że ten zapach towarzyszyÅ‚ jej nawet po odejÅ›ciu kobiety, która caÅ‚owaÅ‚a jÄ… i pieÅ›ciÅ‚a. ZdaÅ‚a sobie sprawÄ™, że przeżyÅ‚a z matkÄ… i dobre chwile, że miÄ™dzy gniewem i Å‚zami zdarzaÅ‚y siÄ™ też uÅ›miechy, ale zapomniaÅ‚a o nich, przytÅ‚oczona po trzebÄ… przetrwania tych zÅ‚ych godzin. Dobre godziny zniknęłyby na zawsze w niepamiÄ™ci, gdyby dziwnym zrzÄ…dzeniem losu nie przyjechaÅ‚a spÄ™dzić z matkÄ… jej ostatnich chwil. ZastanawiaÅ‚a siÄ™, czy gdyby dawniej spÄ™dziÅ‚a trochÄ™ czasu przy łóżku Marii Stone, wspomnienia też by wróciÅ‚y i przyniosÅ‚y ukojenie, czy czuÅ‚aby mniej gnie wu do matki i mniej litowaÅ‚aby siÄ™ nad sobÄ… samÄ…, czy byÅ‚aby peÅ‚niejszÄ… kobietÄ…. Tyle czasu żyÅ‚a w przekona niu, że wyrosÅ‚a znacznie ponad to, czym jej matka kiedykolwiek byÅ‚a, ale nagle straciÅ‚a tÄ™ pewność. Matka daÅ‚a jej życie i na swój sposób kochaÅ‚a jÄ…. Nina nigdy nikomu nie daÅ‚a życia ani miÅ‚oÅ›ci. Zbyt byÅ‚a zajÄ™ta udowadnianiem sobie i innym, że nie potrzebuje ani jednego, ani drugiego. MyliÅ‚a siÄ™. SiedzÄ…c u boku matki, trzymajÄ…c dÅ‚oÅ„, która dawno temu Å›ciskaÅ‚a jej maÅ‚e rÄ…czki, Nina zastanawiaÅ‚a siÄ™ nad sobÄ…. Godziny mijaÅ‚y, oddech matki stawaÅ‚ siÄ™ coraz pÅ‚ytszy, a ona czuÅ‚a coraz wiÄ™cej pokory. Anthony Kimball zajrzaÅ‚ przed wyjÅ›ciem do do mu. PielÄ™gniarki przychodziÅ‚y, by sprawdzić stan 174 » MARZENIA SI SPEANIAJ Marii i przynosiÅ‚y Ninie kawÄ™ i kanapki, na które nie miaÅ‚a ochoty. WiedziaÅ‚a już, że jej wewnÄ™trzna pustka nie ma nic wspólnego z gÅ‚odem. ChciaÅ‚a jedynie, by zostawiono je w spokoju, by mogÅ‚a siedzieć przy łóżku matki, mówić do niej cicho, ogrzewać jej zimne dÅ‚onie i i meć nadziejÄ™, że matka wyczuwa jej obecność. Nigdy nie dowiedziaÅ‚a siÄ™, czy tak byÅ‚o. Rano, wkrótce po wschodzie sÅ‚oÅ„ca, Maria odetchnęła po raz ostatni i odeszÅ‚a. Pochowano jÄ… tego samego dnia po poÅ‚udniu na maÅ‚ym cmentarzu na obrzeżach miasta. Nina po dziÄ™kowaÅ‚a pastorowi za ciepÅ‚e sÅ‚owa, a doktorowi Kimballowi za opiekÄ™ i pojechaÅ‚a taksówkÄ… na lotnis ko. Zapowiadano już jej lot, gdy zdecydowaÅ‚a siÄ™ zadzwonić do Johna. PodniósÅ‚ sÅ‚uchawkÄ™ od razu po pierwszym sygnale, jakby siedziaÅ‚ przy aparacie. - Halo? - John? - spytaÅ‚a niepewnie. - Nina? Och, Nino, jak dobrze, że dzwonisz - po wiedziaÅ‚ miÄ™kko.-Tak siÄ™ martwiÅ‚em. Czy jesteÅ› w Omaha? - Tak. - Jak ona siÄ™ czuje? - OdeszÅ‚a. WczeÅ›nie rano... - Jej gÅ‚os siÄ™ zaÅ‚amaÅ‚.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|