[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Popatrzyła na niego oczami szeroko otwartymi ze zdumienia. - Nie zależy ci, żeby widywać Lucasa? To o czym chcesz ze mną rozmawiać? - Ależ oczywiście, że chcę widywać syna - powiedział powoli, dobitnie, tonem, który nie pozostawiał miejsca na jakiekolwiek nieporozumienia. - Chcę co wieczór czy- tać mu bajkę na dobranoc, układać go do snu, a potem sprawdzać, czy przez sen nie roz- kopał kołderki. Chcę wstawać do niego w nocy, jeżeli obudzi się przestraszony i będzie płakał. Chcę zaczynać każdy poranek od wzięcia go na ręce, od wspólnego śniadania. Chcę codziennie zabierać go na spacer, bawić się z nim na plaży. Chcę mu pokazać, czym jest prawdziwa rodzina. I tak właśnie będzie. Zawiadomiłem moich prawników, jeszcze dzisiaj zrobią, co trzeba, żeby Lucas został oficjalnie uznany jako moje dziecko. Fia zerwała się na równe nogi. - Nie zabierzesz mi Lucasa! - Głos się jej rwał, oczy miała ogromne, pełne zgrozy. - Nie pozwolę ci! Możesz mieć całą armię prawników, możesz mieć miliony, ale nie uda ci się nas rozdzielić. Jestem jego matką, a on ma dopiero dwa lata! Potrzebuje mnie! - Cóż, ty nie miałaś skrupułów, kiedy odebrałaś mu ojca. Miało mnie nie być w jego życiu. Teraz sama widzisz, że niełatwo przełknąć coś takiego. Fia zmusiła się do tego, żeby oddychać. Wdech, wydech - komenderowała w my- ślach. Nie okazuj strachu. Nie wolno ci okazywać strachu. Trudno jej było uwierzyć, że Santo z zemsty chce odebrać jej syna. Nie sądziła, by był człowiekiem takiego pokroju. Ale jeżeli myliła się co do niego, jeżeli w rzeczywistości był okrutnikiem lubiącym za- dawać ból, okazanie strachu wobec jego pogróżek było jak zaproszenie do zabawy. Wiedziała o tym z doświadczenia. - Posłuchaj, wiem, co czujesz... - zaczęła z nienaturalnym spokojem. - Nie, nie wiesz - przerwał jej. W lodowatym tonie jego głosu głucho pobrzmiewał ból. - Nie masz pojęcia, jakie uczucia wywołuje we mnie świadomość, że straciłem po- nad dwa lata z życia mojego dziecka. L R T - Możesz mieć do mnie pretensje, że dokonałam takiego wyboru - oświadczyła sztywno. - Ale nie waż się obarczać konsekwencjami Lucasa. Jeżeli wystąpisz do sądu o przyznanie ci wyłącznej opieki nad dzieckiem, bardzo możliwe, że sprawę wygrasz. Dasz mi nauczkę. Odpłacisz się pięknym za nadobne. Ale zastanów się, czy twoja satys- fakcja będzie warta cierpienia synka, bo to on najciężej przeżyje rozłąkę ze mną. Santo słuchał jej bez słowa, a jego mina wyrażała coraz głębsze zdumienie. - O czym ty mówisz? Naprawdę uważasz, że w moim mniemaniu rola ojca spro- wadza się do odebrania dziecku matki? Chyba mnie z kimś mylisz. Nie miała problemu ze zrozumieniem aluzji; jej przeszłość była jak wciąż nieza- gojona rana. Schyliła głowę i przygryzła wargę, tłumiąc ból i szaloną chęć, żeby zerwać się i wyjść bez słowa. - Na szczęście jest inne wyjście z tego impasu - ciągnął Santo. - Wyjście genialne w swej prostocie i w dodatku mające wielowiekową tradycję. Sposób naszych babć, że tak powiem. I dziadków. Fia nie miała najmniejszej ochoty na zabawę w zgadywanki. - Nie ma innego wyjścia! - Poderwała głowę. - Myślisz, że się nad tym nie zasta- nawiałam? Nie chcę, żeby Lucas spędził najbliższe lata przerzucany; między nami jak tobołek, zgodnie z grafikiem zatwierdzonym przez sąd. Nie chcę też, żeby nasiąknął całą tą paskudną atmosferą waśni między naszymi rodzinami. - Lucas - Santo podniósł się zza biurka, obszedł je dookoła i stanął tuż przed Fią, opierając się o blat - nie będzie nigdzie przerzucany jak tobołek. A cała ta idiotyczna waśń, której, nawiasem mówiąc, Ferrarowie od dawna mają powyżej uszu, skończy się raz na zawsze. Bo rodziny Ferrarów i Baracchich połączą się. Spowinowacą. Fia, która właśnie odgarniała z czoła kosmyki włosów, zamarła w pół gestu, z uniesionymi dłońmi i palcami przy skroniach. Pojęła od razu, z całkowitą pewnością, do czego zmierza Santo. I ta pewność poraziła ją jak uderzenie błyskawicy. - Mam zamiar się z tobą ożenić. To krótkie zdanie, wypowiedziane bez emfazy i bez wzruszenia, spokojnym, oznajmującym tonem, zawisło między nimi w ciężkiej ciszy. L R T Czy on to naprawdę powiedział? - zastanawiała się gorączkowo Fia. Czy ja to na- prawdę usłyszałam? A może pomieszało mi się w głowie i jak na wariatkę przystało, słyszę głosy, które naigrawają się ze mnie? - Powiedziałeś, że chcesz się ze mną ożenić? - Przekrzywiła głowę, jak osoba, któ- ra robi wysiłek, żeby dosłyszeć, co się do niej mówi. Nie była w stanie zebrać myśli. Santo równie dobrze mógł zakomunikować, że za- mierza polecieć na księżyc; zrobiłoby to na niej podobne wrażenie. Rzecz była zbyt ab- surdalna, żeby jej dotyczyć. Nie w prawdziwym życiu. - Owszem. Jeśli chcesz, możesz uznać to za oświadczyny - padła zwięzła odpo- wiedz. - Ustalimy, co jest do ustalenia, i pobierzemy się. Jak najprędzej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|