WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Po dziesięciu minutach mężczyzna przestał stukać młotkiem.
Obaj z Jakiem w końcu wyrwali drzwi z futryny. Cath szybko
wybiegła z piwnicy. Przyrzekła sobie, że już nie będzie narzekać na
słabe oświetlenie. Było o niebo lepsze niż zupełna ciemność!
- Bardzo dziękuję! - powiedziała, gdy wszyscy zebrali się w
kuchni. Stała przed nią starsza pani i przystojny młody mężczyzna.
- Kochanie, naprawdę nie ma za co. Myślałam, że mnie
odwiedzisz. Co u ciebie? - spytała pani Watson.
96
R S
- Wszystko w porządku. Byliśmy tak zajęci porządkami i
sprzątaniem, że zupełnie zabrakło mi czasu na odwiedziny. Cieszę się,
że panią widzę - powiedziała Cath, obejmując ją. Uśmiechnęła się do
młodego człowieka.
- To mój siostrzeniec, Bart Butler - wtrąciła pani Watson.
- Jake Morgan - przedstawił się Jake, wyciągając do niego dłoń.
- Moja żona, Cath.
- Byłyśmy z Sally sąsiadkami przez ponad czterdzieści lat.
Bardzo mi jej brakuje. Pamiętam, jaka była z ciebie dumna. Nazywała
cię wymarzoną wnuczką - mówiła pani Watson.
Cath skinęła głową. Sally traktowała jej ojca jak własne dziecko,
którego nie dane jej było mieć.
- Zapomniałam, że przyszłam skorzystać z telefonu - dodała
sąsiadka. - Mój nagle przestał działać, a muszę odebrać zamówione
lekarstwa przed Bożym Narodzeniem. Powiedziałam do Barta, że
przejdę się do was mimo śniegu. Nie spodziewałam się takiej historii z
drzwiami. Co prawda Sally wspominała, że trzeba wezwać kogoś do
naprawy, ale najwyrazniej nie znalazła na to czasu.
- Moja komórka normalnie działa - wtrącił Jake, wskazując
telefon, który zostawił na kuchennym blacie. Postanowił nie
rozstawać się z nim w przyszłości.
- Dziękuję - odezwał się Bart. - Chętnie pojadę do apteki, ale
wolałbym najpierw wiedzieć, czy już mają te leki. Przy tej pogodzie
jazda na darmo byłaby bez sensu.
97
R S
- Dobrze, że przyszliście zadzwonić. Siedzieliśmy w zupełnych
ciemnościach i nie wiedzieliśmy, jak się wydostać - powiedział Jake.
Podał telefon pani Watson.
- Mogliśmy tam tkwić przez całą noc - dodała Cath. - Zaraz po
przyjezdzie powinnam wpaść do pani na chwilę i powiedzieć, że
przyjechałam na święta.
- Widzieliśmy światła, więc wiedzieliśmy, że już jesteście -
powiedział Bart, gdy jego ciotka zaczęła rozmowę przez telefon. -
Zauważyłem was, gdy wyszliście na spacer. Dla mnie jest za zimno.
- Nie jesteś stąd? - spytała Cath.
- Mieszkam w Richmond, ale w tym roku przyjechałem do cioci
na święta. Nie chciała wybrać się do Richmond.
- Nie masz więcej rodziny? - wtrącił Jake.
- Mam cały tłum, ale rodzice właśnie zafundowali sobie
świąteczny rejs, a obie siostry z rodzinami wyjechały na narty. Brat z
żoną spędzają święta u jego teściów. Zostałem sam. Ciocia Pearl
zaproponowała, żebym do niej przyjechał. Chyba uznała, że kawaler
nie potrafi ugotować sobie nic porządnego.
Jake zauważył uśmiech, jakim Cath obdarzyła sąsiada. Skrzywił
się. Czyżby Bart Butler był idealnym kandydatem na męża? Bardzo
wygodnie byłoby im teraz mieszkać po sąsiedzku.
- Wszystko załatwione - oznajmiła pani Watson. - Nawet
dostarczą jutro, chociaż to już Wigilia. Nie będziesz musiał jechać -
zwróciła się do siostrzeńca.
98
R S
- To dobrze, ale i tak dla ciebie chętnie bym pojechał - stwierdził
z uśmiechem.
- Wiem, kochanie. Teraz powinniśmy wracać. Robi się coraz
zimniej.
- Dziękujemy za uratowanie nas - powiedziała Cath.
- Zawsze do usług - zadeklarował Bart, tym razem uśmiechając
siÄ™ do niej.
- Nie wiesz, jak długo nie będzie prądu? - spytała.
- Nie mam pojęcia. Gdyby działał nasz telefon, mógłbym
zadzwonić do elektrowni. Zwykle są w stanie podać przybliżony czas
- odpowiedział Bart.
- Zaczekajcie. Zaraz tam zadzwoniÄ™.
Cath sięgnęła po telefon Jake'a i zajrzała do książki telefo-
nicznej. - Jeszcze dwie godziny - poinformowała po chwili. - Będzie
już zupełnie ciemno.
- Dacie sobie radę? - upewniła się pani Watson.
- Oczywiście.
Jake objął Cath, przyciągając ją bliżej. Nie potrzebował dalszego
zainteresowania sąsiadów, a Barta przede wszystkim.
- Ciocia Sally miała lampy naftowe. Skorzystamy z nich w razie
potrzeby - powiedziała Cath.
- Macie też kuchenkę gazową, żeby coś ugotować - dodała Pearl
Watson, rozglądając się po kuchni. - Może wpadniecie na kolację? -
zaproponowała.
99
R S
- Dziękuję za zaproszenie. Poradzimy sobie. Mam nadzieję, że
się jeszcze spotkamy, zanim wrócę do Waszyngtonu - powiedziała
Cath.
- Wyjeżdżacie? Szkoda. Gdy nikogo tu nie ma, ten dom wydaje
się taki ponury - zauważyła Perl.
- Cóż, mieszkamy w Waszyngtonie - przypomniał Jake.
- Właściwie, zastanawiam się nad przeprowadzką tutaj w
przyszłym roku - zwierzyła się Cath. Uwolniła się z uścisku Jake'a i
podeszła do sąsiadki. - Jestem nauczycielką. Czy miałabym szansę
znalezć pracę gdzieś w pobliżu? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates