[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strasznej myśli, że mógłby stracić Drew zaraz po tym, jak go odzyskał. Co tam blizny, byle tylko Drew przeżył! Musiał natychmiast zobaczyć się z Maggie. Oddałby wszystko za chwilę rozmowy. - Czy groziłeś mojej córce, że zabierzesz jej dziecko? - zawarczał znów Boyd. Nick usłyszał pytanie, lecz dłuższą chwilę zabrało mu zrozumienie jego sensu. Zamknął oczy i westchnął z irytacją. Ojciec Maggie, tak zazwyczaj milczący, przejawiał nagle nieodpartą chęć do pogawędki, co prawda niezbyt przyjaznej. - Byłem wtedy wściekły, panie Smith, nie wiedziałem, co mówię - bronił się z niezwykłą jak na niego pokorą. - Ale teraz chyba nie ma czasu na takie dyskusje. 138 RS - Wręcz przeciwnie, czasu mamy dużo. Te rzeczy na ogół ciągną się dosyć długo. Tak mi się przynajmniej wydaje, bo nie znam się na tym zbyt dobrze. Bomba! pomyślał Nick ze złością. Ten stary milczek nie tylko zachorował na nagły słowotok, ale w dodatku gada zupełnie bez sensu. - Szczerze mówiąc, panie Smith, zupełnie nie wiem, o co panu chodzi. - O dzieci, Santos. Dzieci rodzą się w bólach i na ogół dosyć długo. Hej, co z tobą? Przecież to nie ty jesteś ojcem tych blizniaków. Dlaczego tak pobladłeś? Bliznięta. Dzieci. W gęstej mgle, spowijającej mózg Nicka, rozbłysło nagle jaskrawe światełko. Julianna i Lucas. Właśnie teraz przychodzą na świat ich dzieci. Nie wydarzył się żaden wypadek. Maggie i Drew nie byli ranni. Przywiezli do szpitala rodzącą Juliannę. Dzięki Bogu, powtarzał w myślach Nick, ukrywszy twarz w dłoniach. Przeniknęło go uczucie niewysłowionej ulgi i wybuchnął głośnym śmiechem. Boyd nachylił się nad nim i spytał z niepokojem: - Synu, nic ci nie jest? Nick czuł się zmęczony. Jednocześnie jednak był tak szczęśliwy, że miał ochotę schwycić w ramiona i wycałować ojca Maggie. Wstał gwałtownie z krzesełka i zapytał: - Gdzie są Maggie i Drew? - Babcia zabrała Drew do kafejki, podobno mają tam wspaniałe ciastka. Maggie została przy Juliannie. Przed chwilą przyjechał Lucas, więc nie wiem, czy córka jeszcze tam jest. Zaraz, poczekaj, nie wolno ci... 139 RS Nick prześlizgnął się przez drzwi z napisem Wejście wzbronione". Musiał znalezć Maggie i porozmawiać z nią na osobności. Gdy z mijanego pokoju dobiegł go kobiecy krzyk, w popłochu skręcił w lewo. Nie chciał przeszkadzać ludziom w tak ważnej dla nich chwili. Gdy rozjuszona pielęgniarka przepędziła go spod drzwi kolejnej sali porodowej, umknął w następny korytarz. Stała przed wielką szybą, ciekawie zerkając do środka. Nick natychmiast domyślił się, że znalazł się na oddziale noworodków, a Maggie obserwuje dzieci. Była bardzo blada, a jej ramiona były tak zgarbione, jakby dzwigała na nich ciężar całego świata. Wydała mu się krucha i delikatna jak lalka z porcelany. Ten widok go rozczulił. Gdy tak bez słowa na nią patrzył, zrozumiał, że jego złość i ból zostały przytłumione przez inne, o wiele potężniejsze uczucie. To była miłość. Miał syna i poczuł się za niego odpowiedzialny. Maggie go okłamała i skradła mu pięć cudownych lat życia ich dziecka. Czy mógł ją jednak za to potępiać? Po raz pierwszy zastanowił się, jak ona się czuła, gdy okazało się, że pomylił ją z inną kobietą. I co musiała myśleć, gdy jego sprawa o ustalenie ojcostwa znalazła się na pierwszych stronach wszystkich brukowców. Po raz pierwszy też spróbował odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie, co by zrobił, gdyby pięć lat temu Margaret Smith zadzwoniła do niego i wyznała prawdę. Uwierzyłby jej? A może uznał za kolejną oszustkę? Któż to może wiedzieć... 140 RS Nie ulegało jednak dla niego wątpliwości, że to Maggie wzięła na siebie całą odpowiedzialność za ich syna i była kochającą, mądrą i troskliwą matką. Jakby wyczuwając jego obecność, Maggie odwróciła się i podniosła wzrok. W jej zielonych oczach płomień paniki zapłonął równie nagle, jak zgasł. Potem jej spojrzenie stało się puste, obce i nieobecne. - Maggie... Objęła się ciasno ramionami i odwróciła plecami. Miał ochotę mocno
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|