WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

grot.
CzekaÅ‚a mnie teraz dÅ‚uga wêdrówka do  Icarusa . Chyba ¿e
znalazłbym wolny samochodzik. Ale po drodze i tak musiałem
jeszcze gdzieS wst¹piæ. Zamiast pójSæ w prawo do statku, skrêci-
Å‚em w lewo do StarrCommu.
Recepcjonistka Wuja Arthura trzymała mnie przy telefonie
kilka minut, co nie wró¿yÅ‚o niczego dobrego. Wuj Arthur na pew-
no chrapał w najlepsze, a nie cierpiał, gdy ktoS go budził. W do-
datku nie miałem dla niego pomySlnych wieSci. W sumie rozmo-
wa nie zapowiadaÅ‚a siê przyjemnie.
Kiedy Wuj Arthur wreszcie pojawiÅ‚ siê na ekranie, zamuro-
waÅ‚o mnie. Nie wygl¹daÅ‚ na zaspanego i wÅ‚osy nie sterczaÅ‚y mu
na wszystkie strony niczym ciernista aureola. Nie był w koszuli
294
nocnej i narzuconym w poSpiechu szlafroku. Od lat nie widzia-
Å‚em go tak elegancko ubranego i starannie uczesanego.
Zatem nie wyci¹gn¹Å‚em go z łó¿ka. Zamiast tego przeszko-
dziłem mu pewnie w spotkaniu z takimi samymi tajemniczymi
wa¿niakami, jak on. ZastanawiaÅ‚em siê, czy to lepiej, czy gorzej,
ale moja bol¹ca gÅ‚owa nie potrafiÅ‚a tego rozstrzygn¹æ.
Spojrzałem na jego twarz i ciarki przeszły mi po plecach. Miał
minê bezradnego czÅ‚owieka osaczonego przez wrogów. Przypo-
minał mistrza szachowego, któremu pozostał tylko król i jeden
pionek oraz SwiadomoSæ, ¿e tego pionka bêdzie musiaÅ‚ za chwilê
poSwiêciæ.
 WłaSnie rozmawialiSmy o tobie, Jordan  przywitał mnie
z wystudiowan¹ obojêtnoSci¹.  Jaka sytuacja?
 Jeszcze nie najgorsza  odrzekłem.  A co u pana?
 Niestety, nie najlepiej  wyznał.  Gdzie jesteS?
 Biorê udziaÅ‚ w Wielkim Rwiêcie na Palmary. I zamierzam
wynieSæ siê st¹d do wszystkich diabłów, jak szybko siê da.
 Rozumiem, ¿e masz jakiS problem?
 Mo¿na tak powiedzieæ  zgodziÅ‚em siê cierpko.  Dorwali
mnie Patthowie i pozwolili swoim Iykamom poæwiczyæ na mojej
głowie solówki perkusyjne. Załoga wydostała mnie, ale dwaj z na-
szych dostali plazm¹. Wiem, ¿e woli pan nie przyznawaæ siê do
mnie, ale potrzebujemy wsparcia, i to szybko.
ZrobiÅ‚ jeszcze bardziej obojêtn¹ minê.
 Dok¹d siê wybierasz po opuszczeniu Palmary?
 Jeden z członków załogi ma kumpla na Beyscrim. Zała-
twiÅ‚ nam tam kwaterê do wyÅ‚¹cznej dyspozycji  wyjaSniÅ‚em
i znów przeszÅ‚y mnie ciarki. Nie zareagowaÅ‚ na moj¹ proSbê o po-
moc. Przynajmniej powinien teraz wÅ‚¹czyæ komputer i znalexæ
informacje o planecie. Ale ani drgn¹Å‚.  To okoÅ‚o piêciu dni lotu
st¹d. Chyba pañscy ludzie zd¹¿yliby tam dotrzeæ na czas?
 Tak, na pewno&  przyznaÅ‚ z ciê¿kim westchnieniem. 
PosÅ‚uchaj, Jordan& Obawiam siê, ¿e nic z tego.
Wlepiłem w niego oczy.
 Jak to? Dlaczego?
 Powiem wprost: Ziemia uległa naciskom  odparł z go-
rycz¹.  Przed kwadransem Genewa wydaÅ‚a oficjalny zakaz
udzielania poszukiwanemu statkowi  Icarus pomocy w ludziach,
295
sprzêcie, materiaÅ‚ach, w postaci informacji czy innej formie. Do-
tyczy to wszystkich wÅ‚adz, instytucji, organizacji, a tak¿e osób pry-
watnych z obywatelstwem ziemskim lub sojuszniczych Swiatów.
Usta mu zadrgały.
 Wymieniono wasze nazwiska, Jordan. Twoje, Ixila i dwóch
czy trzech czÅ‚onków zaÅ‚ogi, które udaÅ‚o siê ustaliæ.
PoczuÅ‚em, jak wali mi serce. Wuj Arthur byÅ‚ moj¹ ostatni¹ szans¹.
 To jakaS bzdura. Nie mog¹ tego zrobiæ. Chodzi o tak wy-
sok¹ stawkê, ¿e&
SkrzywiÅ‚ siê.
 WÅ‚aSnie wysokoSæ stawki brali pod uwagê. Jeszcze nie
powiedziaÅ‚em ci wszystkiego. Dziesiêæ minut przed komunika-
tem genewskim Patthowie wydali swój własny. Uznali Kalixów
za rasê wyklêt¹.
PrzypomniaÅ‚em sobie groxbê Naska.
 To szybko  stwierdziÅ‚em.  Jeszcze nie minêÅ‚a godzina
od ostrze¿enia wygÅ‚oszonego do nas przez ich ambasadora.
 Cokolwiek zrobiÅ‚eS, rozdra¿niÅ‚eS ich. ¯arty siê skoñczyÅ‚y.
Westchn¹Å‚em gÅ‚oSno.
 Stanowczo wolaÅ‚em poprzedni¹ sytuacjê, kiedy bawiliSmy
siê z nimi w podchody. Czy Genewa pamiêta, ¿e w tej sprawie
ma swój udział Arno Cameron?
Wzruszył ramionami.
 Chyba tak. Gdyby Cameron był w Genewie, na pewno za-
Å‚atwiÅ‚by wszystko po swojej mySli. Ma rozlegÅ‚e wpÅ‚ywy i pieni¹-
dze. Ale, o ile wiem, nie odnalazÅ‚ siê. A samo nic siê nie zaÅ‚a-
twi.  Zmru¿yÅ‚ oczy.  Chyba, ¿e ty wiesz, gdzie jest.
 Nawet gdybym wiedział, nie powiedziałbym panu  od-
parÅ‚em kwaSno.  A przynajmniej nie przy tych wa¿niakach, któ-
rzy nas teraz sÅ‚uchaj¹.
Zerkn¹Å‚ na swoje ubranie.
 Pewnie zdradził mnie ten oficjalny strój, co? Genewa przy-
sÅ‚aÅ‚a do mnie dwóch przedstawicieli z kopi¹ zarz¹dzenia. Ale
wcale nas teraz nie podsÅ‚uchuj¹.
 Chyba powinienem byæ wdziêczny za drobne przysÅ‚ugi 
mrukn¹Å‚em.  To tyle, jeSli chodzi o nasz maÅ‚y, prywatny ukÅ‚ad.
 W istocie  zgodziÅ‚ siê.  Jestem zaskoczony, ¿e tym ra-
zem władze nie zapomniały o mnie.
296
 A szkoda  powiedziaÅ‚em i dotkn¹Å‚em ostro¿nie guza na
gÅ‚owie. ZdawaÅ‚o mi siê, ¿e osi¹gn¹Å‚ wielkoSæ grejpfruta-medali-
sty.  W porz¹dku. Krótko mówi¹c, zabronili panu zadawaæ siê
ze mn¹. Podobnie jak wszystkim w Spirali, którzy maj¹ dziesiêæ
palców i czerwon¹ krew. Tylko co to dokÅ‚adnie znaczy?
Westchn¹Å‚.
 WÅ‚aSnie to. Nie wolno mi mieæ z tob¹ nic wspólnego.
Parskn¹Å‚em.
 Bez ¿artów. Od kiedy pozwala pan sob¹ dyrygowaæ?
Zwłaszcza tym z Genewy?
PokrêciÅ‚ gÅ‚ow¹.
 Nie rozumiesz, Jordan. To nie jest strategiczna czy poli-
tyczna decyzja trzexwo mySl¹cych mê¿Ã³w stanu. To paniczna
reakcja ludzi przera¿onych groxbami Patthów. Trzês¹ siê na mySl,
co mo¿e nas spotkaæ, jeSli jakakolwiek istota ludzka w Spirali
udzieli wam pomocy.
 To Smieszne  nie ustêpowaÅ‚em.  Patthowie blefuj¹. To-
wary nale¿¹ce do ludzi i wspólników to cztery do szeSciu pro-
cent ich przewozów. Nie mog¹ tego przekreSliæ jednym poci¹-
gniêciem pióra.
 Tak zrobili z Kalixami  przypomniaÅ‚ mi.  Wiem, ¿e w po-
równaniu z naszym, udział kalixirskich towarów w ich przewozach
jest znikomy. Ale nikt w Genewie nie uwa¿a, ¿e to blef.  ZawahaÅ‚
siê.  Szczerze mówi¹c, ja te¿ nie. Nie w sytuacji, kiedy przyszÅ‚oSæ
ekonomiczna Patthów mo¿e zale¿eæ od tego, co jest w  Icarusie .
MilczeliSmy przez pół minuty. Wuj Arthur pierwszy przerwał
ciszê.
 A co z Rylandem i Antoniewiczem? W¹tpiê, ¿eby Gene-
wa dostarczyÅ‚a im kopiê zarz¹dzenia.
 Nie musi  odparłem i zmarszczyłem brwi; coS mi nagle
przyszÅ‚o do gÅ‚owy.  Wiem od ambasadora Patthów, ¿e Brat John
wyparÅ‚ siê mnie.
 Szkoda  mrukn¹Å‚ Wuj Arthur.  Bez wzglêdu na to, co
mySlisz o Antoniewiczu, jego organizacja mogłaby ci pomóc.
 O dziwo, Tera zasugerowała mi coS podobnego  odpowie-
działem w zamySleniu, bo właSnie dokonałem nowego odkrycia
w zwi¹zku ze Smierci¹ Jonesa.  Tylko w przeciwieñstwie do pana
nie podobaÅ‚ jej siê pomysÅ‚ przekazania  Icarusa przestêpcom.
297
 Mnie te¿ siê nie podoba  zapewniÅ‚.  Ale jeSli miaÅ‚bym
wybieraæ miêdzy Antoniewiczem i Patthami&  PokrêciÅ‚ gÅ‚ow¹. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates