WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pauzę musimy wykorzystać, aby ich dopaść.
Na tych obszarach nie ma świtu ani zmierzchu. Dzień i noc zmieniają się błyskawicznie.
Sternau wyrzekł swoje słowa jeszcze wśród ciemności, pięć minut potem było ju\ jasno, piękny
dzień i trzej jezdzcy znowu jechali po obszarze pustyni Mapimi.
Na południowej granicy Nowego Meksyku i Arizony w dorzeczu rzeki Rio Grandę del
Norte, znajduje się wy\yna, która na wschodzie i północnym wschodzie łączy się z
pastwiskami Komanczów. Zaś sama wy\yna nale\y do Apaczów, \yjących w wiecznym
śmiertelnym konflikcie z Komanczami.
W OBOZIE APACZÓW
Tych Komanczów wezwano do Meksyku, na pomoc wojskom rządowym. Bardzo chętnie
się tam wybrali, spodziewając się wrócić z bogatym łupem. Wyruszyli w kilka tysięcy, ale nie
naraz i otwarcie, tylko podzielili siÄ™ na plemiona i odbywali swojÄ… drogÄ™ po kryjomu, aby ich
śmiertelni wrogowie Apacze nie spostrzegli.
Mo\e tydzień przed opowiedzianymi wypadkami wrzało ju\ na południu małej prerii. Była
to bowiem pora, w której bawoły rozpoczynały swoje wędrówki w stronę północny.
Słońce stało wysoko i oświecało krwawe widowisko. Jak daleko sięgało oko, wszędzie
le\ały cielska pozabijanych bizonów. Jak daleko sięgało oko widziano postacie o miedzianej
skórze  robiące mięso , jak wyra\a się mieszkaniec prerii. Dokoła paliły się liczne ogniska, nad
którymi syczały soczyste pieczenie. Tysiące sznurów i rzemieni wisiało na palach, a na nich
długie, wąsko krajane kawały mięsa bizonów. Suszyły się na słońcu i powietrzu. Pośrodku tej
pełnej \ycia prerii stały trzy namioty. Sporządzone były ze skór bawolich, ozdobione orlimi
piórami  pewny znak, \e słu\yły za schronienie wodzów. Dwa były puste. Przed trzecim zaś
namiotem siedział stary Indianin, wytatuowany od stóp do samej głowy. Gołe ciało owinął
wygarbowaną skórą jelenia. Obok niego le\ała długa flinta. Na ciele jego było widać liczne
blizny, włosy były związane na podobieństwo hełmu, tkwiło w nich pięć orlich piór.
Był to Rączy Koń, jeden z największych wodzów Apaczów. Włos jego posiwiał, zaś on sam
nie miał ju\ siły polować na wielkiego bizona. Jednak serce jego było młode, a umysł bystry.
Dlatego te\, w czasie wszystkich wa\nych narad przy ognisku, zajmował główne miejsce.
Słowa jego miały większe znaczenie ni\ głosy całej setki walecznych wojowników.
Nie mogąc polować, siedział przed namiotem i przyglądał się widowisku, jakie urządziły
trzy, zaprzyjaznione z Apaczami plemiona.
Równinę porastały pojedyncze, ale tak\e skupione krzaki, wyglądające jak wyspy. I tu
odbywały się najbardziej widowiskowe pojedynki między Indianami a bizonami. W pobli\u
trzech namiotów rosły gęste krzaki. Stary wódz, prawie nie zwracał na nie uwagi, jednak jego
bystre oko zauwa\yło, \e małe gałązki poruszały się od pewnego czasu.
Schwycił flintę. Myślał, \e mo\e jakiś drobny zwierz zaplątał się tam, a poniewa\ jego ramię
za słabe ju\ było, aby zabić bizona, pragnął bodaj tu spróbować szczęścia i celnie strzelić. Oko
jego poznało ciemne miejsce pośrodku krzewów. Tam musiał siedzieć zwierz. Podniósł lufę i
ju\ miał zamiar poło\yć palec na spust kiedy z krzewów wyszedł mę\czyzna.
Nie był to Apacz! Skąd wziął się w krzakach pośród polujących Apaczów? Przyszedł jako
wróg? Musiał być bardzo sławnym strzelcem, inaczej nie udałoby mu się niepostrze\enie
przedostać a\ do środka terenu myśliwskiego Apaczów.
Rączy Koń zatrzymał palec na spuście, obcy zaś podniósł lewą rękę na znak, \e przychodzi
w pokojowym zamiarze. Był ubrany w skórę bawolą i miał bardzo cię\ką, starą dubeltówkę w
ręce. U pasa było widać oprócz torebki z amunicją tylko nó\ i tomahawk. Twarz jego była
czerwonobrunatna, nie mógł to być biały.
Nie mówiąc ani słowa usiadł po lewicy Apacza, poło\ył strzelbę, nó\ i tomahawk daleko od
siebie i dopiero teraz dał dowód pokojowego usposobienia, odzywając się czystym narzeczem
Indian:
 Synowie Apaczów mają dzisiaj bardzo dobre łowy. Wielki Duch sprzyja swoim
walecznym dzieciom. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates