[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zniesienia, bo pradawne istoty wiedzą, jak działa miłość i jak manipulować ludzmi. I jak sprawić, by ich wrogowie robili to, czego one chcą. Ale walczyli z tym wrogiem i wygrali. A Elena, próbując uleczyć śmiertelne rany Stefano, w jakiś sposób w końcu stała się znowu śmiertelna: obudziła się naga, leżąc na ziemi w Starym Lesie, przykryta kurtką Damona, który zniknął, nie czekając na podziękowanie. Przebudziły się wtedy najprostsze rzeczy: jej zmysły, jej serce, ale nie jej umysł. Stefano był dla niej taki dobry. - A teraz? Kim jestem? - zapytała na głos, przyglądając się swoim dłoniom, swojemu ciału, posłusznemu siłom grawitacji. Powiedziała przecież, że dla Stefano wyrzeknie się nawet latania. Ktoś widać trzymał ją za słowo. - Jesteś piękna - odpowiedział jej ukochany, nie poruszając się, pogrążony jeszcze w półśnie. Po ułamku sekundy podniósł się gwałtownie. - Ty mówisz! - Wiem o tym. - Do rzeczy! - Dziękuję serdecznie. - Całymi zdaniami! - Zauważyłam. - Proszę, powiedz coś dłuższego - nalegał Stefano, jakby nie wierzył w to, co słyszy. - Chyba za wiele zadawałeś się z moimi przyjaciółmi. Twoja prośba zdradza zuchwałość Bonnie, uprzejmość Matta i dociekliwość Meredith. - Eleno, to ty! Zamiast kontynuować ten śmieszny dialog, odpowiadając Stefano, to ja! , Elena zamilkła i się zamyśliła. Powoli wstała z łóżka. Stefano pospiesznie odwrócił wzrok i podał jej szlafrok. Stefano? Stefano? Cisza. Kiedy obrócił się po odpowiednio długiej chwili, zobaczył, że Elena klęczy na podłodze, w promieniach słońca wpadających przez okno, trzymając szlafrok w rękach. - Elena? - Wiedziała, że wydawała mu się teraz bardzo młodym aniołem pogrążonym w medytacji. - Stefano. - Ty płaczesz. - Znowu jestem człowiekiem. Niczym mniej i niczym więcej. Zdaje się, że potrzebowałam po prostu kilku dni, żeby tak się stało. Spojrzała mu w oczy. Były zawsze zielone. Jak szmaragdy podświetlone od tyłu. Jak letni liść oglądany pod słońce. Potrafię czytać w twoich myślach. - Ale ja nie potrafię czytać w twoich, Stefano. Chwytam tylko ogólny sens, a i tego nie jestem pewna... nie możemy na to liczyć. Eleno, mam w tym pokoju wszystko, czego potrzebuję. Usiądz koło mnie, a będę mógł powiedzieć, że wszystko, czego potrzebuję, jest na tym łóżku. Nie usiadła koło niego, ale wstała i rzuciła mu się w ramiona. - Wciąż jestem bardzo młoda - wyszeptała, obejmując go mocno. - A jeżeli liczyć dni, to nie było za wiele takich... - Ja wciąż jestem dla ciebie zdecydowanie za stary. Ale móc na ciebie patrzeć i widzieć, że ty patrzysz na mnie... - Powiedz, że będziesz mnie zawsze kochał. - Będę cię zawsze kochał. - Cokolwiek się stanie. - Eleno, Eleno, kochałem cię jako śmiertelną dziewczynę, jako wampira, jako ducha, jako dziecko podobne do anioła. Teraz znów kocham cię jako ludzką istotę. - Obiecaj, że będziemy razem. - Będziemy razem. - Nie. Stefano, to ja. - Dotknęła czoła, jakby chciała podkreślić, że za piękną twarzą kryje się żywy i błyskotliwy umysł. - Znam cię. Nawet jeżeli nie mogę czytać w twoich myślach, potrafię czytać z twojej twarzy. Twoje dawne lęki wróciły, prawda? Odwrócił wzrok. - Nigdy cię nie opuszczę. - Ani na jeden dzień? Ani na chwilę? Zawahał się przez chwilę i spojrzał znowu na nią. Jeżeli tego naprawdę chcesz. Nie opuszczę cię, nawet na chwilę. Teraz przesyłał jej swoje myśli, wiedziała o tym, bo mogła je usłyszeć. - Uwalniam cię od wszystkich obietnic. - Eleno, ale one są szczere. - Wiem. Ale kiedy już odejdziesz, chcę żebyś miał czyste sumienie. Nawet bez nadnaturalnych zdolności potrafiła odczytać z twarzy Stefano każdy niuans jego myśli: Kaprysy. W końcu, dopiero się obudziła. Jest oszołomiona. Elenie nie zależało na tym, żeby którekolwiek z nich było mniej oszołomione. To dlatego ugryzła go lekko w podbródek, dlatego go całowała. Z pewnością, pomyślała, jedno z nas jest oszołomione... Czas wydawał się rozciągać tak bardzo, że w końcu się zatrzymał. Wszelkie oszołomienie zniknęło, wszystko stało się absolutnie jasne. Elena wiedziała, że Stefano wie, czego ona pragnie, i że chciał zrobić wszystko, o co ona go poprosi. Bonnie wpatrywała się w cyfry na ekranie swojego telefonu. Dzwonił Stefano. Nerwowo przeczesała palcami włosy i odebrała. To nie był Stefano, ale Elena. Bonnie zaczęła chichotać i mówić jej, żeby nie bawiła się zabawkami Stefano, bo one przeznaczone są dla dorosłych... aż w końcu do niej dotarło. - Elena? - Czy za każdym razem będę to słyszeć? Czy tylko od najbliższych mi osób? - Elena? - Elena. Całkiem przebudzona - wtrącił Stefano, pojawiając się na ekranie. -Jak tylko wstaliśmy, postanowiliśmy zadzwonić... - Ele... ale jest południe! -wypaliła Bonnie. - Byliśmy zajęci paroma drobnymi sprawami - wyjaśniła Elena. Czyż to nie było cudowne, słyszeć, jak to mówi! Półniewinnie i z wielkim zadowoleniem z siebie, sprawiając, że masz ochotę objąć ją i błagać o wszystkie szczegóły. - Elena. - Bonnie wciąż nie mogła się otrząsnąć. Oparła się o ścianę, a potem osunęła na podłogę. Z jej oczu pociekły łzy. - Elena, oni powiedzieli, że musisz opuścić Fell's Church. Odjedziesz? Tym razem to Elena była w szoku. - Co powiedzieli? - Ze ty i Stefano musicie stąd odejść na zawsze. - Nigdy w życiu! - Kochanie moje... - zaczął Stefano, ale nagle przerwał i tylko otwierał i zamykał usta, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Bonnie przyglądała mu się. To się zdarzyło poza widokiem kamery, ale mogłaby przysiąc, że kochanie właśnie uderzyło Stefano łokciem w brzuch. - Spotykamy się o drugiej? - zapytała Elena. Bonnie wróciła do rzeczywistości. Elena nigdy nie dawała nikomu czasu na zastanowienie. - Jasne! Elena - Meredith oddychała ciężko. - Elena! Elena! - Meredith. Nie zmuszaj mnie do płaczu, ta bluzka jest z czystego jedwabiu! - Bo to jest moje sari z czystego jedwabiu! Elena wyglądała niewinnie jak anioł. - Wiesz, Meredith, chyba sporo urosłam ostatnio... - Jeżeli chcesz powiedzieć więc tak naprawdę na mnie leży lepiej - w głosie Meredith słychać było grozbę - to ostrzegam Cię, Eleno Gilbert... - Przerwała i obie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|