[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ktor skrupulatnie objaśniał jej pochodzenie oglądanych por tretów i krajobrazów oraz innych eksponatów. Kiedy wyszli, zaczynało zmierzchać. - Napijesz się herbaty? Kawiarnia Dikker i Thijs" znajduje się całkiem blisko. Gdy przechodzili przez ulicę, ponownie wziął ją za rękę. Weszli do eleganckiej kafejki. Serena dopilnowała, by nie siedzieli w niej zbyt długo, bo było już prawie ciemno. Taksówką dojechali do hotelu, a potem samochodem doktora do pensjonatu pani Blom. Ter Feulen otworzył drzwi Serenie i z kamienną twarzą wy słuchał jej podziękowań. - Jak minął dzień? - zapytała gospodyni i nie czekając na odpowiedz, dodała: - Wszyscy już dawno wyszli. Mieli zamiar zjeść na mieście, ale ja zaraz zrobię pani kolację. - Nie jestem głodna, pani Blom - odparła dziewczyna. - Gdybym mogła dostać tylko jakąś kanapkę... - Kanapkę? Dobrze. I talerz mojej wyśmienitej zupy. A w te lewizji jest teraz program, który na pewno się pani spodoba. Proszę się szybko przebrać i zaraz przyjść tu na dół. Serena poszła do siebie. W całym domu było cicho, w pokoju zaś bardzo zimno. Powiesiła płaszcz do szafy, włożyła miękkie kapcie, po czym stanęła przed wiszącym lustrem i przyjrzała się swej zmęczonej twarzy. - Jestem naprawdę zaskoczona, moja droga, że spędził z tobą cały dzień - zwróciła się do własnego odbicia. - Strasznie się musiał wynudzić. Ciekawe, gdzie pójdzie wieczorem? Na kola cję, na tańce, a może do teatru? I cóż za rozkoszne stworzenie będzie go tam bawić? Na chwilę podeszła do okna, z którego rozciągał się widok na dachy okolicznych domów. Poczuła się samotna. 45 - Nie zaczynaj się znowu użalać nad sobą, dziewczyno - po wiedziała, zniżając głos. - Cudownie spędziłaś dzień. Zjadłaś przepyszny obiad i sporo zobaczyłaś. Czego możesz chcieć wię cej? Nie szukała odpowiedzi na to pytanie. Po chwili zeszła na dół i zjadła kolację. Pogratulowała pani Blom wybornie przyrządzo nej zupy, po czym zasiadła przed telewizorem. - I co, jest pani szczęśliwa? - zapytała z zaciekawieniem gospodyni. - Wszystko w porządku. Kolacja była wyśmienita. A teraz z przyjemnością pooglądam telewizję. Przez kilka chwil próbowała śledzić toczącą się na ekranie dyskusję, ale ponieważ, nic z niej nie rozumiała, oddała się roz myślaniom. A miała sporo do przemyślenia. O tej porze on je już pewnie kolację, snuła przypuszczenia, zerkając na wiszący nad piecem zegar. Siedzi sobie przy stole z jakąś piękną kobietą, która po holendersku mówi do niego kochanie". Wyobraziła sobie wspaniałą restaurację, świece na stolach i przyciszoną muzykę, umilającą wytworny posiłek. I na gle ogarnął ją smutek. Marc Dijkstra ter Feulen, wybitny specjalista w dziedzinie medycyny, mistrz w swoim fachu, baron w świetle holenderskie go prawa, też dziwnie dużo myślał o Serenie. Chociaż powinien raczej skupić uwagę na siedzącej naprzeciw kobiecie, która dys kretnie chrupiąc tosta, opowiadała zabawne historie z odbytej niedawno podróży do Francji. Gdyby na tym miejscu siedziała teraz Serena, pomyślał doktor, zostawiłaby z pewnością nietkniętego tosta, natomiast z ochotą zjadłaby główny posiłek i nie pisnęła ani słowa na temat liczby funtów, które przybędą jej na wadze. Byłaby po prostu sobą! Zawstydził się, wspominając fakt, że jeszcze rano przygoto wywał się w duchu na nudne zwiedzanie miasta, gdy tymczasem było tak przyjemnie. 46 - Wyobrażam sobie, jak okropne musiało być to godzinne czekanie na samolot - zauważyła towarzyszka doktora, widząc jego ponurą minę. - Ja również nie lubię podróży. Marc, czy zamierzasz zostać dłużej? - Rzuciła mu powabny uśmiech. - Nie widzieliśmy się całe wieki. - Kilka następnych dni spędzę w Hadze - oznajmił. - A po tem jadę do Leeuwarden. - Nie bywasz chyba wcale w domu. Uważam, że za ciężko pracujesz. 1 myślę, że potrzebujesz żony, która mogłaby o ciebie zadbać. - Jestem na to zbyt zajęty - uciął obojętnie ter Feulen. - Za tańczysz? Serena wcześnie znalazła się w łóżku. Po dyskusji nadano w telewizji film, który już kiedyś oglądała. Był to co prawda film amerykański, ale przeszkadzały jej holenderskie napisy. Dlatego szybko wzięła prysznic i poszła spać. Dzięki temu rano obudziła się bardzo wcześnie. Zaraz też zajrzała do pokoju matki, ale ponieważ pani Proudfoot jeszcze smacznie spała, Serena ubrała się odświętnie i po cichu zeszła na dół. Stół był już gotowy do śniadania. - Dobrze pani spała? Chce pani teraz śniadanie? - zapytała na powitanie pani Blom. - Myślę, że na razie nikt nie zejdzie. Oni przyszli pózno. O pierwszej albo drugiej w nocy. Pani matka też pewnie jeszcze śpi. Serena przytaknęła. - Jadą dzisiaj do Scheveningen. Chcą zobaczyć molo. Czy pani jedzie z nimi? - Nie, ja raczej zostanę. Po śniadaniu Serena wróciła na górę. Miała więc przed sobą cały dzień, który trzeba było jakoś zagospodarować. Zdecydowała, że pójdzie do kościoła. Ale do którego? Po namyśle wybrała anglikański w Begijnhof. W holu znalazła informator z rozkładami niedzielnych mszy oraz adre- 47 sami okolicznych kin, restauracji i muzeów. Wybrała najbliższą mszę i była pewna, że jeśli się pośpieszy, na pewno zdąży na czas. - Wrócę do domu na lunch - zapowiedziała pani Blom, a po nieważ dzień był chłodny, włożyła płaszcz oraz kapelusz, który niezbyt dobrze prezentował się na jej głowie. Ulica była prawie pusta, ale na szczęście Serena dobrze zapamiętała drogę do kościoła podczas wczorajszego space
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|