WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

musza na mnie ten świętokradczy sposób traktowania
mej własnej osoby.
Jej szare oczy uderzyły go niczym dwa sztylety.
- Zmiem wÄ…tpić, kapitanie. Mam poczucie, że po­
ciÄ…gajÄ… ciÄ™ kuglarskie sztuczki. Nie dostrzegam w tobie
ani śladu ubolewania, tylko samą przyjemność.
Niccolo spojrzał na swoje powalane popiołem
dłonie.
- Niech i tak będzie, pani. Ale teraz proszę pójść
w moje ślady i zrobić ze swoim liczkiem dokładnie to,
co ja zrobiÅ‚em ze swojÄ… twarzÄ…. Chodzi w tym wszy­
stkim wyłącznie o twoje dobro, księżniczko.
Cóż miaÅ‚a robić? Nade wszystko chciaÅ‚a siÄ™ wy­
mknąć z rÄ…k Gentile. MogÅ‚a liczyć w tym tylko na ka­
pitana, a więc musiała być mu we wszystkim powolna.
ZanurzyÅ‚a dÅ‚onie w wystygÅ‚ym popiele, a potem do­
tknęła nimi twarzy i prostej sukienki, którÄ… miaÅ‚a na so­
bie od wczoraj.
- Wędrowni handlarze podróżują wozem, na którym
mają towary. Gdzie twój wóz, panie Niccolo?
Zrobił nieokreślony ruch ręką.
- Cierpliwości, księżniczko. Starałem się o niczym
nie zapomnieć. Zdobędziemy wóz, bo faktycznie żaden
to domokrążca i handlarz, który jedzie na dzielnym ru­
maku.
Miał gotową odpowiedz na każde pytanie. Marina
wiedziała już, że plan porwania jej opracowany został
starannie i w najdrobniejszych szczegółach. Kiedy więc
zjechali ze wzgórza i dotarli do położonego w dolinie
gospodarstwa, nawet się nie zdziwiła, że przygodny
wieśniak okazał się dawnym żołnierzem kapitana i że
w stodole czekaÅ‚ już na nich wóz wÄ™drownego handla­
rza. Były tam również stosowne ubrania, ażeby Niccolo
i Marco mogli siÄ™ przebrać. Odpasane miecze i inne ele­
menty żołnierskiego oporządzenia ukryli na dnie wozu.
Gospodarz miaÅ‚ na imiÄ™ Azzo. NakarmiÅ‚ ich i wypo­
sażyÅ‚ w zapasy na drogÄ™, za co zresztÄ… otrzymaÅ‚ szczo­
drą zapłatę. Azzo zdawał się być duszą i ciałem oddany
kapitanowi. O Gentile mówiÅ‚ z gÅ‚Ä™bokÄ… niechÄ™ciÄ…, a na­
wet nienawiścią. Wszystko wskazywało na to, że mogą
nie obawiać się zdrady z jego strony.
Niccolo przy okazji zdobył się na sentencję, niby
mistrz, który przyucza swego ucznia.
- Jak widzisz, pani, nadmierny ucisk nie popłaca.
Władca, który gnębi lud, traci serca swoich poddanych,
zamiast je pozyskiwać. Warto przechować tę prawdę
w pamięci.
%7łachnęła się. Odkrywał przed nią prawdy dawno już
jej znane. Rządy Ugo należały do najbardziej łagodnych
w caÅ‚ej Toskanii i to wÅ‚aÅ›nie stryj byÅ‚ jej mistrzem. Ka­
pitan mógł zachować dla siebie tę swoją mądrość.
Gdy posilili siÄ™ i stosownie przebrali, ruszyli w dal­
szą drogę. Wóz potoczył się z łomotem, podskakując na
wybojach. Chuderlawa szkapina przy dyszlu stanowiła
krańcowe zaprzeczenie rumaków, które zostały w stajni
Azzo. OtrzymaÅ‚ je jako dodatkowÄ… zapÅ‚atÄ™ za poniesio­
ne ryzyko. Marco trzÄ…sÅ‚ siÄ™ na mule i, sÄ…dzÄ…c z jego mi­
ny, wierzchowiec ten nie za bardzo przypadÅ‚ mu do gu­
stu. WÅ›ród rzeczy na wozie Marina dostrzegÅ‚a też lut­
nię. Pozostawało dla niej zagadką, w jakim to celu
wzięli ze sobą ten instrument muzyczny.
Wszyscy troje wyglądali na wędrowców, którzy już
od tygodni nie wstępowali pod dach i nie poddawali
swych ciał zabiegom higienicznym. Niccolo zatracił
wszelkie podobieÅ„stwo z tym Å›wietnym mÅ‚odym ryce­
rzem, który wtargnął wczoraj do kościoła w Verdato.
Szyję miał przewiązaną brudną chustką i bardzo udatnie
utykał na prawą nogę, która jako żywo wydawała się
szpotawÄ…. Od wszystkich biÅ‚ odór czosnku, którym Az­
zo przyprawiÅ‚ swoje jadÅ‚o. W sumie dla kogoÅ› szlachet­
nie urodzonego, a choćby i nawet dla zwykÅ‚ego rzemie­
Å›lnika z miasta, mogliby stanowić przykÅ‚ad ludzkiej nÄ™­
dzy i poniżenia.
Marina tÄ™skniÅ‚a za czasami, tak niedawnymi prze­
cież, gdy żyła u boku stryja i wszyscy troszczyli się
o nią. Brakowało jej tak wielu przyjemności, do których
zdążyÅ‚a przywyknąć. Codzienna kÄ…piel w wodzie zmie­
szanej z wonnościami. Różowe i migdałowe olejki,
którymi Lucia namaszczała jej ciało. Najdelikatniejsza
bielizna pachnąca miętą i rumiankiem. Biała jak śnieg
poÅ›ciel jej Å‚oża. Najwspanialsze brokaty i atÅ‚asy, z któ­
rych były skrojone jej suknie. Zaiste, będąc najwyżej,
spadÅ‚a na samo dno, bo w kurz i pyÅ‚ goÅ›ciÅ„ca i beznad­
ziejność tuÅ‚aczki. StaÅ‚a siÄ™ najnÄ™dzniejszÄ… z wieÅ›nia­
czek i niemal czuła wstręt do swojego ciała. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates