WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gzyms. Ruszyłem ostrożnie. Po tej stronie nie było ulicznych latarni, w mroku ledwo
widziałem, gdzie kończy się mur. Minąłem kilka okien i dotarłem do rogu budynku.
Wyjrzałem zza węgła. Niestety tamta strona była mocno oświetlona. Do okna pokoju było
daleko. Ktoś mógłby mnie zauważyć. Zawróciłem. Gzyms był bardzo śliski, ale jakoś sobie
poradziłem.
Pan Tomasz nie spał.
- I jak? - zapytał.
- Niewarta skórka za wyprawkę - wyjaśniłem. - Teoretycznie dało by się przejść, ale
ktoś mógłby mnie zauważyć.
- No trudno - uśmiechnął się. - Na razie wyciągnijmy wnioski z tego co wiemy.
- A co wiemy? - nie zrozumiałem.
- Zwróciłem na to uwagę, gdy szliśmy na kolację. Ten kawałek ściany i sufitu był
nieco innego koloru niż reszta korytarza. W dodatku te drzwi. Wszystkie są lekko poobijane,
a tamte fabrycznie nowe. Myślę, że tu nocował Sobieradzki przed swoim zaginięciem.
Również w tym wypadku przestępcy zatarli ślady ogniem. Pora spać.. Za jakieś cztery
godziny wyruszamy.
Rozdział piąty
TAUMY WCZASOWICZÓW W KARPACZU " CO ZEZNAA KLOSE " KTO
ZAAO%7Å‚YA KARPACZ " MIEJSCE PAUKANIA ZAOTA" JAK SI ROBI KOLOROWE
SZKAO
W południe dojechaliśmy do Karpacza.
- Aadnie tu - zauważyła Zosia wyglądająca przez okno. - Tylko trochę tłoczno.
Faktycznie, po uliczkach miasta przewalały się tłumy ludzi. Część z plecakami
maszerowała w stronę Znieżki, reszta włóczyła się po ulicach pociągając piwo z butelek lub
puszek.
- Narodziła się nowa kategoria wczasowiczów - westchnął Pan Samochodzik.
- Jadą do Zakopanego, by siedzieć i pić piwo, a góry oglądają z daleka...
- Może zawsze byli - zauważyłem. - Tylko teraz jest ich tylu, że zaczęli być widoczni?
Dawniej siedzieli na podwórkach, a teraz niesie ich w świat. Kiwnął bez przekonania głową.
- Zaczynam się nad czymś zastanawiać - powiedział wreszcie. - Przecież liczba
ludności naszego kraju nie wzrosła ostatnio jakoś drastycznie, a wszędzie robi się bardzo
tłoczno. Kiedyś można było godzinami wędrować po bieszczadzkich szlakach nie
napotykając żywej duszy albo płynąć przez Jeziorak napotykając jedną, najwyżej dwie łajby,
a teraz...
- Media propagują aktywny wypoczynek. Nawet ci z flaszkami w jakiś sposób w to
uwierzyli. Poza tym coraz mniej ludzi spędza wakacje u rodziny na wsi - podsunąłem
rozwiÄ…zanie.
- Od czego zaczniemy? - zapytała Zosia.
- Po pierwsze, musimy gdzieś ulokować samochód. Nie pojedziemy nim w góry.
Wprawdzie chyba by się dało, ale tam jest park narodowy...
- Pewnie gdzieś tu znajdziemy parking strzeżony... Niebawem wypatrzyłem placyk
wysypany żużlem i otoczony budzącym zaufanie ogrodzeniem. Postawiłem na nim Rosynanta
i objuczeni plecakami ruszyliśmy śladem innych wędrowców wydeptanym szlakiem
prowadzącym pod górę.
- Gdzieś tu Klose spadł z konia, a furmanki podążyły dalej - powiedział w zadumie
Pan Samochodzik.
- Jaki to ma związek z naszą sprawą? Szukamy pociągu... - zaciekawiła się Zosia.
- Och, to bardzo proste - powiedział szef. - Sadzę, że Klose kłamał. Zdecydował się
sypać w obawie o własną skórę, ale nie powiedział wszystkiego.
- A co według pana przemilczał? - zaciekawiłem się.
- Załóżmy, że nasz pociąg został zablokowany pomiędzy Jelenią Górą a Szklarską
Porębą.
- Tu dochodzi tor kolejowy - domyśliła się Zosia. - Mogli dojechać tutaj i przeładować
skarb z pociągu na furmanki. A cała historia z ciężarówkami jadącymi z Wrocławia to lipa.
- Nie da się tego wykluczyć - powiedziałem. - Ale po co Klose, niezależnie od tego co
mu groziło, podał miejsce ukrycia łupu?
- Sądzę - zauważył pan Samochodzik - że to wszystko można łatwo wyjaśnić.
Działania Klosego były podporządkowane największej sile na świecie.
- Forsie? - zaciekawiła się Zosia.
- Strachowi - zaryzykowałem.
- Właśnie. Wpadł w ręce UB. Szansę wydostania się miał praktycznie zerowe. Moim
zdaniem, postanowił zaryzykować. Sklecił historyjkę o kolumnie ciężarówek i skarbie.
Uwierzono mu. Ja i Batura też oczywiście uwierzyliśmy, ale to nieistotne. Poinformował, że
złoto zostało wniesione do jednej z płytszych sztolni, a potem wysadzono szyb.
- Podobne sposoby maskowania znane są z Tyrolu i Alp - zauważyłem.
- Już wtedy to wydało się nam dziwne. Waldek sądził nawet, że ładunek ukryto w
Porfirowej Dziurze albo w sztolni Barbara, a Niemiec podał celowo zły  adres skrytki, aby
Polacy stracili wiele tygodni na odkopywaniu tunelu. Teraz przypuszczam, że obaj mieliśmy
rację. Podał miejsce ukrycia niewielkiej części depozytu. Sztolnia blisko powierzchni była
małym bankiem. Złożono w niej część łupu. Reszta została zabezpieczona w głębszych
korytarzach. Klose mógł mieć nadzieję, że Polacy odkrywszy część skarbu, niewielką w
porównaniu z całością, tam mogło być przecież nawet kilka ton złota, dojdą do wniosku, że
przechwycili cały skarbiec. W takim wypadku nie kopaliby już głębiej.
- To brzmi całkiem prawdopodobnie - mruknąłem.
Wdrapaliśmy się już dość wysoko, ale szczyt ciągle majaczył daleko. Wreszcie
znalezliśmy się na rozwidleniu dróg. Szersza wydeptana tysiącami stóp turystów zakręcała na
prawo, a druga, znacznie węższa, choć nosząca jeszcze ślady utwardzania - na wschód.
Opodal szumiał niewielki potok, zapewne będący dopływem rzeczki, wzdłuż której szliśmy.
- Ta ścieżka prowadzi w stronę tamtej góry - wskazał pan Tomasz. - A szersza zakręca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates