|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- PaweÅ‚ Daniec - mruknÄ…Å‚ jeden z nich. WyglÄ…daÅ‚ na dowódcÄ™ tej trójki. - Mamy rozkaz komendanta Admana - dodaÅ‚ po rosyjsku. - Gdzie ten drugi i dzieci? - ZginÄ™li podczas trzÄ™sienia ziemi - zeÅ‚gaÅ‚em bÅ‚yskawicznie. - ZabraÅ‚a ich kamienna lawina. Ja szedÅ‚em z tyÅ‚u i dlatego ocalaÅ‚em. - Wczorajszy wstrzÄ…s kosztowaÅ‚ \ycie wielu naszych ludzi - powiedziaÅ‚ w zadumie. - Niektórych nie byÅ‚oby na górze, gdyby nie musieli ciebie Å›cigać. - Pretensje kierujcie do Admana. To on uparÅ‚ siÄ™, \eby mnie uwiÄ™zić. Kurd splunÄ…Å‚. - Adman biznesmen. Bierze pieniÄ…dze za zakÅ‚adników, ale niechÄ™tnie siÄ™ dzieli. Teraz bÄ™dzie musiaÅ‚ niezale\nie od tego, czy wezmie. ObiecaÅ‚ nagrodÄ™. TysiÄ…c dolarów za ka\dego z was. - Dam półtora tysiÄ…ca - przebiÅ‚em natychmiast ofertÄ™. - Przy sobie mam dwieÅ›cie dolarów zaliczki, a resztÄ™ przeÅ›lÄ™ wam z Warszawy. Rozmówca uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ odsÅ‚aniajÄ…c po\ółkÅ‚e zÄ™by. - Ech, nie warto czekać. Adman blisko, Warszawa daleko. - Dwa tysiÄ…ce? ZamyÅ›liÅ‚ siÄ™, a potem pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…. - Lepszy wróbel w garÅ›ci... - Ile? - Nie bÄ™dziemy siÄ™ ciÄ…gać. Przeka\Ä™ ciÄ™ Admanowi. UniósÅ‚ karabin. - Zaraz - zdenerwowaÅ‚em siÄ™. - Chcesz mnie zastrzelić? 96 - Adman powiedziaÅ‚: tysiÄ…c dolarów za DaÅ„ca. Å›ywego lub martwego. Lepiej martwego. ZamknÄ…Å‚em oczy. W tej chwili usÅ‚yszaÅ‚em trzy wystrzaÅ‚y. OczekiwaÅ‚em uderzenia pocisku i bólu, ale nic takiego nie nastÄ…piÅ‚o. OtworzyÅ‚em oczy. Dwaj Kurdowie trzymajÄ…c siÄ™ za przestrzelone uda le\eli na ziemi. Trzeci Å›ciskaÅ‚ postrzelonÄ… dÅ‚oÅ„. Karabiny rzucili. W ich oczach malowaÅ‚o siÄ™ przera\enie. Z góry schodziÅ‚ mÄ™\czyzna w moim mniej wiÄ™cej wieku. ByÅ‚ ni\szy ode mnie o gÅ‚owÄ™, miaÅ‚ ciemne oczy i wÅ‚osy oraz dość grube brwi. Od kilku dni nie znalazÅ‚ widocznie czasu, aby siÄ™ ogolić. UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ lekko. W dÅ‚oni trzymaÅ‚ pistolet maszynowy z celownikiem laserowym. - Tak lepiej - powiedziaÅ‚ do nich po rosyjsku. PodniósÅ‚ porzucone karabiny i zrzuciÅ‚ je do przepaÅ›ci. - A teraz, kierunek Iran, biegiem marsz! KulejÄ…c oddalili siÄ™. - Jestem GuÅ› - powiedziaÅ‚. - To pan mnie szukaÅ‚? MówiÅ‚ po rosyjsku ze Å›piewnym ormiaÅ„skim akcentem. - PaweÅ‚ Daniec - przedstawiÅ‚em siÄ™. - DziÄ™kujÄ™ za uratowanie \ycia. PachniaÅ‚o spalonym prochem i Å›mierciÄ…. Przybysz popatrzyÅ‚ na mnie. Jego ciemne oczy wypeÅ‚niaÅ‚ obÅ‚Ä™d. - Drobiazg - uÅ›miechnÄ…Å‚em siÄ™. - WnioskujÄ…c z rozmowy, którÄ… podsÅ‚uchaÅ‚em, naraziÅ‚ siÄ™ pan czÅ‚owiekowi o nazwisku Adman Sahar? - PrzetrzymywaÅ‚ mnie jako zakÅ‚adnika. - I trójkÄ™ paÅ„skich znajomych. ChÅ‚opca, dziewczynkÄ™ i starszego mÄ™\czyznÄ™ w okularach... - SkÄ…d pan wie? UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. - Gdy dziÅ› rano podziwiaÅ‚em okolicÄ™, widziaÅ‚em ich po drugiej stronie góry czekajÄ…cych przy szosie na autobus. - Szosa biegnie dwanaÅ›cie kilometrów od podnó\y Araratu. Nie mógÅ‚ ich pan widzieć. Nie na tyle dobrze, \eby rozpoznać... - Mam dobrÄ… lornetkÄ™. Na tyle dobrÄ…, \eby ich zidentyfikować. WidziaÅ‚em was wczeÅ›niej. Wsiedli i pojechali. - No to sÄ… bezpieczni. ChwaÅ‚a Bogu! UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™. - Oni tak. My niestety nie. Adman poderwaÅ‚ dwustu ludzi. Kilkunastu zginęło wczoraj. Reszta dyszy zemstÄ…. W dodatku w pół godziny po tym, jak odjechali paÅ„scy znajomi, pojawiÅ‚ siÄ™ na tej samej szosie oddziaÅ‚ turecki. Co najmniej tysiÄ…c \oÅ‚nierzy. RozÅ‚o\yli siÄ™ obozem po tamtej stronie góry. MajÄ… pięć helikopterów i zapewne wiele ciekawych pomy- słów, co zrobić z Kurdami i innymi nieproszonymi gośćmi. Pan do Arki? Pytanie caÅ‚kowicie zbiÅ‚o mnie z tropu. - W pewnym sensie tak. MachnÄ…Å‚ rÄ™kÄ…. - Tu siÄ™ nie wspina w pewnym sensie". Mo\na wchodzić na Ararat, aby zdobyć wierzchoÅ‚ek góry. W takim wypadku spotkalibyÅ›my siÄ™ bli\ej szczytu, zresztÄ… brakuje panu sprzÄ™tu wspinaczkowego. GdzieÅ› w oddali ktoÅ› wystrzeliÅ‚ z karabinu. - Mo\na te\ szukać Arki. Ró\ni tu przychodzili. Jedni znali znaki, inni nie. Czym pan siÄ™ kieruje? - ByÅ‚ tu kiedyÅ› jeden czÅ‚owiek... Mam jego dziennik. GuÅ› uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ szeroko. - Ró\ni tu bywali. Niektórzy z nich spisali potem swoje wra\enia. Te\ chce pan napisać dziennik? - Mo\e tylko wspomnienia. KiwnÄ…Å‚ powa\nie gÅ‚owÄ…. - PomogÄ™ panu, nie wpisaniu, w tym jestem kiepski. DostarczÄ™ wra\eÅ„... Zrezygnowany powlokÅ‚em siÄ™ za nim przywalonÄ… gÅ‚azami Å›cie\kÄ…. 97 ROZDZIAA SIEDEMNASTY WSPINACZKA * PRZEWODNIK * ZWAOKI U STÓP ZCIANY * NAPOWIETRZNY CMENTARZ * HERB HRABIEGO ALOJZEGO * BIWAK POD GOAYM NIEBEM * ARKA NOEGO * TERMIT * POÅ›AR * PARALOTNIA * POLOWANIE NA MNIE * SELIM PiÄ™liÅ›my siÄ™ do góry. Po nocnym trzÄ™sieniu ziemi ochÅ‚odziÅ‚o siÄ™ znacznie. W \lebach le\aÅ‚o sporo lodu, który musiaÅ‚ osunąć siÄ™ z czap lodowych otulajÄ…cych szczyty. GuÅ› szedÅ‚ dziarskim krokiem uwa\nie stawiajÄ…c nogi. StaraÅ‚em siÄ™ go naÅ›ladować, ale mimo to kilkakrotnie zdarzyÅ‚o nam siÄ™ osuwać parÄ™ metrów w dół.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|