[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czasów panował stereotyp: religijne średniowiecze, wystąpienie Lutra, reformacja, renesans. Ten prosty schemat powielano z roku na rok, z podręcznika na podręcznik. Stąd wyobra\enie człowieka średniowiecza jako ciemnego, zacofanego, w przeciwieństwie do człowieka renesansu, zainteresowanego wszystkim dokoła niego. Powinniście przeczytać Jesień średniowiecza" Johana Huizingi. Pisał on, \e zdaniem mistyków mowa ludzka nie potrafi dać tak wyraznej wizji szczęścia, jaką daje wizję grozy. Z czasem myśliciele doszli do wniosku, \e nawet tak bezkształtne i beztreściwe określenia, jak: spokój, ciemność, pró\nia są niewystarczające. Na koniec nie pozostaje ju\ nic prócz czystej negacji; boskość, której nie mo\na rozpoznać w niczym, co istnieje, poniewa\ stoi ona ponad wszystkim, zostaje przez mistyka nazwana nicością. - Na zajęciach z filozofii uczono mnie, \e w przejawach mistyki objawia się wieczna zgodność, a klasycy mistyki nie mają daty ani miejsca urodzenia - usłyszałem za plecami głos Poetki. - Zapraszam na kolację - dodała ciepłym głosem. Uśmiechnęła się i odwróciła. Jej włosy rozło\yły się w pawi ogon, a potem karnie powróciły na miejsce, by łagodnie falować jak lwia grzywa. Zapadło milczenie, w czasie którego młodzi ludzie patrzyli na jezioro. - No dobrze - Kobra podrapał się po nosie. - Czego właściwie szukamy? - Skrytki - uśmiechnąłem się. - Pomyślcie nad znaczeniem tych słów. Tola wstała, a razem z nią chłopcy. - Pomyślimy - powiedziała groznie. - A pan niech nam nie ucieka! - Będę w okolicy cały czas - zapewniłem. Harcerze powędrowali do swojego obozu, a ja i Małgosia poszliśmy na wieczerzę. Byli wszyscy oprócz Roberta, który jak wyjaśniła Poetka łowił ryby. Zmęczona Małgosia poszła od razu spać, a ja powędrowałem do siebie. Wyjąłem z plecaka lornetkę i lustrowałem brzegi jeziora w poszukiwaniu Roberta. Niestety, nie znalazłem go. Wpadłem na lepszy pomysł. Wróciłem do Muzy". 35 - Nie wie pani, dokąd poszedł Robert? - zapytałem Poetkę, gdy odnalazłem ją w salonie zaczytaną w jakiejś ksią\ce. - Pan Robert spakował rzeczy i pańskim wzorem zrobił sobie biwak nad jeziorem - odpowiedziała Poetka. - Jak tak dalej pójdzie, to wypłoszy mi pan wszystkich klientów - roześmiała się. - Mo\e chce pan zająć jego pokój? - Nie, dziękuję. Czy ma pani mo\e łódz do wynajęcia? - Oczywiście - podała mi klucz do szopy nad jeziorem. W hangarze znalazłem kajaki i łódz wiosłową. Zdecydowałem się na kajak. Wybrałem wiosło i zaniosłem kajak na brzeg. Wodowałem go i wzdłu\ wyspy popłynąłem do swojego biwaku. Zamknąłem namiot i potem popłynąłem nad jezioro. Jego brzegi były porośnięte lasami bukowymi i w ich cieniu, przy nisko padających promieniach zachodzącego słońca, część wybrze\y była spowita mrokiem. Co jakiś czas lustrowałem teren za pomocą lornetki. Nadal z mizernym skutkiem. W oddali majaczyła wie\a kościoła w Bąbrówku. Popłynąłem w tamtą stronę. Po godzinie dopłynąłem do miasteczka. Brzeg jeziora okupowali wędkarze, którym najwidoczniej nie przeszkadzał plusk wody i krzyki dobiegające zza ściany trzcin, gdzie znajdowało się miejskie kąpielisko. - Proszę pana! - wołał mnie siedmioletni chłopiec. - Proszę pana! Skierowałem dziób kajaka w jego stronę i po chwili szorowałem dnem po piaszczystym dnie. - Dzień dobry! - przy witał mnie mikrus. - Kordian jestem - przedstawił się. - Pan jest od archeologów? - zni\ył głos do konspiracyjnego szeptu. Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. - Ja wiem, widziałem pana - chłopiec sam sobie odpowiedział. - Niech pan się nie boi! Popilnuję pana kajaka. - Za darmo? - zapytałem przekornie. - A da pan parę złotych? Zbieram na podręczniki... - Na podręczniki? - \artobliwie pogroziłem chłopcu. - Zgoda, pilnuj, ale jakby co... - znacząco zawiesiłem głos. - Wiem, wiem - Kordian tylko skinął głową. - Tam - wskazał kilka metrów w prawo - jest ponton takiego jednego wędkarza. Te\ go pilnuję. Opisałem chłopcu wygląd Roberta. - Tak, to ten - Kordian lekko zaniepokoił się. - To mój znajomy - uspokoiłem go. - Szukałem go nad tym jeziorem. Jakbym go nie znalazł w mieście, to mu nie mów, \e go szukałem, bo chcę mu zrobić niespodziankę. Dobrze? - Dobrze - zgodził się nieco skołowany siedmiolatek. Rozglądając się na wszystkie strony ruszyłem do miasteczka. Znalazłem tu tę samą senną atmosferę co w dniu mojego przyjazdu. Dyskretnie zajrzałem do kawiarni oraz do
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|