WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wreszcie odetchnęła.
Jake zerknął na księżniczkę. Zdjęła mokrą koszulkę i włożyła bluzę w pa-
seczki i jakieś dziwne spodnie, w których wyglądała jak narzeczona pirata. Brako-
wało jej tylko papugi na ramieniu.
Poza tym odniósł wrażenie, że po ćwiczeniach na desce nabrała pewności sie-
bie. Zachowywała się też inaczej - bardziej stanowczo, ale też spokojniej. Coś się w
niej zmieniło. Jake cieszył się, że może być świadkiem tej metamorfozy. Ciekawe,
co z nią będzie, gdy wróci do swojego świata?
To był ich ostatni wspólny wieczór. Stwierdził, że powinni zachować z niego
dobre wspomnienia. Nie wiedział tylko, co to miałoby znaczyć. Z pewnością nie
chciałby Shoshauny znowu pocałować. To by było zbyt bolesne. Shoshauna za-
pewne także to zrozumiała.
Cóż, może chodzi o to, by spędzić parę godzin przy ognisku, patrząc na roz-
gwieżdżone niebo? Może właśnie tego potrzebują?
Zaciągnęli gałęzie na plażę i ułożyli je w stos, a potem przy wtórze fal Jake
rozpalił ogień, który trochę dymił, gdyż drewno było mokre, wkrótce jednak roz-
błysł w mrokach nocy. Jake wbił na patyki ryby, które mieli upiec na kolację, a na-
S
R
stępnie usiadł na kocu obok Shoshauny.
Jutro będzie żołnierzem, ale dziś jest mężczyzną.
Rozmawiali więc do pózna w nocy. Kiedy zrobiło się chłodniej, Jake dorzucił
drewna do ognia, a pózniej przyniósł z domu koc, którym otulił Shoshaunę. Księż-
niczka siedziała i patrzyła w ogień, ale co jakiś czas unosiła głowę, by zerknąć na
gwiazdy.
Rozmowa była początkowo niezobowiązująca: on opowiedział jej kilka dow-
cipów, a ona z kolei o tym, jak dręczyła nianie i swoich nauczycieli.
Pózniej jednak zaczęły się poważniejsze tematy. Shoshauna opowiedziała mu
o swoim dzieciństwie. Mimo luksusu, który ją otaczał, było ono samotne i pełne
niepewności. Jedyny jasny promyk stanowił kotek, którego Shoshauna znalazła na
ulicy i przemyciła do pałacu. Ten kotek stał się jej najlepszym przyjacielem - zwie-
rzała mu się ze wszystkiego, nawet z nim spała. Dzięki niemu było jej znacznie ła-
twiej. I ten właśnie kot niedawno zakończył żywot.
- Wiem, że to głupie tak martwić się z powodu kota - powiedziała ze smut-
kiem - ale naprawdę bardzo mi go brakowało. Bez niego mój apartament wydawał
mi się taki pusty. Prawdę mówiąc, wciąż za nim tęsknię.
- Jak się nazywał?
- Tylko się nie śmiej.
- Dobra.
- Retnuh. W naszym języku znaczy to ukochany albo ukochana.
Wcale nie miał zamiaru się śmiać. Nie widział w tym zresztą nic zabawnego.
Wydało mu się to raczej smutne, jak wiele rzeczy w życiu Shoshauny.
- Książę Mahail oświadczył mi się niedługo po śmierci Retnuha. Wydawało
mi się, że powinnam się zgodzić. %7łe to uśmierzy mój ból...
- Ale nie uśmierzyło.
- Nie. - Popatrzyła w jego stronę. - Opowiesz mi coś o swoim dzieciństwie?
To było sprytne zagranie, kobiety w tym celują. Przecież nie może jej teraz
S
R
opowiedzieć o swojej ulubionej drużynie piłkarskiej!
- Nie wiem, od czego zacząć...
- Jakim byłeś chłopcem?
Jake odchrzÄ…knÄ…Å‚ niepewnie.
- Obawiam się, że niezbyt grzecznym.
- To znaczy? - zaciekawiła się.
- No wiesz, takim, który zatyka rury wydechowe w samochodach i tłucze szy-
by u sąsiadów. Prawdziwym utrapieniem. Dwa razy wylali mnie ze szkoły za bój-
ki...
- Ale dlaczego?
Dlaczego? Nikt wcześniej go o to nie zapytał.
- Mój ojciec zmarł, kiedy miałem sześć lat - wyznał po chwili. - Nie mówię
tego, żeby się usprawiedliwić, ale matka nie potrafiła sobie ze mną poradzić. Zresz-
tą była zajęta, bo ciągle wychodziła za mąż. Może chciała znalezć mężczyznę, któ-
ry potrafiłby nade mną zapanować...
- Wychodziła za mąż? - powtórzyła zdumiona.
W jej kraju nie udzielano rozwodów. Co prawda zdarzały się osoby, które ro-
biły to za granicą, ale po powrocie na B'Ranashę traktowano je jakby były w sepa-
racji, co znaczyło, że nie mogą liczyć na kolejny związek.
- Ile razy?
- Biorąc pod uwagę ostatnie małżeństwo, to siedem - odparł.
- Ale to już chyba nie z twojego powodu.
Jake nigdy nie był tego pewny. W ogóle motywy matki zawsze wydawały mu
się niejasne. Za każdym razem mówiła o wielkiej miłości, ale chyba w końcu sama
przestała w nią wierzyć. W istocie z jakichś powodów czuł się odpowiedzialny za
jej życie osobiste. Może dlatego, że był jednak jedynym jej bliskim. Być może
również z tego powodu wciąż przed nią uciekał.
- Jaki był twój ojciec?
S
R
To pytanie wcale go nie zasmuciło. Wręcz przeciwnie, poczuł się z nim dziw-
nie lekko.
- Jak mówiłem, miałem sześć lat, kiedy zmarł, więc sam nie wiem, czy to są
moje wspomnienia, czy też pobożne życzenia - odparł. - Wydaje mi się jednak, że
byliśmy wtedy naprawdę szczęśliwi. Pamiętam na przykład, jak ojciec kiedyś gonił
mamę, a kiedy złapał, zaczął ją całować. Wcisnąłem się wtedy między nich, a oni
wzięli mnie między siebie i unieśli do góry. Zobaczyłem wtedy ich jasne, pełne mi-
łości twarze...
Shoshauna milczała przez chwilę, a kiedy się odezwała, usłyszał w jej głosie
nowy, dojrzalszy ton.
- Może o to właśnie jej chodziło? - powiedziała. - %7łeby odzyskać takie szczę-
ście? I to nie tylko dla siebie, ale również dla ciebie? Może chciała powrócić do te-
go, co było kiedyś, tyle że okazało się to bardzo trudne?
O dziwo, kiedy usłyszał te słowa, zdał sobie sprawę, że właśnie na nie czekał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates