[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To naprawdę ważne - powiedziała rozgorączkowana i spojrzała mu w oczy. - Nie ma nic ważniejszego. - Mogę bez tego żyć. Nie mówmy już o tym. - Ale ja chcę. Muszę. Ty nic nie rozumiesz. - No to nie chcę rozumieć - przerwał jej. - Katie, cicho bądz. - Pozwól mi wyjaśnić. Wyglądała, jakby znowu miała się rozpłakać. Jake nie mógł tego znieść. Położył jej palec na ustach, objął ją czule i pocałował w czoło. - Kocham cię - zapewnił gorąco. - Nie potrzebuję dziecka, żeby ci to udowodnić. - Ale Jake... - zaprotestowała. - Katie, przestań. Na litość boską. Pojedziemy do ciebie, usiądziemy przed telewizorem i zapomnimy o tym na chwilę. Co ty na to? Mruknęła coś w odpowiedzi, co brzmiało jak zgoda. Nie dosłyszał, ale kiedy ponownie spojrzała na niego, spytał raz jeszcze. Tylko pokręciła głową. Przez jakiś czas jezdzili bez celu po mieście, ponieważ Kate nie chciała znalezć się jeszcze w domu. Czas mijał, a on bez przerwy starał się zapewnić ją, że wszystko będzie dobrze. Nie słuchała go. Wreszcie wrócili do niej i usiedli w salonie. Kate pozapalała wszystkie światła, ruszając się niezgrabnie, jak robot. Lecz zachwycony Jake wodził za nią wzrokiem z podziwem. Była kobietą, z którą chciał się ożenić. Tego dnia miała na sobie krótką sukienkę i sandałki. Skręcona jakiś czas temu kostka wyglądała coraz lepiej. Od ich pierwszego spotkania po latach minęło zaledwie kilka dni, a tyle już się wydarzyło. Kate ponownie wkroczyła w życie Jake a i już nie mógł się doczekać tego, co będzie dalej. Poruszył ręką - ramię wciąż trochę bolało. Choć jeszcze nie całkiem doszedł do siebie, wiedział, że wszystko będzie dobrze, bo byli dla siebie stworzeni. Winił się trochę za zdenerwowanie Kate. Z czasem przekonają, że posiadanie dziecka jest mniej ważne niż bycie z nią. Mogli zaadoptować jedno, jeśli oboje zechcą, ale jeszcze nie czas o tym myśleć, a jeśli nie podejmą takiej decyzji, i tak będzie szczęśliwy. Nie miał nic więcej do powiedzenia. Chciał tylko trochę poprawić Kate nastrój. Ale nie wiedział jak. - Dziecko to najcudowniejsza rzecz na świecie - powiedziała po chwili. - Miałaś o tym nie mówić - ostrzegł ją. - Wydaje ci się, że będziesz musiał z tego zrezygnować, a ja... - Nic mnie to nie obchodzi! Nie słyszysz, co mówię? Przykro mi, że zrobiłem z tego taką wielką sprawę. Ale to nie ma znaczenia. - Owszem ma! - Ale nie tak wielkie, jak myślisz. - Jake, próbuję ci coś powiedzieć, ale mi nie dajesz! Westchnął głośno. - Wiem, co chcesz powiedzieć. - Nie, wcale nie. - To moja wina. Myślałaś, że nie ożenię się z tobą, wiedząc, że nie możesz mieć więcej dzieci. Kocham cię. Zawsze cię kochałem. Przecież wiesz. Kate jęknęła i odgarnęła włosy z twarzy. - Jake! Utrudniasz mi to! - Skoro nie możesz mieć dzieci, wierzę ci. Nic mnie to nie obchodzi, chcę przede wszystkim ciebie. - Ale ja mam już dziecko - wtrąciła. - April. Nie lubił, kiedy mu przypominała, że ma córkę z Benem. Mimo że tak ją zapewniał, było mu przykro, że nigdy nie doczeka się swojego własnego dziecka. Nie powiedziałby jej o tym, bo bardzo by ją zranił, ale kłamał, by oszczędzić jej dodatkowych cierpień. - Ben chciał mieć jeszcze jedno - powiedziała drżącym głosem. - Ale ja nie mogłam. Kochał April, od chwili kiedy mu powiedziałam o ciąży. - Stała przed oknem i patrzyła przed siebie na sierp księżyca na niebie. - Jak mógł nie kochać własnej córki. - Chciał jeszcze jedno dziecko - powtórzyła. - April była... - zagryzła wargi. - Ona nie była... - Chłopcem? - przerwał jej, prawie rozumiejąc. - Nie! - Nie musisz mi tego mówić, Katie. I nie zniechęcisz mnie do ślubu tylko dlatego, że nie możesz mieć dzieci. - Ale ty nie zechcesz się ze mną ożenić! Nie powiedziałam ci o czymś. Jest pewna tajemnica. Okropna. Nie chciałam, ale tak wyszło i ja do tego dopuściłam, bo byłam taka... samotna i bezradna! Na jej twarzy malował się wyraz głębokiego cierpienia. Nagle Jake poczuł w środku silny ból. Nie umiał tego wytłumaczyć. Dostał na całym ciele gęsiej skórki. - Co ty próbujesz mi powiedzieć? - wyszeptał przez ściśnięte gardło. - April jest twoją córką, Jake - wykrztusiła i zamknęła oczy, a łzy popłynęły jej po twarzy. - Tego lata zostawiłeś mnie w ciąży i wyszłam za Bena, żeby nasza córka miała przyzwoite życie... April stała na patio i myślała, że zemdleje. Podsłuchiwanie było świństwem i nigdy tego nie robiła. To był przypadek. Dobrze, że Ryan trzymał ją w objęciach, kiedy usłyszała słowa matki. Nie spodziewała się, że dowie się czegoś podobnego. Nie wierzyła. Przesłyszała się. Zniło jej się to; to wszystko z powodu ślubu mamy i Jake a Talbota. Wymyśliła sobie, że stworzą małą cudowną rodzinkę. Ryan cały znieruchomiał i odwrócił się w jej stronę. Zwiatło księżyca padało mu prosto na twarz, na której malowało się przerażenie. Jake Talbot jest moim ojcem! Rozpłakała się cicho i Ryan zakrył jej usta dłonią. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami. On sam mrugał powiekami zdumiony i zaskoczony nie mniej niż ona. Mama kłamała. Przez te wszystkie lata okłamywała mnie! Kręciło jej się w głowie. Myślała, że zaraz się przewróci. Oparła się o Ryana. Na górze zapadła cisza. Czyżby Jake był równie zaszokowany? Bez wątpienia! Ryan wstał delikatnie i pociągnął ją za sobą. April nie mogła utrzymać się na nogach. Pokazał na odległy koniec patio i ścieżkę za domem. Najwyrazniej chciał uciec razem z nią. Cichutko szli po suchych liściach. Kiedy już odeszli dostatecznie daleko, zapytał: - Chcesz się gdzieś wynieść? - Na zawsze - odpowiedziała. - Zabierz mnie stąd na zawsze. - Chodz, wypchniemy samochód z podjazdu, żeby nas nie usłyszeli. April nie zastanawiała się nad tym, co robią. Cały jej świat rozsypał się na kawałki. Nie było nadziei ani
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|