WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

takie rozmyślanie o przeszłości i rzekł:
- W opactwie jest duży wybór książek, musisz poprosić bibliotekarza, aby
pokazał ci półki, na których znajdziesz najnowsze powieści, łącznie z tymi sir
Waltera Scotta.
- Tak wiele chcę przeczytać - rzekła zachwycona. Azy w jej oczach pojawiły
się, a głos zadrżał, gdy spytała:
- Czy to prawda? Rzeczywiście... prawda, że tu jestem i będę pańską
podopieczną? Będę mieszkać w tym... wspaniałym... znakomitym domu?
- To prawda.
- Jak mogę panu podziękować... oprócz poproszenia Boga... aby zrobił to za
mnie.
- Już to zrobiłaś - powiedział zdecydowanie markiz. - Zbyt wiele
podziękowań wprawi mnie w zakłopotanie, wolałbym więc Kistna, abyś swoją
wdzięczność wyraziła mi czynami - nie słowem.
- Jak to mogę... zrobić?
- Robiąc dokładnie to, co ci każę i przybierając trochę ciała tak szybko jak to
możliwe.
Kistna zachichotała.
- To samo powiedziała mi pani Dawes i odkąd przyjechałam, kazała mi
wypić już dwie olbrzymie szklanki mleka!
- Zobaczysz, że pani Dawes zawsze wie najlepiej co dobre - rzekł markiz -
poza tym lubię, by było jak zarządzę, więc musisz robić dokładnie to, co ci
każemy.
- Wie pan, że pragnę... pana zadowolić - rzekła szczerze. Kiedy ich opuściła,
markiz zwrócił się do Peregrine'a z uśmiechem na twarzy.
- Co sÄ…dzisz o naszej protegee?
- Z pewnością inteligentna. Zastanawiam się, jak długo będzie trwało zanim,
jak się wyraziłeś, przybierze trochę ciała.
- Ubrania zmieniają i dodadzą pewności siebie.
- Wiem, że jesteś ekspertem od tych spraw - droczył się Peregrine - ale
sądzę, że jeżeli chodzi o Kistnę, nie tylko jej wygląd będzie się liczył, ale i
charakter.
Markiz podniósł rękę w proteście.
- Na litość boską! - wykrzyknął. - Ostatnią rzeczą jakiej chcemy jest
dziewczyna z charakterem! Potrzebujemy miłego, zadowolonego z siebie
stworzenia które zrobi dokładnie co jej każemy, i które zaakceptuje pomysł
poślubienia Branscombe'a jak dar z samego nieba!
Peregrine milczał przez chwilę. Potem powiedział:
- Sądzę, że Kistna różni się od przeciętnej dziewczyny. Mieszkała w Indiach
ze swoim ojcem i matką i z pewnością cierpiała w Anglii. Wątpię, czy
kiedykolwiek stanie się grubą zadowoloną z siebie krową jaką wyobrażasz
sobie w roli, którą chcesz, żeby zagrała.
- Bardzo dobrze więc - rzekł markiz, jak gdyby musiał się bronić. - Jest
inteligentna. Dlatego, kiedy dojdziemy do momentu, w którym informujemy ją
co ma robić - a mianowicie udawać Mirabelle - od razu dojrzy płynące z tego
korzyści. Nawet bycie żoną Branscombe'a jest lepsze od głodowej śmierci w
sierocińcu.
- Jestem pewien, że jeżeli się zastanowi, będzie godna podziwu występując
w tej roli - odrzekł Peregrine. - Zastanawiam się tylko, jakie będzie miała
zdanie w tej sprawie.
- Będzie dziękować swoim szczęśliwym gwiazdom za niezwykle
komfortową resztę życia. A jeżeli Branscombe będzie zły, że został oszukany, i
tak nic nie będzie mógł już zrobić.
Markiz mówił podniesionym tonem. Peregrine zdecydował, że nie ma sensu
kontynuować rozmowy i zaproponował przejażdżkę.
Kiedy wrócili kilka godzin pózniej zauważyli, że przyjechała krawcowa i
czeka na widzenie z markizem. Była bystrą - o ostrych rysach twarzy - kobietą
która stworzyła jeden z najlepiej prosperujących interesów na Bond Street.
W przeszłości markiz przyprowadził parę swoich kochanek i chere amies do
sklepu madame Yvonne. Znana była z dyskrecji i nigdy nie popełniła błędu
uświadomienia kobiety, której markiz kupował drogą suknię, że zapewniała mu
swoje usługi i przy innych okazjach. Teraz dygnęła i czekała grzecznie na jego
polecenia.
- Chcę, aby pani, ubrała moją podopieczną w najnowsze kreacje - powiedział
- i zaopatrzyła ją w stroję, które przewyższą garderobę każdej innej debiutantki
w towarzystwie.
Madame Yvonne nie potrafiła ukryć błysku podekscytowania w swoich
oczach, ale odpowiedziała cicho:
- Jak zwykle zrobię, co w mojej mocy, aby zadowolić Waszą Lordowska
Mość.
- Jest jeden warunek związany z tym zamówieniem.
- Tak, milordzie?
- Otóż na razie nie życzę sobie, aby ktokolwiek w Londynie wiedział, że
moja podopieczna jest ze mną w opactwie. - Dostrzegł wyraz zaskoczenia na
twarzy madame Yvonne.
- Zrozumie pani, gdy wyjaśnię, że panna Kistna była chora. A nic nie może
być bardziej deprymujące dla młodej dziewczyny niż myśl o własnym słabym
zdrowiu, o chwilowych bądz stałych dolegliwościach - cokolwiek to mogłoby
być.
Madame Yvonne skinęła głową zgadzając się z markizem.
- Dlatego, madame, nie mam zamiaru pozwalać na to, aby ktokolwiek
wiedział, że moja podopieczna jest tutaj, dopóki nie poczuje się na tyle dobrze,
aby przywdziać pani stroje i ozdobić sobą bale, na których się pojawi.
- Oczywiście rozumiem, milordzie - powiedziała madame Yvonne - i
obiecuję, że nie wspomnę ani słowa o młodej damie.
- Dziękuję pani. A teraz proszę upewnić się, że to, co pani jej dostarczy
będzie najpiękniejsze i najlepszej jakości.
Zrobił przerwę zanim dodał:
- Moja podopieczna jest spadkobierczynią wielkiej fortuny, więc nie ma
potrzeby oszczędzać w jakikolwiek sposób.
Mówiąc to był świadom, iż bez wątpienia oznacza to dużą ilość doliczonych
do rachunku pozycji. Jednocześnie dał do zrozumienia madame Yvonne, że
Kistna jest dziedziczką i podejrzewał, że pózniej nie powstrzyma się ona od
rzucenia w towarzystwie aluzji o bogactwie jego podopiecznej. Wszystko
pasowało do siebie jak elementy układanki, pomyślał markiz i gratulował sobie
wyczucia sytuacji. Polecił powiedzieć pani Dawes, że parę sukni dla Kistny
należy kupić już dzisiaj, a inne mają być przysłane, gdy tylko będą gotowe.
- Co Kistna sądzi o swych nowych strojach? - spytał markiz.
- Nigdy nie widziałam młodej damy tak podekscytowanej sukniami -
odrzekła pani Dawes. - Prawdę mówiąc teraz, gdy ochłonęła, położyłam ją do
łóżka i będę niezmiernie zdziwiona, jeżeli od razu nie zaśnie, milordzie. Pewnie
będzie spała twardo jak dziecko - tak jest wyczerpana!
- Wiedziałem, że mogę ją pozostawić w pani doświadczonych rękach, pani
Dawes - rzekł markiz, a gospodyni zdawała się być zachwycona
komplementem.
Zobaczył ponownie Kistnę, gdy zeszła wieczorem na kolację. Zdecydowanie
różniła się od sieroty w łachmanach - jaką była, gdy zobaczył ją po raz
pierwszy. Ponieważ była blada i wyraznie cierpiała na anemię z niedożywienia,
madame Yvonne nie ubrała jej w tradycyjny biały kolor debiutantki. Miała na
sobie suknię w delikatnym niebieskim kolorze, a szeroka spódnica i duże
bufiaste rękawy ukrywały szczupłość figury. Niewiele można było zrobić z jej
twarzą z wyjątkiem dodania odrobiny różu policzkom. Albo pani Dawes, albo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates