WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdzieś tam był maleńki mózg i Conan miał nadzieję dostać się do niego.
Ostrze wprawdzie nie przebiło kości, ale uderzenie było na tyle mocne, że bestia została na moment
obezwładniona i nie mogła rozewrzeć paszczy. Ale tępy pysk uderzył Conana w
brzuch i przygwozdził do ściany tuż pod podium. Siła ciosu zaparła mu dech i upadł
upuszczając miecz. Auskowaty pysk przygwozdził go do dna. Wtedy poczuł, jak szczęki
powoli otwierają się. Desperacko otoczył ramionami pysk i z całej siły trzymał.
Wielki gad z ogromną siłą rzucił się do góry unosząc zawieszonego na sobie Conana nad
powierzchnią wody. Cymmerianin skorzystał z okazji i zaczerpnął powietrza. Krępe przednie łapy,
uzbrojone w wielkie pazury, zdolne rozdrapać w każdej chwili jego ciało, zaczęły poruszać się tuż
przy jego skórze. Błyskawicznie owinął swoje nogi wokół ciała potwora, tuż za przednimi łapami, by
pozbawić go możliwości ruchu. Zastanawiał się, co robi Achilea.
Myślał, że jest nieprzytomna i tonie.
W rzeczywistości starała się znalezć wrażliwy punkt u atakującej bestii, unikając
jednocześnie bijącego ogona; uzbrojonych i najeżonych łuskami mięśni, które bez trudu mogły
zmiażdżyć człowieka, tak jak człowiek zabija muchę. Wiedziała, że uderzenia w
grzbiet nie przynoszą rezultatu, ale zdawała sobie również sprawę, że Cymmerianin jest w
rozpaczliwym położeniu, starając się całym swoim ciałem trzymać pysk potwora.
Mięśnie zamykające szczękę krokodyla są niezwykle silne, natomiast te, które je otwierają, są
znacznie słabsze. Conan odkrył, że może używać tylko jednej ręki do utrzymania
zamkniętego pyska, a drugą może sięgnąć po sztylet. Zrobił to i zamierzył się na wpatrujące się w
niego ślepia, jednakże miotający się potwór zmienił kierunek ciosu i zamiast tego ostrze utkwiło w
kości poniżej oka tak mocno, że Conan z trudem wyciągnął go.
Krokodyl raz jeszcze zanurzył się pod wodę. Starając się zrzucić natrętnego  jezdzca , zaczął wić się
i przewracać, niczym wielki, pokryty łuskami pień. Conan czuł, że trwa to za długo. Ani razu nie
wynurzył się na tyle, by móc zaczerpnąć więcej powietrza, a gdyby zwierzę uderzyło o dno albo
brzeg dołu, niechybnie zmiażdżyłoby Cymmerianina.
Achilea wykorzystywała każdą okazję, by uderzyć bestię. Pamiętała, co mówił Conan, by atakować
brzuch i gdy krokodyl zaczął się obracać, starała się podejść dostatecznie blisko, by wbić mu miecz.
Obroty były jednak za szybkie. Widziała tylko blady spód brzucha, ale nie zdołała zadać ciosu. W
końcu jednak krokodyl zmęczył się i obracał się wolniej. Achilea przygotowała się do ostatecznego
precyzyjnego pchnięcia, wiedząc, że okazja może się nie powtórzyć. Zciskając rękojeść oburącz
wzniosła broń ponad głowę niczym wielki sztylet.
Raz jeszcze nad wodą ukazało się blade podbrzusze krokodyla. Achilea całym ciałem
rzuciła się do przodu prowadząc ostrze w dół. Wbiła je głęboko, tuż obok ściskających krokodyla
nóg Conana. Bestia pociągnęła ją za sobą, lecz ona nie wypuszczała rękojeści z rąk. Owinęła się
wokół tułowia i ciągnęła miecz dalej, aż zrobiła ogromną ranę. Krew i wnętrzności przemieszane z
wodą zaczęły ją otaczać.
Teraz Conanowi udało się uwolnić ostrze sztyletu. Poczuł, że ruchy zwierzęcia zaczynają słabnąć, ale
nie mógł dostrzec przyczyny. Wynurzył się na krótko, odchylił rękę jak tylko mógł najdalej i uderzył z
siłą meteoru. Zakończony diamentem sztylet wbił się głęboko w zrenicę przebijając prymitywny,
zwierzęcy mózg.
Krokodyl rzucał się w ostatnich konwulsjach chcąc uwolnić się od ściskających go
natrętów. Conan zanurkował pod wodę, by odzyskać miecz. Achilea nadal mocno trzymała rękojeść
swojego miecza nie pozwalając odrzucić się nawet przy najsilniejszych wstrząsach umierającego
potwora. W kilka chwil pózniej oboje stali obok siebie, trzymając w rękach swoją broń i patrząc, jak
życie opuszcza potężne zwierzę. Szczęki klapnęły i ciało rzucało się coraz wolniej, a z rozprutego
brzucha wylewały się wnętrzności jeszcze długo po tym, jak skonał. W końcu znieruchomiał i tylko
woda poruszała ogon leniwie.
Conan i Achilea uśmiechnęli się do siebie triumfalnie. Ku jego wielkiemu zdziwieniu
zarzuciła mu ręce na szyję i złożyła głośny pocałunek na jego ustach. Potem odsunęła się i stanęła
znów w pełni gotowości.
 To był wspaniały wyczyn  powiedziała.
 Na Croma, kobieto!  odparł.  Cieszę się, że nie wszystkie kobiety są tak
zarozumiałe.
Roześmiała się niemal beztrosko.
 Ja nie jestem jak inne kobiety. Co będzie dalej, jak myślisz?
 Byle to nie były te same stwory, które spotkałem na pustyni  rzekł gorączkowo. Na szczęście ani
Achilea, ani Conan nie ucierpieli bardzo w walce. Mieli kilka zadrapań i sińców od ostrych łusek
krokodyla.  Jednego jednak jestem pewien, krokodyl nie przyszedł tu sam przez pustynię. Musi tu
gdzieś być podziemna rzeka i zamierzam ją znalezć.
 Najpierw zajmijmy się tym, co tu mamy  przypomniała mu.  Wciąż jeszcze
jesteśmy w dole.
Conan spojrzał na podium i ku swojemu zdziwieniu zobaczył Omię i Abbadasa
rozmawiających z ożywieniem. Z tego, co mógł wywnioskować z ich zamaskowanych
twarzy, śmiali się szeroko szczerząc zęby przy każdym wypowiadanym słowie. W końcu
mężczyzna podszedł do klatki i zaczął przypatrywać się kobietom Achilei wzrokiem kupca.
 Czy daliśmy wam odpowiednią rozrywkę?  spytał Conan.
 O, tak!  odrzekła Omia.  Byliście nawet lepsi, niż się spodziewaliśmy!
 Z kim lub z czym więc będziemy walczyć teraz?  spytał.  Dopiero się rozgrzałem i jestem
gotów do prawdziwej walki!
Achilea roześmiała się i zawadiacko odrzuciła mokre włosy do tyłu.
 O nie!  rzekła Omia.  Nie będziemy was więcej narażać. Dla takich okazów jak wy
mamy daleko lepsze przeznaczenie. Również dla tych trzech.  Wskazała dzikie kobiety, z którymi
wciąż rozmawiał Abbadas. W ich oczach widać było grozę. Inną jednak od tej, jaką powoduje
obawa przed bliską śmiercią lub bólem.
 Co masz na myśli, przeklęta?  spytał Conan. Rozległ się trzask i woda zaczęła
odpływać. Martwe ciało krokodyla unosiło się z prądem.
 Wszystko w swoim czasie  rzekła.  Straże! Gdy woda odpłynie, rozbroić ich i
odprowadzić do cel. Ale przedtem zaprowadzcie ich do łazni. Oboje potrzebują kąpieli. 
Roześmiała się wesoło, wstała i podeszła do stojącego przy klatce Abbadasa. Ona również zaczęła
przyglądać się trzem kobietom.
W kilka minut pózniej woda odpłynęła całkiem i weszły straże. Szybko okrążyły Conana i Achileę.
Zmęczeni nie mieli wyboru i rzucili broń na ziemię.
ROZDZIAA XII
Tym razem w łazniach czekał na nich lekarz. Był w masce przypominającej ducha, bez
żadnych udziwnień. Kazał dwóm niewolnikom opatrzyć zadrapania. Na długich stołach
natarto im ciała wonnymi olejkami. Cały czas mieli zakute ręce i nogi w pierścienie na rogach stołu.
Potem zaprowadzono ich do celi, gdzie mieli czekać na dalsze decyzje.
 Tym razem troskliwie się nami zajęli  powiedziała Achilea, z nieufnością patrząc na mizerne
sienniki, które dano im do spania.
 Jakoś nie wydaje mi się, żeby nagle nas pokochali  odparł Cymmerianin potrząsając
łańcuchami.  Nie narzekam jednak na maści, którymi nas wysmarowali.  Zlady po
pazurach zaczynały się goić, a ból zniknął prawie zupełnie. Ruszał ramionami i nie czuł
żadnego zesztywnienia.  Ci ludzie naprawdę wiedzą, jak leczyć.
 I to jest chyba jedyny powód, dla którego tacy degeneraci mogą w ogóle istnieć  [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates