|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nim twarzą w twarz. - Dzisiaj to ja będę cię kochać - wyszeptała. - Pozwól mi spróbować. Ta cicha, słodka prośba poruszyła go bardziej, niż wydawało mu się to możliwe. Kiedy jednak wyciągnął ku Gennie ramiona, oparła mu dłonie na piersi. - Nie. - Przesunęła ręce na jego szyję. - Pozwól mi. Zaczęła z wolna i ostrożnie rozpinać jego koszulę. Patrzyła na niego śmiało, a jej palce poruszały się zręcznie, wiedziała jednak, że będzie mogła polegać wyłącznie na instynkcie i na tym, czego nauczył ją Grant. Czy z mężczyzną należy kochać się tak, jak by się chciało być kochaną przez niego, zastanowiła się. Postanowiła to sprawdzić. Wolnym ruchem zsunęła mu koszulę z ramion. Był szczupły, niemal za szczupły, ale skórę miał gładką i zdrową. Już zaczynała reagować na jej dotyk. Gennie przywarła ustami do jego serca i wyczuła szybkie, nierówne bicie. Wysunęła lekko język i przesunęła nim po jego piersi. Usłyszała, jak Grant gwałtownie wciąga powietrze. - Gennie... - Nie. Jeszcze przez chwilę chcę cię po prostu dotykać. - Obsypała drobnymi pocałunkami jego pierś i słuchała uderzeń coraz szybciej bijącego serca. Grant zamknął oczy, rozkoszując się jej lekkimi, wilgotnymi pocałunkami. Walczył ze sobą, żeby nie zaciągnąć jej natychmiast do łóżka lub nie rzucić na podłogę. Gennie najwyrazniej oczekiwała do niego większej samokontroli. Jej dociekliwe palce badały jego ciało, znajdując wrażliwe punkty, których nawet on sam nie był wcześniej świadom. Cały czas coś szeptała, wzdychała, obiecywała. Czyżby chciała go doprowadzić do utraty zmysłów? Kiedy powiodła palcami do guzika jego dżinsów, mięśnie na brzuchu Granta zadrżały. Usłyszała jego jęk. Gdy rozpinała jego spodnie, w gardle czuła suchość, dłonie jej zwil- gotniały. Wolno dotknęła jego męskości i poczuła, jak jego ciało przebiega konwulsyjny dreszcz. Jest taki silny, pewny siebie, a potrafię doprowadzić go do drżenia, pomyślała zdziwiona. - Połóż się ze mną - wyszeptała. Odchyliła głowę i spojrzała mu prosto w pociemniałe z pożądania oczy. Wpił się łapczywie ustami w jej usta. Zaczynało kręcić jej się w głowie, ale nadal miała świadomość swojej władzy. Wiedziała, czego od niej chce, i zamierzała mu to dać. Zamierzała mu dać o wiele więcej. Ujęła jego twarz w dłonie i odsunęła go od siebie. Poczuła na policzkach nierówny oddech Granta. - Połóż się ze mną - powtórzyła i podeszła do łóżka. Zaczekała na niego, a potem pchnęła na posłanie i uklękła obok. - Uwielbiam na ciebie patrzeć. - Odsunęła mu włosy z czoła i zaczęła go całować. Błądziła leniwie ustami po całym jego ciele, doprowadzając go do szaleństwa. Czuł jedwabistą gładkość jej warg. Skóra mu zwilgotniała od lekkich dotknięć jej języka i własnego narastającego pragnienia. Otaczał go jej zapach. Położyła się na nim. Badała ustami i zębami jego szyję. Chciał wypowiedzieć jej imię, ale z gardła wyrwał mu się tylko jęk. Zsuwała się coraz niżej, smakując każdy centymetr skóry. Wydawało się, że Grant już nie oddycha, jedynie cicho jęczy. Nie była świadoma, że ona również raz po raz wzdychała z rozkoszy. Nawet nie czuła, kiedy zdjął z niej szlafrok. Jego ciepłe, niecierpliwe dłonie zaczęły błądzić po jej ramionach i piersiach. Nie wiedziała, ile czasu minęło. %7ładne z nich nie słyszało zegara wybijającego godziny gdzieś w głębi domu. Ich oddechy rwały się, usta zmagały w słodkiej walce. Grant wyszeptał coś do niej, z ustami na jej ustach. Zabrzmiało to jak prośba. Chwycił ją za biodra, jakby miał runąć w przepaść. Gennie osunęła się niżej i przyjęła go do siebie. Przeszył ją tak dojmujący dreszcz, że gwałtownie chwyciła powietrze. Zadrżała, natychmiast wspinając się na szczyty namiętności. Desperacko przywarła do Granta. Chciał jeszcze przedłużyć chwilę spełnienia, ale kiedy Gennie opadła na niego w zapamiętaniu, było już za pózno. Odebrała mu rozum. Z głuchym jękiem rzucił ją na plecy i posiadł z szaleńczą energią. Po chwili podążył za nią. Nazajutrz wstał piękny dzień. Powietrze było kryształowo przejrzyste, wiał lekki wiatr, a słońce świeciło jasno. Gennie niewiele zjadła na śniadanie, które podano niezobowiązująco przy wielkim stole, za którym goście zasiadali o dogodnej im porze. Grant natomiast jadł za nich dwoje. Potem gdzieś odszedł, wspominając coś o partyjce pokera, a Gennie mogła poświęcić się szkicowaniu. Nie dane jej jednak było pracować w samotności. Najpierw chciała narysować dom od frontu, jak go ujrzała pierwszy raz. Jego widok z tej strony napawał trwogą. Miała wrażenie, że Daniel specjalnie tak go zaplanował. Minęła kolczaste krzewy róż i usiadła na trawie pod rozłożystym kasztanowcem. Panującą wokół ciszę przerywał tylko krzyk mew, śpiew ptaków i szum fal, uderzających o skały. Zaczęła szkicować, stawiając grube, śmiałe linie. Nie mogła się jednak oprzeć i już po chwili przystąpiła do rysowania szczegółów i subtelnych cieni. Minęło prawie pół godziny, kiedy kątem oka dostrzegła jakiś ruch. Shelby wyszła przez boczne drzwi, kiedy Gennie wpatrywała się w wieżę, i teraz zmierzała w jej kierunku. - Cześć. Nie przeszkadzam ci? - Nie. - Gennie uśmiechnęła się i położyła szkicownik na kolanach. - Jeśli ktoś mnie nie powstrzyma, spędzę tu na szkicowaniu kilka dni bez przerwy. - Niesamowity dom, prawda? - Z gracją, która przywodziła Gennie na myśl Granta, Shelby usiadła obok. Przyjrzała się szkicowi. - No, tak - stwierdziła z aprobatą. Ona również pomyślała o Grancie. W dzieciństwie często wpadała w złość, że nie potrafiła tak ładnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|