WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chmura przysłoniła księżyc, który zgasł, by za chwilę znów rozbłysnąć. Luke
przyglądał się Gwen, wnikliwie badając każdy jej szczegół. Czuła na szyi jego
palce. Były mocne i długie, zdradzały siłę nawet przy delikatnym dotyku.  Co
masz na myśli?
72
RS
Przysunął się do niej, delikatnie dotknął ustami jej ust, przymkniętych
powiek, badając zarys policzków. Powolnymi, cierpliwymi ruchami dłoni
potęgował w niej namiętność, pocałował wreszcie.
 Pięknie  wyszeptał, przysuwając usta do jej ucha i dotykając piersi. 
Czuję, jak się rozpływasz pod wpływem moich pieszczot.  Pocałował ją
namiętnie.  A co mam na myśli? Myślę tylko o tym, że chciałbym się z tobą
kochać... poznać twoją namiętność, zbadać każdy szczegół twego ciała.
Czuła, jak się roztapia, jak ulatnia się jej silna wola.
 Będziemy się kochać?  Nie było to pytanie, bardziej już prośba czy też
zachęta.
Ich oczy się spotkały. Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy.
 Nie  odparł chłodno.
Gwen gwałtownie chwyciła za klamkę i wyskoczyła z wozu, lecz nim
udało jej się dobiec do domu, Luke złapał ją mocno za ramię.
 Poczekaj.
 Zostaw mnie! Chcę iść do siebie. Zapomnij. Zachowałam się jak
szalona. Nie wiem, o co mi chodziło.
 Ależ wiesz.  Wzmocnił uścisk.
Gwen chciała zaprzeczyć, ale przecież pragnęła Luke'a.
 Tak, wiem. A teraz już mnie puść.
 Nie zamierzam przepraszać za to, że cię dotknąłem.
 Nie oczekuję przeprosin  rzekła spokojnie.  Po prostu mnie puść,
skoro sobie tego życzę.  Uświadomiła sobie z przykrością, że wcale nie
chciała się uwolnić z jego uścisku, ale od kontroli, którą nad nią sprawował. Ta
wewnętrzna walka wyraznie odmalowała się na twarzy Gwen. Luke jeszcze
bardziej zmarszczył czoło, lecz w końcu cofnął dłoń, na co rzekła sucho: 
73
RS
Dziękuję  i ruszyła w kierunku domu, nim Luke zdążył cokolwiek
odpowiedzieć.
74
RS
ROZDZIAA ÓSMY
%7łółty motyl trzepotał skrzydłami nad donicą białych niecierpków. Gwen
obserwowała z werandy jego taniec. Odpoczywająca na białym fotelu bujanym
Anabelle była tak samo krucha. Gwen widziała delikatne różowe policzki i
łagodne niebieskie oczy matki. Choć zajęta łuskaniem grochu, Anabelle jak
zwykle z zadumą patrzyła gdzieś w przestrzeń. Gwen przyglądała się jej
bezradnie.
Kim ja właściwie jestem?  myślała. Co upoważnia mnie do mądrzenia
się na temat mężczyzn? A przecież próbowała ingerować w życie matki... Lecz
oto teraz zapragnęła zwrócić się do niej po radę, bo strasznie zaplątała się w
swych emocjach. Z przerażeniem uświadomiła sobie, że jej uczucia wobec
Luke'a osiągnęły niebezpieczny poziom. Obdarzenie miłością takiego faceta
oznaczało katastrofę, fakt to niezbity, jednak czy umysł jest w stanie
zapanować nad sercem? Cóż, musi. Akurat w tym przypadku nie ma innej
możliwości. Muszę zapomnieć o ostatniej nocy, nakazała sobie. Mam swoje
priorytety.
Spojrzała na Anabelle, która nadal z tajemniczym uśmieszkiem łuskała
groch.
 Mamo...  %7ładnej reakcji.  Mamo!  Położyła dłoń na jej dłoni.
 Słucham, kochanie. Mówiłaś coś?
Gwen zawahała się na moment, nim spytała:
 Czy nie uważasz, że dwanaście lat to zbyt wielka różnica wieku?
 Hm... pewnie tak...  Anabelle podumała przez chwilę.  Choć myślę,
że wraz z upływem czasu traci to znaczenie.  Powagę zastąpił uśmiech. 
Wiesz, wydaje mi się, jakbyś jeszcze niedawno miała dwanaście lat. Pamiętam,
jakby zdarzyło się to wczoraj, twój upadek z cyprysu. Złamałaś wtedy rękę.
75
RS
Boże, jaka byłaś dzielna, nawet nie zapłakałaś. Zresztą nigdy nie płakałaś. Za
to ja wylałam tyle łez, że wystarczało za nas obie.
 Mamo, nie o tym mówię. Gdy mężczyznę i kobietę dzieli dwanaście
lat... Czy to nie nazbyt wiele?
 Między córkami Sally Deumont jest podobna różnica wieku, co niosło
z sobą pewne niedogodności.
 Mamo, nie o tym...
 Ale miało też i swoje zalety  dodała Anabelle, nie chcąc, jak to ona,
krytykować wieloletniej przyjaciółki.
 Mamo, przecież wiesz, że nie o to mi chodzi. Mówię o mężczyznie i
kobiecie. O zwiÄ…zkach. O parach.
 Ach tak!  Anabelle zamrugała, by oprzytomnieć do końca, i
uśmiechnęła się.  To zupełnie inna para kaloszy...  Gwen wychodziła ze
skóry, widząc, jak matka w ciszy spokojnie sobie łuska groch.  Zaskoczyłaś
mnie, stwierdzając, że wiek i miłość mają z sobą cokolwiek wspólnego.
Zawsze uważałam, że serce nie liczy lat.
Słowa te nieco ostudziły zapał Gwen. Ujęła matkę za ręce.
 Czy nie uważasz, że czasem miłość zaślepia zdolność oceny tego, co
dla ciebie dobre, a co nie? Czyż nie jest tak, że nieraz ludzie stawiają się w
sytuacjach, których jedynym skutkiem jest cierpienie?
 Zgadzam się z tobą. Na tym polega życie. Jeśli nie otworzysz się na
ból, nigdy nie otworzysz się też na radość. Jak puste byłoby wtedy życie. Czy
ten twój Michael bardzo cię skrzywdził?
 Nie.  Puściła dłonie matki i wstała, by przejść się po werandzie. 
Właściwie tylko moją dumę.
 Nawet upadek z konia może mieć podobny skutek.
76
RS
 Anabelle podeszła do córki.  Kochanie, jesteś taka młoda. Często o
tym zapominam, bo w przeciwieństwie do mnie jesteś praktyczna i świetnie
zorganizowana. Opiekujesz się mną częściej niż ja tobą.
 Nieprawda...
Anabelle przyłożyła jej palec do ust.
 Prawda. Unikam nieprzyjemnych rzeczy i gdy już trochę podrosłaś,
przejęłaś je na siebie. W niektórych sferach życia błyskawicznie dojrzałaś, lecz
w innych...
 Objęła córkę w pasie.  Może nadeszła w końcu chwila, bym to ja ci w
czymś pomogła.
 Ale mamo, nie o mnie tu chodzi  zaprotestowała Gwen.
 Wiesz, że gdy poznałam twego ojca, miałam zaledwie osiemnaście lat?
Natychmiast się w nim zakochałam. Kto by pomyślał, że tak szybko odejdzie?
Nawet nie miał okazji cię zobaczyć. To największa tragedia. Byłby taki
dumny, gdyby zobaczył, jak bardzo jesteś do niego podobna.  Westchnęła
cicho.  Dla niego i dla mnie to było pierwsze gorące uczucie, młodzieńcza
miłość. Często myślę, czy przetrwałaby próbę czasu... Cóż, nigdy się tego nie
dowiem.  Zadumała się na moment, Gwen też milczała, zafascynowana
wyznaniami matki. Nie znała jej od tej strony.  Tak wiele się nauczyłam w
czasie tego krótkiego, lecz jakże gorącego małżeństwa. Ot, choćby to, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates