|
|
 |
|
 |
 |
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przycisnął nagie ciało dziewczyny do metalowego wspornika dzwigającego ostatnią literę z napisu LUXURY HOTEL. Godzinę pózniej, gdy zmęczeni leżeli obok siebie na zalanym deszczem dachu, Kapitan pogładziła go po mokrej piersi. A potem na jej twarzy pojawiło się zdumienie, Ty nie masz NIP-u. Czego? NIP-u. Tatuażu z kodem kreskowym. Każdy to ma, każde dziecko po urodzeniu jest oznaczone numerem. To bardzo zle? Kapitan roześmiała się cicho. Spoko, nie doniosę na ciebie do urzędu skarbowego. Jan przytulił do siebie dziewczynę i szepnął jej do ucha: Dlaczego masz ksywę Kapitan? Bo mam mocną głowę powiedziała słodko. A kapitan zawsze schodzi ostatni. Roześmiał się, ale w głębi duszy był poważny. Przecież kiedyś miał NIP. * * * Nie wstawaj szepnęła Waleria. Leż spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Adam powoli otworzył oczy. Leżał na miękkim łóżku, pod głową czuł stos poduszek. Był słaby, obolały, ale chyba cały. Na suficie widział daleki błękitny fresk. To było jakieś renesansowe malowidło. Przedstawiało wygnanie z raju. Opuścił wzrok i dostrzegł tuż obok, przy masywnej, hebanowej kolumnie twarz Walerii. Wpatrywała się w niego wielkimi, ciemnymi oczyma. Gdzie ja jestem? U mnie w domu wyszeptała. Nie bój się, już wszystko w porządku. Ale miałem koszmarny sen... Zniło mi się, że wypadłem przez okno. I rozbiłeś sobie głowę o uliczny hydrant? dopowiedziała Waleria. Adam skamieniał. To nie był sen ciągnęła z tajemniczym uśmiechem. Naprawdę wypadłeś z trzydziestego piętra i się zabiłeś. Ale Krzysztof uznał, że jesteś zbyt cenny, żeby cię stracić. Nie! To niemożliwe! Co to za upiorny żart?! %7łart! Właśnie. Dobrze to ująłeś. Przepraszam. To był niesmaczny dowcip. Zasnąłeś na montażu i uderzyłeś się w głowę. Ale wszystko jest w porządku. Poprosiłam Aaszcza, aby zawiózł cię do mnie. Przyda ci się trochę odpoczynku. Whisky jest w barku, piwo w lodówce. A ja zaraz wrócę. Szybko zniknęła za drzwiami prowadzącymi do sąsiedniego pokoju. Weszła do łazienki, po chwili dobiegł go stamtąd odgłos odkręcanego kurka. Waleria zrzuciła szlafrok dokładnie w takim punkcie, aby przez szczelinę w niedomkniętych drzwiach mógł podziwiać przez chwilę jej smukłe, nagie ciało. Adam wstał, trzymając się za głowę. Dziwne, ale nie wyczuwał na niej guza. Ostrożnie podszedł do dużego, srebrnego lustra. Spojrzał w odbicie, zobaczył bladego, wymęczonego faceta o podkrążonych oczach. Tak, jego wygląd stanowczo nie wzbudzał zaufania. Adam rozejrzał się po mieszkaniu. Znalazł wnękę kuchenną. Otworzył lodówkę i wyjął z niej dobrze schłodzoną puszkę piwataminy. Pociągnął spory łyk, ale jakoś nie rozjaśniło mu się w głowie. Jednak w tym momencie zobaczył na małym stoliku otwartą torebkę Walerii. Wiedziony jakąś przekorną ciekawością podszedł bliżej. Zawahał się, spojrzał w stronę łazienki. Wciąż słyszał odgłos spływającej wody. Torebka kusiła. Pomiędzy szminką, puderniczkami i małym palmem tkwił plik papierów sczepionych zszywaczem. Wyciągnął dokumenty, spojrzał na nie i zakrztusił się piwem. Papiery i zdjęcia wypadły mu z dłoni, rozsypały się po stole i podłodze. Adam odskoczył, chwycił się rękoma za głowę, potknął się o stołek, omal nie upadł. Potrącony wazon roztrzaskał się na posadzce. Czerwone róże posypały się na zdjęcia. Adam zatoczył się, skoczył przed siebie, potykając się, dopadł do drzwi, otworzył je i wypadł na zewnątrz. Na małym stoliku pozostały po nim rozsypane zdjęcia. Wszystkie pochodziły z policyjnych kamer i przedstawiały duży, czerwony, przeciwpożarowy hydrant. Ale to nie było wszystko. Obok niego na ulicy spoczywało zmasakrowane ciało mężczyzny... * * * Biegł przed siebie dopóty, dopóki starczyło mu sił. Pędził przez ulice, wpadał i potrącał ludzi, przewrócił się w kałużę. Gnał jak opętany. Wpadł do metra, a gdy zamknęły się za nim drzwi, przywarł, dysząc, do zaparowanej szyby i patrzył w mrok tunelu, bacząc na to, czy nikt go nie ściga. Pół godziny pózniej dotarł do swojego mieszkania. * * * Nie cierpię tych nocnych dyżurów mruknął DJ Zruba, choć tak naprawdę uwielbiał siedzieć w tym ciemnym pomieszczeniu, rozjaśnianym tylko przez kontrolki konsolety. Lubił puszczać swoją ukochaną muzykę, lubił mówić do mikrofonu, lubił słuchać swojego głosu, odbierać telefony, wolno sączyć piwko i palić skręty. Lubił te nocne rozmowy o wszystkim i niczym. Była już trzecia nad ranem. Nikt nie dzwonił. Ludzie poszli spać, bo przecież nie byli prezesami i następnego dnia musieli zapierdalać do roboty. Tak przynajmniej pocieszał się Zruba. I rzeczywiście, być może miał rację. Być może, bo nagle po lewej stronie konsoli zamigotało czerwone światełko telefonu. Halo, tu Radiostacja, program Przyśrubowany Mikrofon . Głos, który usłyszał, należał do mężczyzny. Gość był zdenerwowany, pewnie trochę wypił. I miał coś na języku. Coś ważnego. Zruba wyczuł to już od pierwszej chwili, gdy tylko tamten się odezwał. Mam poważny problem. Muszę z kimś pogadać. Wal śmiało. Wal, stary... Pracuję w telewizji. W Art. TV i od jakiegoś czasu nie czuję się najlepiej. Nie ty jeden, stary. Ale wiesz, w tej telewizji dzieje się coś dziwnego. Wygląda na to, że popełniono tam morderstwo. I to nie jeden raz głos zaśmiał się ochryple i zjadliwie. A kogo tam zabili? Między innymi mnie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|