[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wszyscy. Jesteś ostatni! Podpisz to. Nie masz już nic do stracenia. I tak zginiesz. Przecież starosta każe cię powiesić. Mam jeszcze coś powiedział cicho Kunicki moją dumę i honor. Nie jestem banitą. Nie oddam ci duszy, ale nie sądz, że ze strachu. Nie jestem tchó- rzem. Idz precz! Dobrze powiedział tamten. Wyciągnął rękę w stronę Jana i nagle cały świat wokół Kunickiego zniknął jak pękająca mydlana bańka. * * * Gdy się obudził, leżał na podłodze w alkierzu. Musiał spaść w czasie snu, bo ciało bolało go tak, jak gdyby wyszedł spod kijów. Wstał. W głowie miał jeszcze wspomnienia niedawnego snu albo też rzeczywistości. To, co widział, było zbyt prawdziwe jak na senne majaki. 27 Spojrzał na swoją rękę i przekonał się, że pierścień z Nowiną, który odkrył wczorajszego wieczora za pasem, zniknął. Nie szukał go. Wyszedł z alkierza i szybko pobudził całą czeladz. Był wstrząśnięty i rozdygotany. Gdy spojrzał w lu- stro, stwierdził, że jego twarz stała się biała jak kreda. Konia! zawołał na przerażonych pachołków. Szybciej, psie syny. Gdy mu go podano, popędził jak szalony wprost przed siebie. * * * Kościół, do którego wszedł Jan, był pusty. Wrześniowy dzień przejmował chłodem, a na niebie od rana przewalały się kłęby sinoszarych chmur. Minęła długa chwila, zanim przeżegnał się i wszedł. Przysunął się do ołtarza na kolanach i zatopił w modlitwie. To znaczy chciał się modlić, ale słowa uciekały mu z ust i zamiast powtarzać litanię, przyłapał się na tym, iż w myślach żarliwie prosił Boga o ratunek. Pomóż mi, Panie wyszeptał bezgłośnie. Zlituj się. Wskaż mi drogę. Powiedz, co mam robić. Uratuj mnie i moją żonę. Zaczął modlić się bezgłośnie. Przyniosło mu to pewną ulgę. Pomyślał, że po- winien przyjść tutaj od razu. Spłynęło nań ukojenie. Po raz pierwszy od kilku dni poczuł, że jego umysł przestała trawić gorączka. Nagle wszystko zaczęło wyda- wać się jasne, proste i zrozumiałe. Wcale nie musiało być tak zle. Myślał, miał nadzieję, nie, miał pewność, że Bóg stanie, że jest po jego stronie. Jest, bo nie mógłby nigdy dopuścić, aby komuś wyrządzono taką niegodziwość. Nagle usłyszał kroki. Chociaż był pogrążony w modlitwie, obrócił głowę. Z cienia wyszedł młody ksiądz. Nie przeszkadzając Kunickiemu, ukląkł obok nie- go, ale spojrzał pytająco. Jan schylił głowę. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus wyszeptał. Na wieki wieków. Amen. Wiedziałem, że jesteś tutaj od samego rana, synu powiedział. Masz jakieś kłopoty? Mogę ci w czymś pomóc? Ja. . . wyszeptał Kunicki proszę o radę, o wsparcie i o rozgrzeszenie. Więc chodz. Ksiądz wstał i ruszył w stronę konfesjonału. Szlachcic ruszył za nim. Ukląkł na drewnianym podnóżku. Słucham cię, synu. Mam wroga. Schłopił mnie. Pożąda mojej żony. Dał mi czas do końca września. . . To za dwa dni. Jeżeli moja Anna nie ulegnie mu do tego czasu, wy- kona wyrok. Proszę. . . Błagam o pomoc. Co mam robić. Nie mam jak się bronić przed nim. Ufaj Panu, a on cię nie opuści i będzie z tobą do końca. 28 Ufam, ale czy jestem godzien, aby do mnie przyszedł? Nie poddam się, nie ugnę się przed przemocą, chociaż mam inne wyjście. Ale czy robię dobrze? Tego właśnie nie wiem. A czy jesteś uczciwym człowiekiem? Jestem. . . Przynajmniej tak mi się wydaje. . . Jeżeli tak, to nie masz się czego obawiać. Postępuj tak, jak nakazuje ci sumienie. Jeśli jesteś prawy i uczciwy, Pan będzie z tobą. Uratuje cię. Da ci przy- najmniej nadzieję. Nadzieję. . . Tak, tego właśnie potrzebowałem. Ale prawda jest taka. Nie obronię się przed starostą. . . Jestem sam jeden. Potrzebuję czegoś więcej niż tylko nadziei. . . Jeżeli postępujesz słusznie, jeżeli jesteś dobrym człowiekiem, dostaniesz wsparcie. Idz, pomódl się. Nasz Pan na pewno cię wysłucha. Ufaj w niego. Módl się i czekaj. Gdybym tak dostał jakiś znak. . . Przecież nie chcesz się poddać. Masz pewność, że racja jest po twojej stro- nie. . . To głos Boga. On cię wspiera. To znak. On jest w tobie. Kunicki zamarł. Spuścił głowę. I poczuł w sobie ciepło. Prawie gorąco. I już wiedział. . . Odetchnął z ulgą. Miał rację, że nie zawrócił z drogi. Dziękuję, dziękuję księdzu wyszeptał cicho, a potem na kolanach od- pełzł od konfesjonału. * * *
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|