[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uniemożliwiła im korektę kursu. - A tak, nasz wahadłowiec ledwo zdołał to przyholować. Wieeeeelkie! Sześć metrów, co do centymetra. Gdyby to ludzie skonstruowali, cała wachta by się zmieściła. Mam nadzieję, że w środku jest coś więcej, a nie tylko ciało królowej, i to sporych rozmiarów. Powiadają, że muszą tam być pomocnice, robotnice i trutnie, bez usług których nie może się obejść. 'Diniowie mówili nam - kiedy byliśmy dziećmi - że to od królowej zależy, jakiego rodzaju potomstwo potrzebne jest do funkcjonowania Roju, i rozdziela je pomiędzy swoją świtę do dalszej hodowli. Cóż to za wygodny obyczaj: za mało rąk do cegiełkowania pokładu - dwa tuziny jaj tego typu; za mało chorążych - no to jeszcze sześciu. - Bhuto uśmiechnął się od ucha do ucha. - Nie mówię za dużo, co? - Mówisz - uspokoił go Rojer - ale to bardzo interesujące. Powiedz, czy ktoś na pokładzie interesuje się rozwiązaniem puzzli? Zachwycony Bhuto ze świstem wciągnął powietrze, uniósł ręce do góry i uśmiechając się jeszcze szerzej, pokiwał na Rojera, by ten udał się za nim na rufę Pekinu . - Pozwolono nam pracować w ładowni nr 3, bo jest pusta. Chief Firr przeprogramował komputer inżynieryjny i skopiował w skali wszystkie odnalezione dotąd fragmen ty, których zbiór aktualizowany jest na bieżąco. Idę o zakład, że nie jesteśmy gorsi od wywiadu floty, Wysokiej Rady, a nawet naszych sprzymierzeńców. W ładowni nr 3 Bhuto ograniczył nieco potok słów, Rojer podejrzewał, że z powodu obecności kolegów oficerów. Prawdę powiedziawszy, tylko dwa razy zdobył się na szept. Najpierw, kiedy zasugerował, by przegryzli coś na miejscu, w otoczeniu innych pilnych zwolenników łamigłówek, a potem, gdy zapytał, czy aby 'Diniowie nie mieliby ochoty usiąść na zydlach, które można było zdobyć od czasu, gdy kapitan Smellkoff podejmował kilku ekspertów na pokładzie. Przez chwilę Rojer zmagał się ze swym sumieniem, czy ujawnić przed chiefem Firrem ostatnie znaleziska Thiana. Obchodząc dookoła ogromny stół z rozłożonymi kopiami szczątków - dokładnie taki sam, jak ten, przy którym pracowali z Xexo - odnalazł te części, nad którymi ślęczeli ostatnio godzinami. Poprosił Bhuto, by wskazał mu chiefa, o ile był obecny. Bhuto spełnił jego prośbę, milcząc jak zaklęty, i Rojer zagadnął krępego oficera o wydatnym, pokrytym siateczką czerwonych żyłek nosie. - Sir, ja... - Dzień dobry, panie Lyon. - Zabrzmiało przyjacielskie powitanie. - Gratuluję wczorajszego wyczynu. Cieszę się, że nie uroniłem żadnego szczegółu. Czy kapsuła jest dobrze zabezpieczona? - W bazie Heinleina na księżycu. Chief zasępił się. - Wolałbym nie mieć tego na niebie, to pewne. Czym mogę służyć? Domyślam się, że i pan połknął haczyk, bo inaczej nie zagrzałby pan tutaj miejsca na długo. Znam to spojrzenie. Jak podoba się panu nasz warsztat? Imponujący? - I chief spojrzał uważnie na Rojera, spodziewając się pochwały. - Wspaniały, wszystkie części są w zasięgu ręki. - Rojer zorientował się, że imituje Xexo, lecz chiefa zdawało się to satysfakcjonować. - Chorąży Bhuto - dziwny wyraz przemknął przez twarz mechanika i Rojer doszedł do wniosku, że oficer uważa go za nudziarza - powiedział, że samodzielnie wyprodukował pan te części. - To prawda. - Dysponuję specyfikacjami dodatkowych... Zanim zdążył dokończyć, chief złapał go za rękę i pociągnął do niewielkiej klitki, w której siedział operator komputera projektowego. - Okrągłe - powiedział Rojer i oficer natychmiast wprowadził dane podstawowego kształtu. - Oto wymiary... - wyrecytował liczby. Tak jak większość członków rodziny posiadał absolutną pamięć. Gdy gotowy fragment wpadł do kosza, chief z wielką pompą dodał go do swego zbioru na stole ogłaszając, że to wkład pan Lyona i co zebrani na to? Rojer poczuł, że się rumieni, kiedy z niemal trzydziestu gardeł rozległy się głośne wiwaty. Ukrył zakłopotanie, próbując dopasować pierwszą lepszą część, jaką znalazł pod ręką. Kiedy dużo pózniej ojciec wyciągnął go z ładowni nr 3, aby sprowadzić trzy pojazdy bezzałogowe z żywnością, Rojer nie zapomniał o chorążym i zatrzymał dla niego całą siatkę wybranych owoców. Wdzięczność młodego podoficera była wzruszająca i Rojer domyślił się, że jego nieopanowane gadulstwo wynikało z nerwowości i że Bhutto potrzebuje zrozumienia, umocnienia wiary w siebie. Można to było zrobić, kiedy razem spędzali czas, i to niekoniecznie w ładowni zamienionej na warsztat. Niewykluczone, że Rojerowi jedynie się wydawało, iż potok słów zmalał. Być może było to spowodowane jeszcze i tym, że Bhuto często gadał z Gilem i Katem na stronie dla nabrania większej biegłości w języku 'Diniów. Nie ulegało kwestii, że póki chorąży zachowywał milczenie, nikt go nie wyrzucał z ładowni, a wtedy Rojer mógł całkowicie oddawać się swojej obsesji. W bazie Heinleina tymczasem zainteresowanie wokół Rojów doprowadziło do wrzenia. Sprzymierzeni i gapie czekali na wyklucie się królowej z kapsuły ratunkowej. Czuwającym bez przerwy naukowcom udostępniono odrębny kanał do snucia uczonych dyskusji na temat tego, co według nich działo się wewnątrz pancernej kuli; domniemanego przez królową rozpoznania nowego otoczenia; spodziewanego terminu opuszczenia przez nią pojazdu - tą sprawą szczególnie zainteresowani byli obstawiający miliono we zakłady bukmacherzy; przypuszczalnego wyglądu głównie w oparciu o znalezione na wraku szczątki, ale nie tylko. Wcześniejsze szacunki musiały być zrewidowane z uwagi na rozmiary kapsuły. Wiadomo, że sporo przestrzeni wewnątrz musiały zajmować systemy podtrzymywania życia, kierowania i napęd. Nie doszukano się otworów świadczących o tym, że pojazd był uzbrojony, ale też i trudno się było tego spodziewać na łodzi ratunkowej. Wszyscy chcieli jak najprędzej zobaczyć nie tylko królową, ale i zajrzeć do wnętrza kuli, by poddać ją szczegółowym oględzinom i badaniom, interesowano się zwłaszcza pancerzem. Dużo czasu poświęcono ewentualnej świcie. Jedna frakcja broniła zdania, że królowa jest samotna, co dawało największą szansę przetrwania długiej podróży. 'Diniowie nie wykluczali, że raczej popełni samobójstwo, niż odda się w ręce wrogów. Garstka ludzi pragnąła zachować się w sposób cywilizowany i przywitać ją uważając, że to najlepszy sposób zapewnienia sobie z jej strony współpracy. - Przecież nie mogła się domyślić - argumentowano - że uratowali ją potencjalni wrogowie. Od niedawna dopiero okręty ludzi przemierzały przestrzeń ręka w rękę z 'Diniami, królowa zatem nie mogła nic wiedzieć o Sojuszu i na uprzejmości można by tylko zyskać. Tego rodzaju postawa spotkała się z twardym sprzeciwem 'Diniów i krytyką zapytanych o zdanie Denebian i Talentów. - Nie było ich na Denebie - powiedziała Rowan tonem tak nieprzejednanym, że w Rojerze obudziło się gorące pragnienie, by do niego nigdy nie zwracała się w ten sam sposób. Usłyszał, jak babka zwraca się do ojca i chcąc nie chcąc podsłuchał, o czym mówili. - Nic nie wiedzą o uczuciu obcości, z jakim myśmy się zetknęli, nieugiętym postanowieniem posiadania Deneba wyłącznie dla siebie! Mieszkańcom Rojów nie można zezwolić na nie kontrolowaną proliferację i trzeba ukrócić ich mordercze zapędy. - Zgadzam się, Rowan, powiedział Afra. Moje wątpliwości wzbudzą zapewne twoje niezadowolenie, ale zastanów my się, czy aby podchodzimy do tego odpowiednio? Możliwe,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|