[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drogiej dzielnicy? Spojrzał na nią zimno i przez chwilę miała wrażenie, że stoi przed nią zupełnie ob- ca osoba. On nie jest takim człowiekiem, na jakiego wygląda", przypomniała sobie na- pis pod zdjęciem, które zerwała z lustra w toalecie. R L T Zsunęła się ze stołka i postąpiła krok do tyłu. Nagle zrobiło jej się zimno. Kim na- prawdę był ten człowiek? W czyim mieszkaniu miała mieszkać przez nadchodzące tygo- dnie? Mężczyzny, który całował jak nikt inny. Mężczyzny, na którego pocałunek odpowiedziała. Jego wzrok złagodniał, ale twarz pozostała niewzruszona. - Mylisz się - powiedział cicho. - Oceniam ludzi po tym, jakimi są, a nie gdzie mieszkają. - Ja... - Gdybyś miała jakieś problemy, zgłoś się do Davisa albo zadzwoń do mnie na komórkę. Wrócę pózno, a wyjeżdżam bardzo wcześnie, więc już się nie zobaczymy. Ale jak wrócę, chciałbym zobaczyć, co zrobiłaś. - Dobrze. - A jeśli chodzi o tamto... - dodał z wahaniem. - Powiedziałam ci, że to był miły pocałunek i na tym poprzestańmy - zakończyła temat, nie mając najmniejszej ochoty na wałkowanie tej sprawy. Cameron odetchnął z ulgą. Znów wyglądał jak ten biznesmen, który godzinę temu zaproponował jej współpracę. - Do zobaczenia w piątek. - Wyszedł. Didi opadła na sofę. Miała nadzieję, że przez to wszystko nie straci zapału do pra- cy. Charlie wskoczył jej na kolana i zaczął mruczeć. - O co chodzi, skarbie? Byłeś zazdrosny, tak? Nie martw się, już nie będziesz miał do tego powodów. Wiedziała, że Cameron nie jest człowiekiem, do którego mogłaby się zbliżyć. Nig- dy nie zrozumie, jak to jest, kiedy zastanawiasz się, czy uda ci się zarobić następnego do- lara albo gdzie będziesz spał tej nocy. - Nie wracaj do domu, dopóki nie staniesz się pełnoprawnym członkiem rodziny, który na równi z innymi partycypuje w kosztach utrzymania - ostrzegła ją matka, kiedy Didi oznajmiła, że wyjeżdża. R L T Wcale nie chciała tam wracać. Pragnęła jedynie udowodnić rodzinie, jak bardzo pomylili się w jej ocenie. A jeszcze bardziej pragnęła udowodnić coś sobie samej. Choć została porzucona przez mężczyznę, który miał zostać jej mężem, jest coś warta. Nieza- leżnie od tego, co myślą o niej inni, a przede wszystkim co myśli o niej Cameron Black. Cameron wszedł do pogrążonego w mroku biura. Niby miał zająć się dokumenta- mi, ale wciąż myślał o jednym. Pocałował Didi, kobietę, która ma dla niego pracować. Dlaczego to zrobił? Bo nie był w stanie się przed tym powstrzymać. Omamiła go. Albo nie, to on był zbyt napalony. Zaczął przeglądać akta, które miał zabrać do Sydney. Schował je do teczki i włączył komputer. Zwykły pocałunek. Nic ponadto, prawda? Kto wie, co mogłoby się wydarzyć, gdyby ten przeklęty kot im nie przeszkodził? Może poszliby do łóżka? A może zaczęliby się kochać na kuchennym blacie? A może... Och! Za bardzo się w to zaangażował. Nie powinien dopuścić do tego, by ta ko- bieta tak bardzo zawładnęła jego myślami. Zarezerwował lot na szóstą rano. Chciał, żeby Didi w spokoju mogła pracować. Potrzebował jej w pracowni, a nie w łóżku. Następny dzień Didi spędziła nad projektem swojego kilimu. Zastanawiała się nad wyborem materiałów, przeglądała to, co już ma i sporządziła listę potrzebnych rzeczy. Na tym powinna skoncentrować myśli. Wyjęła z pudła motki pomarańczowego i cyno- browego jedwabiu i przyłożyła je do nici w odcieniu oberżyny. Musi zapomnieć o męż- czyznie, który jej płaci i który dał jej życiową szansę. Zadzwoniła po limuzynę i pojechała na zakupy. Wybrała wszystko, czego potrze- bowała, nie bacząc na koszty, wszak wreszcie miała pieniądze. Czuła się jak królowa. Nie wiedzieć czemu, ta wyprawa przypomniała jej dzieciństwo. Wychowała się w znanej rodzinie. Rodzice stale gościli w rubrykach towarzyskich, a Didi i jej siostra często towarzyszyły im w imprezach charytatywnych. Didi szybko na- uczyła się oddzielać blichtr od nagiej prawdy i dzięki tym imprezom docierała do nie- szczęśliwych ludzi. Narkotyki, przemoc, śmierć. Przez kilka lat organizowała posiłki dla dzieci z ubogich rodzin, przygotowywała warsztaty i programy artystyczne dla kobiet i R L T dzieci mieszkających w schroniskach, dyżurowała w ośrodkach, w których przechodzili kuracje odwykowe ludzie uzależnieni od narkotyków. Dla niej wszyscy ludzie byli równi. Mama widziała to inaczej. - Oni nie są tacy, jak my, moja droga - mówiła autorytatywnie. - Owszem, poma- ganie tym, którzy mieli w życiu mniej szczęścia niż my, należy do obowiązków ludzi z naszej sfery, ale... Ale nigdy nie pobrudziła sobie rąk prawdziwą pracą dla tych pokrzywdzonych. To tak jak z Cameronem. Didi nie potrafiła go sobie wyobrazić, jak daje koc bezdomnemu w zimną noc czy rozlewa zupę w schronisku dla ubogich. Kiedy wysiadła z limuzyny obładowana zakupami, minęła ją młoda i niezwykle piękna kobieta. Choć była ubrana w zwykłe obcisłe dżinsy i prosty czarny żakiet, rzucała się w oczy. Bez wątpienia pasowała do tego miejsca i ludzi, którzy tu mieszkali. Ona natomiast nigdy nie będzie tu przynależeć. Jej starsza siostra, Veronica, odzie- dziczyła urodę po rodzicach. Wysoka, ciemnowłosa, doskonała. W wieku osiemnastu lat wyszła za bogatego przedsiębiorcę w średnim wieku. Mieszkała w luksusowej dzielnicy Sydney niczym królowa. Didi weszła do windy. Gdyby Veronica mogła ją teraz zobaczyć... Kiedy znalazła się w mieszkaniu, zadzwonił telefon. Nie lubiła, jak coś przeszka- dzało jej w pracy, ale jeśli to Cameron dzwoni, żeby coś przekazać? Odłożyła listewki, z których miała powstać rama, i sięgnęła po komórkę. - Niespodzianka! - Veronica? - Didi była kompletnie zaskoczona. Od czasu jej wyjazdu z Sydney siostra ani razu się do niej nie odezwała. W ogóle rzadko z sobą rozmawiały. Najwyraz- niej czegoś potrzebowała. - Jak się masz? - Doskonale. Jesteś zajęta? Nie wiem, czy możesz rozmawiać w czasie pracy. Nie- którzy pracodawcy patrzą na to krzywym okiem. Zamierzałam zostawić wiadomość. - Nie, nie, wszystko w porządku. - Jej rodzina żyła w przekonaniu, że pracuje w ga- lerii i tak miało zostać. - Tutaj na szczęście nie ma tak restrykcyjnych przepisów. R L T - To świetnie. Didi, przyjechałam na kilka dni do Melbourne. Daniel wyjeżdża na konferencję do Brisbane, a ja powiedziałam mu, że też potrzebuję krótkiego urlopu. Chcę zrobić trochę zakupów i oczywiście zobaczyć się z tobą - dodała po krótkiej chwili.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|