[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w końcu nie moja sprawa. Pogoda w tamtych stronach mi nie służy, bo mam reumatyzm, a ponieważ córka niedawno wyszła za mąż, przyłączyłam się do taboru prowadzonego przez mojego zięcia - wyjaśniła. Mali rozejrzała się dokoła. Wszyscy byli zajęci urządzaniem się i nikt nie przysłuchiwał się ich rozmowie. - Tak, Jo pracował u nas w zeszłym roku - zaczęła ostrożnie. - Wyjątkowo pracowity i zręczny z niego pomocnik. Nie wiem, co byśmy bez niego zrobili przy takim spiętrzeniu prac. Dzięki niemu zdążyliśmy zwiezć pod dach całe siano. - Kopnęła jakąś starą wiązkę słomy i rozejrzała się znów wokół pośpiesznie. Wstrzymując oddech, zapytała: - Pewnie znasz dobrze Jo? Stara Cyganka uśmiechnęła się, odsłaniając spore braki w uzębieniu. - A jakżeby inaczej? - odparła chytrze, ale dodała po chwili: - To mój siostrzeniec. Poczciwy z niego chłopak! Chodząca dobroć! - Jak mu się wiedzie? - zapytała Mali, czując, że się oblewa rumieńcem. Nerwowo poprawiła włosy i dodała pospiesznie: - Wszyscy go tu bardzo polubiliśmy. Może pozdrowisz go od... od nas wszystkich tu we dworze. Stara Cyganka patrzyła na Mali w milczeniu, a ona miała wrażenie, że ją przejrzała na wylot. - Dobrze, pozdrowię, kiedy spotkam go tam, gdzie mieszkamy zimą. Jo bardzo się zmienił w ostatnim roku. Boję się, że zapadł na jakąś poważną chorobę, ale on twierdzi, że nic mu nie jest. Bardzo wychudł i stał się jakiś taki osowiały. Zupełnie jak nie on. Nikomu nie chce jednak powiedzieć, co go trapi. Ale ja dobrze znam mojego siostrzeńca i wiem, że ma jakieś zmartwienie. Mali poczuła bolesny ucisk w sercu. A więc Jo także cierpi! Wychudł i zmarkotniał, trawiony tęsknotą i rozpaczą. Była pewna, że nie mógł tak po prostu odjechać i o niej zapomnieć po tym, co razem przeżyli. Przykro jej się zrobiło, że Jo się zmienił, choć równocześnie sprawiło jej to radość, bo oznaczało, że z jego strony to także była prawdziwa miłość, a nie tylko przelotny, nic nieznaczący romans. Odkąd wyjechał, dręczyły ją różne obawy... Pomyślała, że dłużej nie wytrzyma takiego życia. Bo jak można żyć bez ukochanego mężczyzny! Każdego dnia żałowała, że z nim nie odjechała. Ale odkąd dowiedziała się, że będzie mieć dziecko, myśl o tym, że malec kiedyś odziedziczy Stornes, stała się niemal jej obsesją. Teraz jednak nie była taka pewna, czy dokonała właściwego wyboru. Zresztą właściwie nigdy tej pewności nie miała. Przed rokiem było dla niej ważniejsze, żeby oszczędzić swoim bliskim wstydu i plotek, teraz natomiast zastanawiała się, czy nie powinna raczej pomyśleć o sobie i Jo, o ich miłości, no i o dziecku. Może malec byłby szczęśliwszy, dorastając z prawdziwym ojcem, niż przygotowując się do przejęcia dworu. Pierwszy raz pomyślała o tym w taki sposób. Uderzyło ją, że być może w zaślepieniu i chęci zemsty na Johanie skrzywdziła swojego syna. Wydawało jej się, że walczy o coś wartościowego dla niego, o majątek Stornes, a tymczasem pozbawiła go prawdziwych korzeni. - Myślę, że on po prostu potrzebuje kobiety - ciągnęła Cyganka, taksując Mali spojrzeniem. - Dorosły mężczyzna zle znosi samotność. Nie brakuje kobiet, które by go chciały - uśmiechnęła się i mrugnęła do Mali. - Jest przystojny, więc pewnie znajdzie sobie żonę i znów będzie tym samym dobrym Jo. Mali poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. Myśl, że Jo mógłby mieć inną, wydała jej się nie do zniesienia. Równocześnie zrozumiała, że nie może oczekiwać, że Jo spędzi resztę życia sam, kiedy nie ma nadziei, że kiedykolwiek będą razem. Ale gdy wyobraziła go sobie w miłosnym uścisku z inną, westchnęła ciężko. - A wy, pani, pewnie dobrze poznałyście Jo? Mali drgnęła i spojrzała zalękniona na Cygankę. Przeraziła się, że niepotrzebnie naraża się na plotki, i postanowiła zwiększyć czujność. - Wszyscy go tu dobrze poznaliśmy - odpowiedziała pośpiesznie, siląc się na uśmiech. - Właśnie dlatego prosiłam, byście go pozdrowili od nas, od wszystkich mieszkańców Stornes - powtórzyła, kładąc nacisk na słowie wszystkich", by stara Cyganka nie odniosła wrażenia, że Mali przesyła osobiste pozdrowienia, co musiałoby wywołać zdziwienie. - A jak wy się nazywacie, pani? - Ja jestem Mali - odpowiedziała cicho. - Mali, młoda gospodyni w tutejszym dworze. O ile mnie pamięta... - Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej - odparła Cyganka, poklepując ją po dłoni. - Was, pani, tak łatwo się nie zapomina. Tak mi się przynajmniej wydaje. W drodze ze stodoły do budynku mieszkalnego przez głowę Mali przeleciały tysiące myśli. Obawiała się, że się zbytnio odsłoniła przed starą Cyganką, mimo że wiele nie mówiła. Inna sprawa, jak Jo przyjmie jej pozdrowienia. Chyba nie złamie danego słowa i trzymać się będzie z daleka od niej i od Stornes. Chciała tylko, żeby wiedział, że ona też go nie zapomniała. Jednego jednak Mali była pewna, skręcając za węgieł domu i po raz ostatni obrzucając spojrzeniem stodołę: stara Cyganka nie może zobaczyć Małego Siverta, bo od razu się domyśli, kto jest ojcem dziecka. Nie jest to takie trudne, zwłaszcza dla kogoś, kto dobrze zna Jo i pamięta go z dzieciństwa. Poza tym coś Mali mówiło, że Cyganka potrafi liczyć miesiące i jest jak na staruszkę dość bystra. Nie zajmie jej wiele czasu, by obliczyć, kiedy począł się dziedzic Stornes. I jeśli złoży to wszystko razem... Ciarki przeszły jej po plecach. Pośpiesznie więc podążyła do budynku. Mali wzięła Małego Siverta i pojechała do Buvika jeszcze tego samego popołudnia. Johan uznał, że dość nieoczekiwanie podjęła decyzję o wyjezdzie do rodziców. - Oni już i tak długo się na nas wyczekali - odparła Mali, pakując ubranka i inne potrzebne rzeczy dla dziecka do torby podróżnej. - Poza tym chcę wykorzystać to, że się wreszcie wypogodziło. Nie musisz nas odwozić, Johan, może to zrobić Gudmund. Myślę, że przenocuję w Buvika i wrócę za dwa dni. Skoro już odbędziemy z Małym Sivertem taką długą drogę - dodała, unikając wzroku męża. Pierwsze, co uderzyło Mali po przyjezdzie do rodzinnego domu, to fatalny wygląd Margrethe. Właściwie wyglądała równie marnie jak w dniu wyjazdu ze Stornes, a minął już prawie miesiąc. Nie powiedziała jednak tego na głos. Przyjazd Małego Siverta wywołał radosne zamieszanie i długo wszystkie rozmowy krążyły wyłącznie wokół jego osoby. Podziwiano, że tak urósł i zmienił się od ostatniego razu, gdy się widzieli. %7łe jest śliczny, mądry i pogodny. Zachwytom nie było końca. Zwłaszcza ze strony mamy. Kiedy jednak wreszcie trafiła się okazja, Mali wyciągnęła siostrę na spacer, by z nią porozmawiać w cztery oczy. - Na Boga, Margrethe, co się z tobą dzieje? Nie jesteś czasem chora? Siostra popatrzyła na nią, a Mali poczuła, że serce jej się kroi na widok tego pozbawionego
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|