[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czymże odtąd były wszystkie mroki wobec zwartego zasmucenia onych objęć, w któ- rych zatracało się wszystko! Czy nie buóił się człowiek z uczuciem, że jest bez przyszłości? Czy nie wlókł się bez sensu po świecie, bez prawa do jakiegokolwiek niebezpieczeństwa? Czy nie musiał przyrzekać sto razy, że nie umrze? Może to była przekorność tego złe- go wspomnienia, które od nawrotu do nawrotu chciało zachować sobie jedno miejsce, pozwalające mu żyć pośród odpadków. Wreszcie odnaleziono go. I wówczas dopiero, dopiero w latach pasterskich uspokoiła się mnoga jego przeszłość. rainer maria rilke Malte 81 Któż opisze, co jemu się wówczas óiało? Jaki poeta ma moc, iżby długość jego ów- czesnych dni pogoóić z życia szczupłością? Jaka sztuka dość jest wielka, by wywołać jego skromną, zakapturzoną postać i całą tę nadprzestrzeń jego nocy olbrzymich? Była to epoka, która się zaczęła od tego, że czuł się ogólnym i anonimowym, jak wahający się rekonwalescent. Nie kochał, chyba że kochał to, że jest. Niska miłość je- go owiec nie imała się go; jak blask, co pada przez chmury, rozpraszała się wokół niego i łagodnie połyskiwała nad łąkami. Niewinnym śladem ich głodu kroczył w milczeniu przez pastwiska świata. Obcy wióieli go na szczycie Akropolis, a może był on długo jednym z pasterzy w prowincji Baux i wióiał, jak czas skamieniały przetrwał to dostoj- ne pokolenie, co wszystkimi zdobyczami siedmio- i trzykrotnymi nie zdołało zwyciężyć szesnastu promieni w gwiezóie swego herbu. Albo czyż mam go pomyśleć w Orange, opartego o wiejską bramę triumfalną? Mamże go wióieć w przywykłym do dusz cieniu w Allyscamps, jak wzrok jego pośród grobów, otwartych jak groby zmartwychwstałych, goni za ważką barwną? Zarówno. Wióę więcej niż jego, wióę jego byt, który wówczas rozpoczynał długą miłość do Boga, tę cichą pracę bez kresu. Na zawsze chciał się przytaić, ale raz jeszcze przyszła nań serdeczna, wzrastająca niemożność czynienia inaczej. I tym razem spoóie- wał się wysłuchania. Cała jego jazń, która w długim osamotnieniu stała się intuicyjną i niezmylną, przyrzekała mu, że Ten, którego on teraz miał na myśli miłować potrafi przenikającą, promienistą miłością. Ale podczas gdy tęsknił za takim wreszcie mistrzowskim miłowaniem, uczucie je- go, do dali nawykłe, pojęło Boga ostateczną odległość. Noce przyszły, kiedy myślał, że ku Niemu się rzuca w przestrzeń; goóiny pełne odkryć; goóiny, kiedy się dość czuł mocnym, aby zanurzyć się w głąb, ku ziemi, aby ją porwać wzwyż na huraganie swego serca. Był jak ktoś, co słyszy cudowny język i gorączkowo postanawia w nim tworzyć po- ezję. Czekało go jeszcze osłupienie poznania, jak trudny jest ów język; nie chciał wierzyć zrazu, iż całe długie życie upłynąć może, zanim się stworzy pierwsze, krótkie, pozorne zdania, które nie mają treści. Rzucił się w naukę jak biegacz w wyścig. Ale gęstwa tego, co trzeba było przezwyciężyć, spowolniła jego pęd. Trudno było wymyślić coś baróiej upokarzającego nad te początki. On znalazł kamień mędrców, a oto zmuszano go, by prędko zrobione złoto szczęścia nieustannie przemieniał na brylasty ołów cierpliwości. On, który się przystosował do przestrzeni, jak robak drążył kręte korytarze bez wyjścia ni kierunku. Teraz, kiedy w tak znojnym asunku uczył się miłować, ukazano mu, jak niedba- łą i nikłą była potąd wszelka miłość, której dokonywał według swego mniemania. Jak z żadnej miłości nic być nie mogło, ponieważ nie zaczął nad nią pracować i nie zaczął jej urzeczywistniać. W tych oto latach dokonywały się w nim wielkie te przemiany. Boga zapomniał prawie przy twardej pracy nad zbliżeniem się do Niego a wszystko, co z czasem może uzyskać u Niego, ufał, to była a at e e e te e et . Przypadki losu, na które zważają luóie, opadły z niego już dawno, ale teraz nawet to, co było konieczne spośród rozkoszy i bólu, straciło korzenny przysmak i stało się czyste i jemu pożywne. Z jądra tego bytu rozwinęła się zwarta, zimotrwała roślina płodnej radosności. Cały zatopił się w pokonywaniu wszystkiego, co stanowiło jego wewnętrzne, zamknięte życie niczego nie chciał przeskakiwać, bo nie wątpił, że w tym wszystkim jego miłość była i wzbierała. Wewnętrzna gotowość jego szła tak daleko, iż postanowił dogonić najważniejsze z tych rzeczy, których dawniej zóiałać nie mógł, które dawniej po prostu tylko przeczekał. Nade wszystko myślał o óieciństwie, im spokojniej zastanawiał się, tym baróiej wydawało się mu nie zóiałane. Wszystkie stamtąd wspomnienia miały niejasność przeczuć, a że uchoóiły za minione, to z nich czyniło prawie rzeczy przyszłe. To wszystko raz jeszcze, i to rzeczywiście, wziąć na siebie oto był powód, dla którego on, który się stał obcy, powrócił. Nie wiemy, czy został. Wiemy tylko, że powrócił. Miłość, Syn marnotrawny Ci, którzy legendę tę opowieóieli, próbują w tym miejscu przypomnieć nam, jak wyglądał dom. Bo tam przeminęło trochę tylko czasu, trochę liczonego czasu, każdy w tym domu może opowieóieć, ile. Psy zestarzały się, ale żyją jeszcze. Opowiada się, t a at e e e te e e (.) cierpliwość we wspieraniu duszy. rainer maria rilke Malte 82 że jeden zawył. Przerwa nastaje w całej pracy óiennej. Twarze ukazują się w oknach, postarzałe i dorosłe twarze o wzruszającym podobieństwie. A w jednej, do cna starej, nagle blado przeb3a poznanie. Poznanie? Naprawdę poznanie tylko? Przebaczenie. Przebaczenie czego? Miłość. Mój Boże: miłość. On, którego poznano, on w swoim zapracowaniu wcale już o tym nie myślał: że ona może jeszcze być. Zrozumieć łatwo, że z tego wszystkiego, co się stało teraz, tylko to jeszcze zachowało się w podaniu: jego gest, ten gest niesłychany, którego nigdy przedtem nie wióiano. w gest błagania, z jakim runął do ich nóg, zaklinając, aby nie kochali. Przestraszeni i chwiejni podnieśli go do siebie. Gwałtowność jego wyłożyli na swój
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|