WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wyjątkowo nie widziała nikogo ze stacji. Zamówiła kanapkę, Seamus wybrał stek. Carey
zauważyła, że z większą niż zwykle uwagą słucha przebojów muzyki country.
I nagle poczuła, że tęskni za czasami, gdy mogli szczerze rozmawiać o prowadzonych
sprawach. Teraz dzieliła ich przepaść nie do pokonania. Nie mogła go pytać o morderstwa,
Oli nie mógł opowiedzieć, czego się dowiedział. Teraz Carey Jest kimś z zewnątrz i nigdy
nie czuła tego tak dotkliwie jak tego wieczora.
Podano jedzenie. Seamus od razu sięgnął po butelkę ostrego sosu do
steków.
- Z tym sosem można zjeść wszystko i nie pocwć smaku - zauważyła. Nieoczekiwanie
uśmiechnął się do niej.
- lo to chodzi. Jadłaś kiedyś świeżą cebulkę na chlebie z tym sosem?
Wzdrygnęła się z obrzydzeniem, a Seamus parsknął śmiechem. Willie Nelson zamilkł,
zastąpił go Hal Ketchum ze smętną balladą o szlaku łez. Piosenka bynajmniej nie
poprawiała Carey humoru. Podobnie jak fakt, że dla Seamusa najwyrazniej liczył się tylko
stek, który pochłaniał z widocznym apetytem .. Ona tymczasem wmusiła w siebie zaledwie
ćwierć kanapki.
Nagle spojrzał na nią.
- Powinnaś wrócić do prokuratury, Carey.
- Akurat. Byłabym tam równie mile widziana, jak opryszczka.
Pokręcił głową.
- Chyba przesadzasz. Moim zdaniem byłaś w bardzo trudnej sytuacji, nie miałaś siły, by
walczyć o swoje zdanie" i dałaś się wciągnąć w tryby systemu. I wiesz, co mi sięjeszcze
wydaje? %7łe system nie jest aż taki zły, jak uważasz. Ale potrzeba ludzi takich jak ty, by go
poprawić. Jeśli nie chcesz wracać do prokuratury, pomyśl o obronie z urzędu.
~ Poszłabym z torbami.
Uniósł brew.
Wzruszyła ramionami, nagle poczuła się stara i zmęczona.
- No dobra, nie chodzi o pieniądze. Dałabym sobie radę. Ale, Seamus, nie mam siły. Nie
ma we mnie ognia. Wypaliłam się"
- Wypaliłaś się?
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Angażujesz się całą sobą w sprawę Otisa, rzucasz się na łeb na szyję i mówisz, że się
wypaliłaś? Bzdura.
Ponownie wzruszyła ramionami i utkwiła wzrok w kanapce, gorączkowo zastanawiając się,
jak zakończyć tę rozmowę"
- A właściwie co cię to obchodzi?
- Jesteś doskonałą prawniczką. Nie powinnaś tego marnować. Poza tym twojej pasji nie
zaspokoi kłócenie się z kretynami na antenie i sama o tym wiesz. Mam wrażenie, że nie
podoba ci siÄ™ to, co teraz robisz.
Gwahownie podniosła głowę i spojrzała na niego wrogo.
- A nie pomyślałeś, że i ty możesz mieć z tym coś wspólnego?
Rozłożył ręce na znak, że się poddaje. Ponownie zajął się stekiem i ziemniakami.
Czuła się jak ostatnia świnia. Ale wobec Seamusa zawsze się tak czuła. Chciał tylko
powiedzieć jej coś miłego, a ona od razu na niego naskoczyła.
- Przepraszam - powiedziała.
Podniósł wzrok.
- Nie ma sprawy. Ale byÅ‚oby dobrze, gdybyÅ›my nauczyli siÄ™ rozma¬wiać o sprawach
osobistych i nie chwytali od razu za miecze.
Już miała zapytać, co im to da, ale uznała, że to niebezpieczny temat. Dała więc spokój,
sięgnęła po kanapkę i starała się nie myśleć, że Seamus ma rację.
Rozdział szesnasty
6 dni ...
Z powodu burz nad Atlantą lot był opózniony o trzy godziny. Gdy usiedli już w samolocie,
czekali na start kolejną godzinę. Samolot wystartował o czwartej po południu i Carey z
trudem siedziaÅ‚a spokoj¬nie. ZabraÅ‚a książkÄ™ do czytania podczas lotu, ale nie byÅ‚a w
stanie się slrupić na lekturze. Zrezygnowała szybko i patrzyła przez okno.
Seamus spaÅ‚. Czasami wydawaÅ‚o jej siÄ™, że może spać zawsze i wszÄ™¬dzie, o każdej
porze. Zazdrościła mu. Wypełniał sobą cały ciasny fotelik, ilekroć się poruszył, dotykał ją
ramieniem. Nie zwracałaby na to uwagi, gdyby nie fakt, że każde takie dotknięcie
przypominaÅ‚o jej o innego ro¬dzaju kontakcie ich ciaÅ‚.
Wreszcie dotarli do Atlanty. Seamus obudził się, gdy koła samolotu dotknęły płyty lotniska.
Spojrzał na nią, zaspany i rozluzniony, z największym trudem powstrzymała się, by nie
wtulić się w jego ramiona. Szybko odwróciła twarz. Czyżby traciła rozum?
- BiorÄ…c pod uwagÄ™ póznÄ… porÄ™, proponujÄ™, żebyÅ›my zÅ‚apali tak¬sówkÄ™ i prosto z lotniska
pojechali do tych ludzi. - Odezwał się.
- Doskonale.
Dobrze chociaż, że nie domyślił się, co znaczyła jej mina. Czasami denerwowało ją, że
potrafił odgadrtąć jej myśli.
Poczekali, aż tłum pasażerów opuści samolot, dopiero wtedy zdjęli z półki swoje bagaże i
wyszli. Zanim znalezli telefon, stracili kolejne pół godziny.
- Masz numer telefonu? - zapytał, stawiając torbę na podłodze. _ Może ja zadzwonię.
Przynajmniej nie muszę nikogo udawać.
Zgodziła się całkowicie. Nerwowo grzebała w torebce, aż znalazła skrawek papieru, na
którym nabazgrała numer telefonu. Niecierpliwie obserwowała, jak wykręca numer.
- Czy mógłbym mówić z panią albo z panem Wiggins?
Starała się wyczytać coś z jego twarzy, lecz Seamus zawsze był riieprzenikniony, jeśli tego
chciał.
- Rozumiem - powiedział. - Dziękuję bardzo. Nie, nie trzeba. Zadzwonię jutro. - Odłożył
słuchawkę.
- I co? - dopytywała się. - I co?
- Wyszli. Jak się domyślam, James nie jest ich jedynym dzieckiem.
MajÄ… tam chyba caÅ‚y plac zabaw. W każdym razie nie wrócÄ… przed jede¬nastÄ…" [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates