WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szybko przemierzyła sypialnię, kierując się z stronę toalety.
- Jeśliby myślał o tobie poważnie, to po co kupowałby te rubiny?
Zapewniam cię, to jego zwykła gra.
To pytanie podziałało jak cios noża w serce. Sara zadrżała. Nie
zwolniła jednak kroku. Nie chciała, by jej matka poczuła satysfakcję,
że uderzyła w czuły punkt. Ale pytanie zostało postawione i, choć
Sara mogła zamknąć przed matką drzwi do łazienki, nie mogła w
równie prosty sposób uwolnić się od własnych myśli.
Dlaczego Tarik kupował jej prezenty? Czemu upierał się, wprost
nalegał, by je przyjęła? Mówiła przecież, że ich nie chce... Ale
zlekceważył protesty. Czyżby robił to wszystko dlatego, że nie chciał
zostawić jej z niczym?
Nie! Nie zamierzała w to uwierzyć. Wyjaśnił swoje motywy,
zapewniał, że pragnie otoczyć ją opieką - chce, by poczuła się pewna
94
SR
siebie...
Dlaczego więc, wychodząc na przyjęcie, czuła się jak kurtyzana?
Stop! - krzyczało jej serce. Kochał ją. Naprawdę ją kochał! To
głupie, że dopuściła do siebie wątpliwości. Wiedziała przecież od
samego początku, co pomyśli matka o jej związku z Tankiem.
On na nią czekał, kochał ją i im szybciej do niego wróci, tym lepiej.
Zwiadomie przedłużała pobyt w łazience. Chciałaby wyjść stąd
uśmiechnięta, w takim samym dobrym humorze, jaki dopisywał jej
na początku przyjęcia. Całe to urocze, podniecające uczucie
oczekiwania na kolejną wspólną noc minęło, ale z pewnością wróci,
gdy znów znajdzie się obok Tarika. Wystarczy, by na nią spojrzał, a
ona zrozumie, że ich związek jest twardy jak skała. Z powrotem
zbudują wokół siebie swój prywatny świat. Wszystko wróci do
normy.
Odzyskawszy pewność siebie, Sara opuściła łazienkę. Chciała jak
najszybciej zejść na dół. Ale jej matka przechadzała się niespokojnie
po pokoju, uniemożliwiając ucieczkę. Na moment utkwiła zbolałe, a
zarazem zdecydowane spojrzenie w córce.
- Saro... dla twojego dobra ten jeden jedyny raz musisz mnie
posłuchać...
- Mamo, proszę cię, przestań. Tarik na mnie czeka.
- Chyba możesz poświęcić mi kilka minut? Przecież nie proszę o
wiele.
Sara nie mogła zrobić matce afrontu. Stała w głuchym milczeniu,
podświadomie zatykając uszy, zdecydowana nie dać się wytrącić z
równowagi.
Matka nadal maszerowała po pokoju, wykonując zamaszyste
gesty rękami.
- Wiem, że jesteś innego zdania - mówiła - ale zawsze starałam
się robić wszystko dla twego dobra, Saro. Byłaś trudnym dzieckiem.
Nigdy nie wybaczyłaś mi, że opuściłam twego ojca, a przecież nie
byliśmy ze sobą szczęśliwi. Nie pasowaliśmy do siebie... Cóż, nigdy
nie chciałaś mnie wysłuchać...
- Mamo, to już należy do przeszłości - wtrąciła ze
95
SR
zniecierpliwieniem Sara.
Uwaga ta została zignorowana.
- Byłaś zaledwie grzeczna dla Michaela - ciągnęła hrabina - i
zawsze patrzyłaś na mnie oskarżycielskim wzrokiem. A ja po prostu
chciałam być szczęśliwa. Może byłam samolubna, nie wiem. Zresztą
wysłanie cię do szkoły w Anglii było najlepszym rozwiązaniem.
Co z oczu, to z serca, pomyślała z goryczą Sara.
- Bardzo starannie wybrałam dla ciebie szkołę- ciągnęła jej
matka. - Chciałam, żebyś nawiązała odpowiednie stosunki
towarzyskie, które ułatwią ci życiowy start. Ale, jak się zdawało,
czerpałaś przyjemność z krzyżowania mi planów.
- To nie było tak, mamo. - Sara skrzywiła się z irytacją. - Inne
dziewczyny nie widziały korzyści w przyjazni ze mną.
- Nawet nie próbowałaś nawiązać z nimi stosunków - padła
pełna wyrzutu odpowiedz. - Nie starałaś się ani trochę wyjść
naprzeciw moim wysiłkom. Na wszystko kręciłaś nosem. Nawet na
mężczyzn, których specjalnie ci przedstawiałam.
- Nie byli dla mnie odpowiedni.
- A myślisz, że Tarik al-Khaima jest odpowiedni? - spytała jej
matka tonem pogardy. - Nie rozumiem, co ci się roi w głowie, Saro.
Działasz na własną zgubę. Natomiast gdybyś rozsądnie rozegrała tę
partię, taki mężczyzna mógłby wiele dla ciebie zrobić.
Prawdopodobnie dałby ci...
- Mamo, proszę, nie zaczynaj znów mówić o Tariku! - przerwała
jej Sara gwałtownie. Sama rozmowa o korzyściach materialnych,
które mogłaby czerpać ze związku z mężczyzną, którego kochała,
doprowadzała ją do pasji.
Ale matka nie dawała za wygraną.
- Twoje pomysły są beznadziejne i nierealne, Saro - mówiła. -
Zobaczysz, że skończysz ze złamanym sercem.
- Trudno - powiedziała z determinacją Sara, byle tylko przerwać
matce.
- Tylko popatrz na siebie! JesteÅ› niebywale uparta. Zamykasz
oczy przed rzeczywistością. Nie wiem, od jak dawna jesteście
96
SR
kochankami, ale czy choć raz powiedział ci, że cię kocha?
Tarik nie wyraził tego słowami, ale czyż to robiło różnicę? On ją
kochał. Wiedziała o tym. Była przekonana. Teraz czekał na nią, by jej
znów pokazać, jak bardzo ją kocha.
Dręczyło ją jednak niepokojące, drobne wspomnienie. Spytała
kiedyś Tarika, czy stracił zdolność kochania, on zaś odrzekł, że w
znacznym stopniu tak... Ale wówczas również jej pragnął, czekał na
nią. Czekał, aż będzie chętna. Chętna...
Zimny dreszcz przebiegł jej po kręgosłupie. Odruchowo podniosła
rękę i zacisnęła palce na rubinowym naszyjniku. Przeszkadzał jej.
- A więc nie powiedział, że cię kocha - doszła do wniosku jej
matka, z niemiłosiernym wprost uporem oczekując odpowiedzi,
która jednak nie nadchodziła.
Jednak w głosie hrabiny nie słychać było triumfu... Słowa te
wypowiedziała tonem matowym, pozbawionym nadziei. Sara chciała
zaprzeczyć, podważyć smutną pewność malującą się w oczach matki,
ale nie potrafiła.
Hrabina westchnęła boleśnie, a potem wypuściła jeszcze jedną
ostrą strzałę.
- Czy on choć rozmawiał z tobą o przyszłości?
Sara w obronnym odruchu uchwyciła się jedynego pocieszającego
faktu: Tarik zamierzał spędzić z nią cały rok, miała zatem jeszcze
mnóstwo czasu. Było całkiem możliwe, że wzbudzi w nim uczucie
miłości. Ale te wątpliwości bolały, wprowadzały zamęt do jej serca.
- Saro, czy on ci coś obiecał? - nie dawała za wygraną jej matka.
 Nigdy nie składam obietnic, których nie zamierzam dotrzymać..."
Sara zmarszczyła brwi. Za wcześnie jeszcze było na obietnice. Byli
kochankami zaledwie od dziesięciu dni! Nie, nie zamierzała teraz się
tym dręczyć. Matka całkowicie mylnie oceniła ich związek. Nie
chciała tego dłużej słuchać.
- %7ładnych rozmów o miłości, przyszłości, żadnych obietnic -
wyrecytowała jej matka dobitnie, powtarzając to, co uznała za fakty
obciążające. - A teraz może posłuchasz głosu rozsądku?
- Nie! - Gwałtownie wciągnęła powietrze. - Nie chcę słuchać
97 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates