[ Pobierz całość w formacie PDF ]
błyszczące. 27 Pod wpływem odruchu pochylił głowę i pocałował ją czule, delikatnie i współczująco, mimo i\ czynił to z wprawą doświadczonego kochanka. Ogarnął całe jej usta, muskając je półotwartymi wargami. Do tej pory nikt jej tak nie całował. Poczuła dziwne podniecenie. Dreszcz przebiegł po jej ciele wzdłu\ krzy\a w dół, do samego jądra kobiecości. Poczuła mrowienie w piersiach. Odchyliła się do tyłu, walcząc z gwałtowną chęcią zarzucenia mu ramion na szyję. Przeraził ją ten nieoczekiwany przypływ erotycznego uniesienia, a jednocześnie ogarnęła nagła niena- wiść do chłopaka, przez którego poczuła się niepewna i bezwolna. - Czy uratowałeś mnie przed swymi przyjaciółmi po to, by samemu mnie wykorzystać? Jamesa zaskoczyła złośliwa uwaga. Cofnął się o krok. Słynny arogancki uśmiech zaigrał na jego twarzy. - Jak dla mnie jesteś zbyt oziębła, panno Lauro - odpowiedział nonszalancko. Przerzucił nogę przez siedzenie motocykla, zapuścił silnik i jak strzała pomknął alejką, a\ \wir prysnął spod kół na jej białe lakierowane buciki majorette. Laura od tego czasu ju\ go więcej nie widziała. Zobaczyła Jamesa po długiej przerwie dopiero ubiegłego wieczoru, kiedy to nagle wynurzył się z ciemnych zarośli obok ganku jej domu. Jak zwykle pojawienie się Jamesa Padena zwiastowało jakieś kłopoty. Po raz drugi wystąpił jako jej zbawca, wyciągając z cię\kiej sytuacji, ale, podobnie jak za pierwszym razem, jego interwencja przyjęta została tylko dlatego, \e Laura nie miała innego wyjścia. Wło\yła tę samą suknię, którą miała na sobie w dniu pogrzebu ojca, poniewa\ najlepiej odpowiadała jej dzisiejszemu nastrojowi. Wyprostowana, z wysoko podniesioną głową we- szła do gmachu Biura Notarialnego Georgii. Tylko ci, którzy ją dobrze znali, byliby w stanie odgadnąć, co naprawdę dzieje się w jej duszy, jak bardzo czuje się bezsilna i zdruzgotana. - Dzień dobry, Lauro - przywitał ją James Paden, który zjawił się kilka chwil pózniej. Czekała na niego w gabinecie notariusza, u którego się umówili. - James! - Uśmiechnęła się do niego blado. - Mam nadzieję, \e tym razem wybrałem odpowiednią porę. Laura zacisnęła zęby, by nie wykrzyknąć mu w twarz ze złością, \e nigdy \adna pora nie będzie dla niej dobra, by oddać rodzinną posiadłość w jego ręce. Lękając się, \e głos odmówi jej posłuszeństwa, wykrztusiła jedynie: - Proszę zakończyć tę sprawę mo\liwie jak najszybciej. Usiadł przy niej. Mile zaskoczył ją normalny" wygląd Jamesa. Ubranie nadawało mu pozór typowego biznesmena. Miał na sobie dobrze skrojony, trzyczęściowy brązowy garnitur, nowiutką koszulę w odcieniu kości słoniowej oraz gustowny krawat w brązowe prą\ki. Spinki do mankietów, a tak\e zapinka przy wykrochmalonym kołnierzyku były ze szczerego złota. Brązowe buty lśniły, wypucowane do połysku. Wyglądał w tym ubraniu jak prawdziwy amerykański yuppie, chodząca reklama eleganckich butików przy Madison Avenue. Laura nie przypominała sobie, by kiedykolwiek widziała go w czym innym ni\ w podniszczonych d\insach. Mimo wyglądu bogatego biznesmena wyraz twarzy Jamesa - jak zauwa\yła Laura, kiedy wreszcie odwa\yła się podnieść na niego oczy - był jak zawsze posępny i wyzywający. Pani Hightower zakończyła rozmowę z notariuszem i z wa\ną miną, cała w lansadach, podeszła do stołu, przy którym siedzieli Laura i James. - Wszystko ju\ gotowe, mo\na podpisać. Laura spojrzała na piętrzący się przed nią stos dokumentów i podpisała je pośpiesznie, jeden po drugim. Następnie pośredniczka podsunęła papiery Jamesowi, który zło\ył na nich za- maszysty podpis w miejscach zaznaczonych wykropkowaną linią. Laura oderwała myśli od urzędowych czynności. Gdyby w tej chwili zaczęła się głębiej zastanawiać nad swoim krokiem, nie byłaby w stanie wytrzymać napięcia i z pewnością by się nerwowo załamała. Starała się traktować to wszystko jako niezbędną formalność, 28 wprawdzie nieprzyjemną, ale nieuniknioną, dającą się porównać z wizytą u dentysty: trzeba cierpliwie znieść bolesny zabieg, poniewa\ w rezultacie przynosi on ulgę. Na zakończenie spotkania notariusz wręczył Laurze czek. Podczas gdy pani Hightower wylewnie gratulowała Jamesowi nabycia pięknego domu, Laura obejrzała asygnatę. - Musiała nastąpić jakaś pomyłka - zauwa\yła. Trzy pary oczu spojrzały na nią pytająco. - Chodzi o czek - wyjaśniła, wyciągając rękę z kwitem. - Nie spodziewałam się tak du\ej sumy. - Jestem przekonany, \e nie ma \adnego błędu - zapewnił urzędnik, nakładając na nos okulary. - Prowizja pani Hightower oraz opłaty, które sprzedawca zobowiązany jest uiścić, nie zostały odliczone - wyjaśniła Laura. W przypadku sumy, na jaką opiewała wartość Indigo Place 22, były to znaczne pieniądze. - Och, pan Paden zadbał o wszystko - odparła pani Hightower, uśmiechając się z ulgą. - Umowa to przewiduje. Laura zaniemówiła z wra\enia. Patrzyła na Jamesa, który z miną winowajcy obserwował czubek swego buta. - Widocznie musiałam przeoczyć ten fragment umowy-zauwa\yła półgłosem. Z trudem dotrwała do końca spotkania. Kiedy ju\ było po wszystkim, podeszła do Jamesa i powiedziała, zni\ając głos do szeptu. - Czy mogę zamienić z tobą kilka słów na osobności? Uśmiechnął się do niej. - Oczywiście, złotko. Właśnie miałem zamiar prosić cię o to samo. Zwiadoma ciekawskich spojrzeń urzędniczek, które nagle, jak na zawołanie, przestały stukać w klawisze maszyn i zamieniły się w słuch, Laura pozwoliła mu ująć się pod ramię i od- prowadzić do wyjścia. - Co byś powiedziała na wspólny lunch? - zapytał, gdy znalezli się na zewnątrz. - Niepotrzebna mi twoja dobroczynność - wysyczała przez zęby, jednocześnie uśmiechając się sympatycznie na u\ytek tych, którzy mogli obserwować ich zachowanie. Jednak głos jej się łamał. James oparł się o ścianę budynku. - Nie uwa\am, aby zaproszenie na lunch dało się zakwalifikować do aktów dobroczynności. - Nie bądz taki dowcipny. - Laura a\ kipiała z wściekłości. Czuła, jak zdradziecki rumieniec oblewa jej policzki. Miała tylko nadzieję, \e nikt go nie zauwa\ył. - Mówię o dodatkowych pieniądzach, jakie otrzymałam ze sprzeda\y. To ja miałam zapłacić prowizję pani Hightower. Miałam zapłacić... - Sądziłem, \e to ci się ode mnie nale\y. - Nic mi się od ciebie nie nale\y!
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|