[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aż tak wielką zbrodnię?- Wyprostowała się i walnęła prosto z mostu: - Chyba nie wiesz, co mówisz. Jesteś niewiarygodnie arogancki i cyniczny! Postanowiłeś osiągnąć swoje, manipulując jednocześnie i mat- Matka wie lepiej 183 ką, i mną! Pomyślałeś, że skoro jesteś tak cholernie atrakcyjny, będę musiała naprawdę" cię polubić. Czy nie tak to sobie wykombinowałeś? - To nie było tak... - Ależ tak! Tylko, jak widzisz, przeliczyłeś się. Moja matka jest zbyt miła, żeby długo się gniewać, a ja zbyt sprytna, żeby się nie połapać w twoich kombinacjach. I wyszło na to, że mamie minął już gniew, a ja naprawdę" cię nie lubię. Nie panował nad sobą; wyciągnął ręce i chwycił ją za ramiona. Wyćżuł pod palcami jej napięcie. - Jeżeli rzeczywiście mnie nie lubisz - wycedził - to dlaczego, całując się ze mną, jęczałaś? Wyrwała mu się. - Może - odparowała z podobną złością - naprawdę" cię wtedy lubiłam. Zanim się przekonałam, jakim jesteś draniem! Ale to przeszłość! Proszę cię tylko, żebyś skończył robotę, do której się zobowiązałeś, a potem zejdz mi z oczu! Wyskoczyła z samochodu, zatrzasnęła drzwi i oddaliła się sztywnym krokiem. ROZDZIAA DZIEWITY Intrygująco chropawy głos folkowego pieśniarza umilkł, struny gitary zadrgały i ucichły pod jego palcami, zapanowała kompletna cisza. Dopiero po chwili rozległy się oklaski i gwizdy. Ludzie wznieśli plastikowe kieliszki z winem i piwem. Siedząca za kasą Rozalinda powiodła wzrokiem wokoło. Była zadowolona, choć nie było w niej takiej radości, jakiej spodziewała się po tej doniosłej, długo wyczekiwanej chwili. W ciągu ostatniej godziny przewinęło się tutaj wiele osób. Sześć kobiet stało w kolejce po autograf miejscowej powieściopisarki. Drugie tyle już odeszło od kasy ze swoimi zakupami. Pieśniarz ludowy, mężczyzna w średnim wieku, który na co dzień był kierowcą śmieciarki, a wieczorami grał po klubach Seattle, był znajomym znajomych. Nie mogła pojąć, dlaczego ktoś tak utalentowany nie przebywa cały czas w studiu nagraniowym. Matka wie lepiej 185 Uroczystość otwarcia księgarni zamieniła się w całkiem miłą imprezę, z beczułką piwa i z udziałem autorki znanej tutaj ze swoich czytadeł, a nie z esejów w New Yorkerze". Wieczór okazał się prawdziwym sukcesem. Gdyby nie... Zabrzęczał dzwonek u drzwi, a kiedy wysoki, ciemnowłosy mężczyzna stanął w progu, serce Rozalindy zabiło mocniej. Ale to był ktoś obcy... Pomimo tamtego strasznego wieczoru i ochłodzenia stosunków, naprawdę sądziła, że Craig przybędzie na jej wielkie otwarcie. Choćby przywiedzie go tu ciekawość, jak wygląda jego dzieło. Ale czy nie powiedziała wyraznie, że nie będzie mile widziany?- Zejdz mi z oczu - rzuciła mu w twarz. Tak, to były jej słowa, a on się do nich zastosował i nie pokazywał się już od wielu tygodni. Aż do dziś była tak bardzo zajęta, że prawie nie myślała o Craigu. Nie myślała o tym, jak postąpił, i o tym, co mu powiedziała. I co on powiedział: - Zakochuję się. W najtrudniejszych, w najokropniejszych momentach dopadał ją jego szorstki głos. Zniesma-czony, zbolały. Odtworzyła w myślach tamten wieczór. To prawda, że nagadali sobie masę przykrych rzeczy, że wyzwała go od drani i arogantów. Może 186 Janice Kay Johnson rzeczywiście jeszcze nie dojrzała do małżeństwa i do dzieci. Ale czy stosunek dziecko-rodzic nie ewoluuje, nawet gdy oboje są już dorosłymi ludzmi?- Wystarczy spojrzeć, czego dokonała tutaj, w księgarni, a dokonała tego po tym, jak ponownie przeanalizowała swoje dotychczasowe życie. A czy gdyby on przeanalizował swoje, nie dopatrzyłby się rzeczy, które zachwiałyby choć trochę jego pewność we własną doskonałość? Przecież nikt nie jest doskonały! Kiwnęła energicznie głową. Tak, postąpiła słusznie, nawet jeśli to boli. I to jak boli. Kiedy tłum się przerzedził, podziękowała muzykowi i wręczyła mu kopertę z czekiem. Cate-ringowiec - jeszcze nie wymyślono żeńskiej formy tego słowa, bo niby jak, cateringówka?! -więc dobrze, cateringówka, czyli kolejna kobieta, która postanowiła wystartować w nowym zawodzie, zebrała tace z resztkami jedzenia i opuściła księgarnię. Rozalinda zamknęła kasę i przez moment radowała się pierwszymi zarobionymi pieniędzmi. Matka i Penny podzieliły jej optymizm, zapewniając jednocześnie, że dochody wzrosną, gdy jeszcze więcej ludzie usłyszy o jej księgarni. Na koniec zaczęła zbierać zmięte serwetki i plastikowe kieliszki ze śladami szminki do ust i kubki z resztkami piwa, z którego uciekły bąbelki. Matka wie lepiej 187 - Nie chcę was zatrzymywać, wracajcie do domu - zwróciła się do siostry i do matki. Oczywiście Penny szybko na to przystała, ponieważ śpieszyła się do dziecka. Na pożegnanie uściskały się serdecznie, a Rozalinda, patrząc, jaka siostra jest ładna i ożywiona, pomyślała nawet, że nie ma nic złego w tym, gdy człowiek jest szczęśliwy, nawet jeśli pozwala innym sobą sterować. Zerknęła na matkę. Margaret Kirk otrzepywała ręce nad koszem na śmieci i rozglądała się dokoła z wyrazem konsternacji. - O czym myślisz? - zapytała Rozalinda. - Słucham?- - Margaret odwróciła głowę. - Ach, tak. Bardzo to ładne i w dobrym stylu. Nie wiadomo dlaczego - może ze zmęczenia, może z powodu bólu pod mostkiem, a może z powodu zdziwionego głosu Margaret - słowa matki podziałały na Rozalindę jak płachta na byka. - A myślałaś, że mi się nie uda, prawda? - Ależ nic podobnego! Skąd ci to przyszło do głowy? wykrzyknęła Margaret. - Nigdy nie wątpiłam w twoje zdolności i wiem, że stać cię na wiele. - To dlaczego, ilekroć próbowałam coś zrobić, robiłaś wszystko, żeby mnie od tego odwieść? - O czym ty mówisz? Wypomnienie matce wszystkiego - a nosiła się 188 Janice Kay Johnson
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|