[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wsuwa się do śpiwora. - Tak, byłam w toalecie. 32 Nie minęło kilka minut, a Damroka zaciskała zęby i, wściekła na samą siebie za brak silnej woli, rzucała w myślach wyzwiska pod swoim adresem. Nagle przed oczami stanął jej słoiczek foie gras. Skuliła się jak embrion i zaczęła liczyć: -Jedna gruba Damroka, druga gruba Damroka, trzecia gruba Damroka... Zasnęła przy osiemnastej grubej Damroce. Belgowie namówili ich, żeby zwiedzili Roussillon, gdzie zobaczą nie tylko miasteczko o nieprawdopodobnych kolorach, ale też genialny park krajobrazowy z przedziwnymi złożami ochry. - Czytałam przed wyjazdem Rok w Prowansji. Musimy koniecznie zobaczyć Menerbes i Roussillon. I w ogóle wszystkie miejsca, które opisuje Peter Mayle. - Wszystkie? Matko Boska! Mam nadzieję, że ten facet nie lubił podróżować. Ja nie dociągnę do końca wyjazdu. Roczku! Zlituj się nad nami udręczonymi. - Nie. Do wozu. Jacuś, jedziesz z nami? - Jacuś"? - Wiktor się skrzywił. - Zaraz, przecież z nogą... 71 Jacuś" łaskawie się zgodził. Poprawił piórko, wsadził koszulkę w spodenki, zabrał dwa dodatkowe filmy do plecaka i już był gotowy. Oczywiście, nie omieszkał zaznaczyć, że tam nic ciekawego nie ma, ale cóż... może z nimi pojechać. A minę miał taką, jakby był obrażony na cały świat. Ledwo weszli do samochodu - od razu zaczął wypytywać Magdę, jakie obrazy i gdzie widziała. Obejrzał jej przewodnik po Europie i wnikliwie przeczytał samoprzylepne karteczki z nazwami muzeów, do których Magda koniecznie kiedyś musi wejść. A potem wdali się w męczący spór dotyczący wartości artystycznych polskiego malarstwa historycznego. Kuba udawał, że zasnął znudzony. Zaparkowali na płatnym parkingu u podnóża pagórka. Przespacerowali się po wypalonych słońcem kamiennych labiryntach ulic - z domami pomalowanymi na wszystkie możliwe kolory żółci, czerwieni i pomarańczy. Wszędzie zaskakiwał ich widok samochodów należących do miejscowych. Samochody te stały zaparkowane w takich miejscach, do których naprawdę nie było żadnego dojazdu. Zaśmiewali się, pokazując sobie coraz to inne pojazdy, które nie powinny się zmieścić, a jednak się zmieściły. Potem poszli zwiedzać złoża ochry. -Ja dziękuję. A byliście w Wieliczce? Okazało się, że tylko Kuba był. Jacek spojrzał na nich smutno i mruknął: - Wieliczki nie widzieli, a idą kolorową glinę oglądać. Posiedzę sobie tu trochę, popatrzę na miejscową menażerię. - Wskazał ręką kolorowy, obciążony aparatami fotograficznymi tłum turystów. - Zresztą mam coś do załatwienia. -Jak można mieć coś do załatwienia prawie dwa tysiące kilometrów od domu? - zakpił Wiktor. - Widzisz, a jednak można. 72 Jacek został przed wejściem. Usiadł na kamiennym murku w cieniu jedynego tam drzewa. Oni kupili bilety i weszli na teren rezerwatu, gdzie duże tablice odradzały wchodzenie w białym ubraniu. Wiktor był w idealnie białym polo, białej czapce i sandałach na gołych nogach. - Co się tak patrzycie? Przecież nie będę się tarzał. Wyjdę tak, jak wszedłem. & Dwie godziny snuli się po labiryncie czerwono-pomarańczo-wych skał, robiąc sobie zdjęcia we wszelkich możliwych miejscach i pozach. W końcu usiedli w głębokim cieniu, zmęczeni zwiedzaniem i słońcem. Wyciągnęli z plecaków wodę, którą przezornie zabrali ze sobą, i zaczęli gadać. Jednak rozmowa 33 nie kleiła się. W końcu odezwała się Magda. - Kuba, opowiedz nam o swoich narzeczonych. Wszyscy wbili spojrzenia w zmieszanego Kubę. - O nie! Nie dam się sprowokować. -Daj, daj. - Naprawdę chcesz wiedzieć? - zdziwiła się Damroka. - Pewnie. Zwiadomi żyją dłużej. To mój ulubiony temat. Kuba zresztą pięknie opowiada. - Nie mam nic ciekawego do opowiedzenia. - Czyżby? Nie miałeś ślicznych, zgrabnych, superinteligent-nych dziewczyn? - Magda wyraznie znęcała się nad nim. - Nie. Wszystkie były brzydkie, głupie i nieciekawe. - To pięknie pasowaliście do siebie - mruknął Wiktor. 73 - A może ty, Wiktorku, coś nam opowiesz? - Nie mam nic do powiedzenia. Nie miałem dziewczyny przed Damroką. - No, to jest się czym chwalić! - zdenerwował się Kuba. -1 tak oto dotykamy ciekawego tematu: czy lepiej, zanim, oczywiście, znajdzie się miłość swego życia, mieć już kogoś, czy lepiej nie mieć? - Lepiej mieć. - Lepiej nie mieć - jednocześnie odpowiedzieli Kuba i Wiktor. Zaczęli roztrząsać wszystkie za i przeciw tak zwanego wyszu- mienia się. -Ja... zgadzam się z Magdą... Znów ten wzrok... No dobrze, 5 nie zgadzam się z Magdą. - Kuba, zauważ, że ja jeszcze nie powiedziałam swojego zdania. - To powiedz. Ja się z nim nie zgodzę i wreszcie będę miał święty spokój. - Ci znowu swoje. Wiktor, a ty trochę żałujesz, że przede mną nie było nikogo? - %7łałuje. %7łałuje, i to bardzo; ciągle mi płacze w śpiwór. - Kuba usiłował odwrócić uwagę od siebie. - A ty Roczku, opowiesz nam o swoich narzeczonych? - zwró- | ciła się Magda do Damroki, częstując gumą do żucia bez cukru. - Miałam dwóch. Jednego w podstawówce, mieszkał w bloku obok. Jego mama była trenerem minibasketu, a ja to trenowałam. To był głęboki związek. Polegał na wpisywaniu jego inicjałów do złotych myśli. Dostałam od niego walentynkę z czterema błędami ortograficznymi, w tym jednym we własnym imieniu. Nazywał się Artur. Drugiego narzeczonego miałam w gimnazjum. Aączyły nas, no... wiele nas łączyło. - Co na przykład? 74 - Wspólne problemy. Jego ojciec był marynarzem; taki sam krzyż pański jak z moim. Poglądy. Dobrze nam się gadało. Nie będę teraz mówić, że był głupi i nic niewart tylko dlatego, że nic z tego nie wyszło. To dobrze, że nie wyszło, ale i tak nie zapomnę mu tego, co dla mnie zrobił. - A co on takiego dla ciebie zrobił? - zirytował się Wiktor. - Lubił mnie, akceptował, no i był moim chłopakiem w czasach, gdy byłam grubsza niż wyższa i miałam jednego wielkiego pryszcza zamiast cery. On się mnie nie wstydził, chociaż ja sama wstydziłam się siebie. Wiktor delikatnie wziął rękę Damroki i zamknął w dłoniach. -I co? - Nic. Skończyło się i tyle. Gdzieś tam wyjechałam z ojcem i mamą, a jak wróciłam, to już nie było to. Po prostu i zwyczajnie. A ty, Madziu, opowiedz nam 34 o swoich narzeczonych. - Chcesz tak ogólnie czy raczej ze szczegółami? - Zdecydowanie ze szczegółami. Cała trójka przysunęła się do Magdy. Przechodzący koło nich pomarańczową ścieżką ludzie nie rozumieli ani słowa i dlatego Magda tak swobodnie mogła opowiedzieć im o swoich narzeczonych. - Zanim zaczniesz, chciałbym coś powiedzieć - wtrącił Kuba. - Zawsze myślałem, że polski to beznadziejny język - zaściankowy i w ogóle. Marzyłem, że w Polsce mówi się po angielsku albo po francusku, albo po niemiecku i już nie trzeba się uczyć tych języków. A teraz po tych kilku dniach widzę, że jesteśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|