WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Widział ją pan? Widział pan moją córeczkę?
- Ach, więc to pani córeczka? Naprawdę? Swoją
drogÄ… co za...
- Mów pan! - zawołała pani Sprot.
Mały człowieczek aż drgnął, gdy jej palce wpiły
mu siÄ™ w ramiÄ™.
- Bylibyśmy niezmiernie wdzięczni - wtrąciła
spiesznie Tuppence - gdyby nam pan zechciał
możliwie prędko powiedzieć, co pan widział.
- Och, dlaczego nie, chętnie, ale może to nic
ważnego. Chociaż, z drugiej strony, opis tak się
zgadzał...
Tuppence czuła drżenie pani Sprot, sama jednak
starała się zachować spokój i nie zdradzać
pośpiechu. Znała ten typ ludzi - nerwowych,
łatwo dających się zbić z tropu, nieśmiałych, nie
umiejących trafić w sedno, a już zupełnie
beznadziejnych, kiedy siÄ™ ich ponagla.
- Słuchamy - powiedziała.
- Był to tylko... ach, pozwolą państwo...
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
nazywam siÄ™ Robbins, Edward Ro...
- SÅ‚uchamy pana.
- Mieszkam w Whiteways, na ulicy Ernes Cliff,
w jednym z tych nowych osiedli na nowej
drodze... doskonale wyposażone domki, wszelkie
wygody, piękny widok, kilka kroków od plaży.
W obawie, że major Bletchley lada sekunda
wybuchnie, Tuppence powstrzymała go
wzrokiem.
- I widział pan dziewczynkę, której szukamy? -
zwróciła się do Robbinsa.
- Tak... prawie głowę dam, że to ona. Pytaliście
państwo o małą dziewczynkę i kobietę,
cudzoziemkę z wyglądu? Właśnie na tę kobietę
zwróciłem uwagę. Bo przecież wszyscy musimy
teraz mieć się na baczności przed Piątą
Kolumną. Musimy mieć oczy i uszy szeroko
otwarte, a że ja ciągle o tym pamiętam, jak już
mówiłem, zwróciłem uwagę na tę cudzoziemkę.
Pomyślałem, że wygląda mi na pielęgniarkę albo
na służącą... podobno dużo niemieckich agentek
przyjeżdża do Anglii w tym przebraniu, a ta
kobieta miała jakąś taką niecodzienną
powierzchowność, szła drogą w kierunku wydm,
prowadziła za rękę malutką dziewczynkę i ta
dziewczynka wyglądała na bardzo zmęczoną,
ledwie powłóczyła nóżkami, a że o wpół do
ósmej taki drobiazg leży już zwykle w łóżku,
przyjrzałem się kobiecie bardzo uważnie. To ją
chyba zmieszało, bo przyśpieszyła kroku,
ciągnąc za sobą dziecko, a w końcu wzięła małą
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
na ręce, zeszła z drogi i zaczęła iść ścieżką w
kierunku skał, co mi się wydało mocno
podejrzane, bo tam nie ma w ogóle żadnych
zabudowań... zupełne pustkowie aż do
Whitehaven... pięć mil ścieżką przez skały...
ulubiony spacer wycieczkowiczów. Ale w tych
okolicznościach wyglądało mi to trochę dziwnie.
Pomyślałem sobie, czy aby ta kobieta nie idzie
nad brzeg morza, żeby nadawać sygnały. Tyle
się słyszy o szpiegowskiej robocie wroga, a ona
miała wyraznie zmieszaną minę, kiedy tak na
nią patrzałem.
Komandor Haydock siedział już za kierownicą i
włączając motor, spytał:
- Powiedział pan: ulica Ernes Cliff? To jest,
zdaje się, na drugim końcu miasta?
- Tak, proszę pojechać prosto bulwarem, potem
przez stare miasto i skręcić...
Wskoczyli do samochodu, nie słuchając dalszych
objaśnień Robbinsa.
- Dziękujemy panu! - zawołała Tuppence, gdy
wóz ruszył. Robbins otworzył szeroko usta i stał
tak, patrzÄ…c za oddalajÄ…cym siÄ™ samochodem.
Z zawrotną szybkością przejechali przez miasto,
unikając wypadków bardziej dzięki szczęściu niż
zręczności kierowcy. Ale szczęście im
dopisywało. Dotarli w końcu do skupiska
budujących się domów nowego podmiejskiego
osiedla, które szpeciła nieco bliskość gazowni.
Kilka wąskich uliczek, prowadzących w górę ku
nadmorskim skałom, urywało się raptownie w
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
połowie stoku. Ernes Cliff była trzecią z kolei.
Komandor Haydock wziął ładnie zakręt i
wprowadził samochód na zbocze. Niebawem
dojechali do końca drogi i dalej był już tylko
stromy stok porosły trawą i kręta ścieżka
prowadząca zakosami w górę.
- Radzę wysiąść i pójść dalej pieszo - mruknął
major.
Komandor rzekł z wahaniem:
- Myślę, że chyba możemy podjechać wyżej.
Grunt jest dość twardy. Będzie trochę trzęsło,
ale samochód da radę.
- Och tak, tak! Jedzmy! Musimy się śpieszyć! -
zawołała pani Sprot.
- Obyśmy tylko byli na właściwym tropie -
mruczał pod nosem komandor Haydock. - Temu
małemu gadule każda kobieta z dzieckiem mogła
się wydać podejrzana.
Motor huczał i jęczał z wysiłku, gdy samochód
piął się w górę po nierównym gruncie. Kąt
nachylenia zbocza był duży, ale murawa
porastająca stok gęsta i sprężysta. Wjechali na
szczyt bez wypadku. Można stąd było objąć
wzrokiem całą okolicę aż po łuk zatoki
Whitehaven.
- Niezła myśl - powiedział Bletchley. - Kobieta
mogła w razie czego spędzić tu noc, a jutro rano
zejść do Whitehaven i tam złapać jakiś pociąg.
- Nie widzÄ™ ich nigdzie - mruknÄ…Å‚ Haydock.
Stał, trzymając przy oczach lornetkę, którą
zabrał przezornie z domu. Nagle znieruchomiał,
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates