[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chodzi o tę zaginioną kobietę, o której tyle pisały gazety, o pannę Something Seale. - Sainsbury Seale? Tak? - To takie pompatyczne nazwisko, że trudno je zapamiętać. Ja mam mówić, czy ty zaczniesz, wujku? - Mów ty, to twoja historia, kochanie. Jane jeszcze raz odwróciła się do Poirota. - Być może jest to zupełnie bez znaczenia, ale sądziłam, że powinien pan o tym wiedzieć - Tak? - Było to w dniu, kiedy wujek Alistair udał się do dentysty. Nie mówię o tym niedawnym dniu, ale mniej więcej trzy miesiące temu. Pojechałam z nim rollsem na Queen Charlotte Street. Potem miałam spotkać się z przyjaciółmi w Regent Park i wrócić po niego. Zatrzymaliśmy się pod numerem 58 i, w chwili gdy wujek wysiadał, z domu pod tym numerem wyszła jakaś kobieta w średnim wieku, o pretensjonalnej fryzurze i ubrana raczej oryginalnie. Podbiegła prosto do wujka i powiedziała (tu głos Jane zmienił się i zaskrzeczał sugestywnie): - "O, panie Blunt, pewnie mnie pan nic pamięta!" Oczywiście, zaraz dostrzegłam na twarzy wujka, że absolutnie nic sobie nie przypomina... Alistair Blunt westchnął. - Ja nigdy nie pamiętam. Ludzie zawsze zaczynają od tego... - Przybrał szczególny wyraz twarzy - kontynuowała Jane - który dobrze znam. Było to coś w rodzaju uprzejmego udawania, na które nie dałoby się nabrać nawet dziecko. Potem powiedział bez przekonania: "Och, tak, oczywiście". Ta straszna kobieta mówiła dalej: "Byłam wielką przyjaciółką pana żony!" - To też zwykle mówią - uzupełnił Alistair Blunt głosem jeszcze bardziej przygnębionym. Potem; uśmiechnął się żałośnie. - To zawsze kończy się w taki sam sposób. Chcą, żebym dał na to i owo jakiś datek. Tym razem wykupiłem się pięcioma funtami na jakąś Misję Zenana czy coś takiego. Tanio. - Czy ona rzeczywiście znała pańską żonę? - Sądzę, że tak, ponieważ ona też interesowała się tą Misją Zenana. A jeżeli tak było, to musiały spotkać się gdzieś w Indiach. Byliśmy tam około dziesięciu lat temu. Ale, oczywiście, nie była to żadna wielka przyjaciółka mojej żony. Inaczej musiałbym ją znać. Prawdopodobnie spotkały się raz na jakimś przyjęciu. - Nie wierzę, aby kiedykolwiek spotkała ciocię Rebeccę - powiedziała Jane. - Myślę, że to był tylko pretekst, żeby się do ciebie dostać. Alistair Blunt odparł pobłażliwie: - Tak, to całkiem możliwe. Jane powiedziała: - Wydaje mi się, że to dość dziwna metoda odnawiania znajomości, prawda, wujku? Alistair Blunt odrzekł tak samo tolerancyjnie: - Ona tylko chciała, żebym dał jakiś datek. - Czy pózniej próbowała to jakoś kontynuować? - spytał Poirot. Blunt potrząsnął głową. - Nigdy już o niej więcej nie myślałem. Nie pamiętałem nawet jej nazwiska. Dopiero Jane zauważyła je w gazecie. Powiedziała trochę niepewnie: - Myślałam, że monsieur Poirot powinien o tym wiedzieć! - Dziękuję pani, mademoiselle - rzekł uprzejmie Poirot i dodał: - Nie chcę panu zajmować więcej czasu, panie Blunt. Jest pan z pewnością bardzo zapracowany. Jane wtrąciła szybko. - Wyjdę razem z panem. Herkules Poirot uśmiechnął się do siebie pod wąsem. Na parterze Jane zatrzymała się nagle i powiedziała: - Chodzmy tutaj! Weszli do małego pokoju tuż obok holu. Odwróciła się twarzą do niego. - Co miał pan na myśli, mówiąc przez telefon, że spodziewał się, iż do niego zadzwonię? Poirot uśmiechnął się i rozłożył ręce. - Tylko to, co powiedziałem, mademoiselle. Spodziewałem się tego telefonu... i pani zadzwoniła. - Chce pan przez to powiedzieć, że wiedział pan, iż będę telefonowała w sprawie tej Sainsbury Seale? Poirot potrząsnął przecząco głową. - To był pretekst. Z pewnością znalazłaby pani inny, gdyby to było potrzebne. - A dlaczego, u diabła, miałabym do pana dzwonić? - A dlaczego chciała mi pani przekazać tę drobną informację o pannie Sainsbury Seale? Mnie, a nie Scotland Yardowi? Przecież informacje tego rodzaju przekazuje się zwykle policji. - Więc dobrze, panie Wiem Wszystko, ale ile dokładnie pan wie? - Wiem, że interesuje się pani moją osobą od chwili, gdy usłyszała pani o mojej wizycie, którą złożyłem w hotelu "Holborn Pałace" parę dni temu. Poirot zauważył, że zbladła do tego stopnia, iż go to zdumiało. Nie uwierzyłby, że tak bardzo opalona skóra może przybrać taki zielonkawy odcień. - Sprowadziła mnie pani tutaj, aby coś ze mnie wyciągnąć - kontynuował cicho i spokojnie. - Chyba się nie mylę, prawda? Chciała się pani dowiedzieć czegoś o Howardzie Raikesie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|