WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odniosła wrażenie, że jest zaspany, może trochę nie w sosie i - co wydało się jej dziwne,
zważywszy na jej obawy - bardzo atrakcyjny.
Od dawna nie widziała mężczyzny z samego rana. Już zapomniała, jak pociągający bywa
jednodniowy zarost, jak prowokuje widok kawałka nagiego torsu. Miała tylko jednego
kochanka, a pózniej usilnie starała się go nie wspominać. Dawno temu połączyło ich
młodzieńcze, namiętne uczucie, a obecnie on nie żył - z jej powodu.
Ale teraz, dyskretnie obserwując Norberta Jamesa, zastanawiała się, kim on jest. Tak
naprawdÄ™.
- Wiesz coś o tych stworzeniach? - spytał Norbert. Ciekawe, kiedy się zorientował, że na
niego patrzę, pomyślała spłoszona i wyprostowała się, bo dalsze chowanie się za murkiem
straciło sens.
- Czarne koty przynoszÄ… pecha.
- Więc jakiś pewnie przebiegł mi drogę tamtego dnia, gdy ujrzałem cię w Paryżu.
- Nie byłam w Paryżu...
- Od dzieciństwa. I nigdy nie jechałaś Eurostarem ani nie udawałaś purytanki
wracającej z krucjaty w stolicy moralnego zepsucia. Pamiętam.
- Chyba wręcz przeciwnie, skoro bezustannie próbujesz pociągnąć mnie za język.
- Wyjrzałem niedawno na podwórze... - Norbert puścił mimo uszu jej słowa - i ten
kiciuś wmaszerował do środka. Ciekawe, czego chce.
- Złapać mysz?
- Nie, jest zbyt rozleniwiony jak na takiego, który ugania się za myszami. Tamte są
smukłe i drapieżne, prawda? Zresztą... nie znam się na kotach.
- W dzieciństwie zawsze miałam koty - palnęła bez namysłu. Co prawda nie ujawniła tą
informacją niczego ważnego na swój temat, ale powinna bardziej uważać.
- Ja nigdy nie miałem żadnego zwierzaka.
- Ten chyba przypadł ci do gustu.
- Jak spałaś?
- Dziękuję, całkiem dobrze.
- Ale z ciebie kłamczucha. Jedna z najlepszych, jakie kiedykolwiek spotkałem.
- Dlaczego sądzisz, że kłamię?
- Bo nad ranem, gdy w końcu zdołałem zmrużyć oko, zaczęłaś jęczeć. Cholernie cię
bolało, ale prawdopodobnie nie wzięłaś ani jednej tabletki. - Norbert podniósł wzrok.
- Schodzisz na dół? - Wypłoszył kota z kolan i wstał, gdy ostrożniutko zeszła po
drewnianych stopniach na parter.
- Zrobiłem kawę. Napijesz się?
- Chętnie. - Wstąpiła do łazienki, a po wyjściu na korytarz stwierdziła, że kot na nią
czeka. Z podniesionym puszystym ogonem pomaszerował za nią do kuchni - zdumiewająco
dużej i skąpanej w złocistym blasku słońca. Celestine usiadła przy stole w takim miejscu, aby
dobrze widzieć Norberta, zaś kot wskoczył na krzesło w kącie i zwinął się w kłębek, żeby uciąć
sobie drzemkÄ™.
- W Stanach konsumujemy mnóstwo kawy - zagaił Norbert, nalewając pachnący płyn ze
staroświeckiego zaparzacza. - W moich stronach, na Zachodzie, pijemy mocną i czarną. Chyba
podobnie, jak Południowcy, prawda?
Celestine na moment straciła dech. Norbert najwyrazniej na coś czekał. Wiedział.
- Nie mam pojęcia - odparła, starannie modulując głos na angielską modłę. - Nigdy nie
byłam w twoim kraju.
- Serio? Ani w Georgii, ani w obu Karolinach? Więc gdzie wyssałaś ten akcent?
Myślałem, że z mlekiem matki...
- Nie wiem, o czym mówisz. - Sięgnęła po filiżankę, a Norbert usłużnie ją podał.
- Przysiągłbym, Celie, że będąc półprzytomna, gdy nie udawałaś Angielki, mówiłaś z
amerykańskim akcentem, jak wszyscy Amerykanie z Południa.
- Masz wybujałą wyobraznię.
- Tak sądzisz? Może więc wymyślę ciekawą historię.
- Och, nie krępuj się. Na pewno będzie fascynująca. Oparł się o blat i skrzyżował
ramiona na piersi.
- %7łyła sobie kiedyś pewna młoda kobieta, która wciąż uciekała. Nie wiem, przed czym,
ale robiła to bardzo skutecznie. Przejechała na drugą stronę oceanu, aby znalezć się jak
najdalej od zagrożenia, często zmieniała tożsamość i narodowość. Umiała skutecznie się
maskować, lecz przeoczyła coś ważnego. Nie zdawała sobie sprawy, że chodzi w bardzo
specyficzny sposób. Właśnie dlatego zauważył ją mężczyzna, który lubił obserwować ludzi. A
pózniej znów zwrócił na nią uwagę, gdy już udawała kogoś innego. Poznał ją tylko po jej
chodzie.
Celie poruszyła filiżanką, wprawiając kawę w wirowy ruch, i w zamyśleniu popatrzyła
na lśniącą w słońcu obrączkę. Norbert okazał się zadziwiająco przenikliwy i spostrzegawczy.
Nie miało sensu wmawiać mu, że się myli. To tylko wzmogłoby jego ciekawość.
O ile on już nie znał całej prawdy.
- Dlaczego mi pomagasz?
- Niech mnie licho, jeśli wiem. - Otworzył szafkę i sięgnął po miseczki. - Zjesz płatki?
Betty dała nam trochę zapasów. Na dzień lub dwa wystarczy, zanim znajdziemy w okolicy jakiś
sklep.
- Zjem. Dzięki.
Norbert postawił na stole karton mleka, a Celestine niezręcznie sięgnęła po nie lewą
ręką, co było przykrym doświadczeniem. Widocznie w niebiosach dano człowiekowi dwie ręce
nie bez powodu.
- Jesteś praworęczna? - Norbert przysunął jej miseczkę z musli i nalał do niej trochę
mleka.
- Tak. - Wiedziała, że nic nie zyska, kłamiąc, a odruchy i tak szybko by ją zdradziły.
- Powiedz, gdybyś potrzebowała pomocy.
Prędzej piekło zamarznie, niż cię poproszę, pomyślała. I przypuszczała, że on o tym wie.
Wzięła łyżkę do lewej ręki i zaczęła uczyć się jeść tą ręką.
- To jak będzie? Wyznasz mi prawdę? - Norbert usiadł naprzeciwko. - Bo nie zamierzam
dłużej ryzykować. Wszystko wskazuje na to, że pomagam i ukrywam przestępczynię.
- Nie.
- Dlaczego miałbym ci uwierzyć?
Było to sensowne pytanie, jeśli Norbert rzeczywiście nie należał do jej prześladowców.
Zjadła połowę swoich płatków, zanim odpowiedziała. %7łałowała, że on jej się przygląda,
rozchlapała bowiem nieco mleka, bark ją bolał i czuła się zmęczona, jak nigdy dotąd.
Najchętniej położyłaby głowę na stole i zaczęła szlochać, ale na to nie mogła sobie pozwolić.
Odłożyła więc łyżkę i spojrzała na Norberta. Obserwował ją z nieprzeniknionym wyrazem
twarzy i czekał na wyjaśnienia.
- Najpierw ty - oświadczyła. - Jak mam powierzyć ci swoje tajemnice, skoro nie
opowiedziałeś mi nic o sobie?
- Grasz na zwłokę. - Norbert rozsiadł się wygodniej, jakby zamierzał w tej pozycji
spędzić dużo czasu.
- Kim jesteś? Ujawnij coś więcej niż nazwisko.
- Pracuję jako konsultant dla kilku wielkich korporacji. Moja specjalność to
zabezpieczenia dla różnych urządzeń technicznych produkcji tych firm. Wiele podróżuję w ce-
lach służbowych... także do Paryża, gdzie pierwszy raz cię ujrzałem.
- Jakie to korporacje?
- Różne. - Norbert wzruszył ramionami. - Mam własny zespół ekspertów, którym
kierujÄ™.
Zdaniem Celestine to wszystko brzmiało szalenie ogólnikowo i wydawało się
niemożliwe do zweryfikowania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates