WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zostawiła go wczoraj, ale coś ją zaniepokoiło. Kątem oka zerknęła na
mahoniowe półki  spod wielkiego wazonu wystawała wciśnięta tam
kartka.
Jej właśnie szukała! Wzięła ją do ręki i zauważyła, że jedną pozycję
ktoś wykreślił  kolekcję wiktoriańskich naparstków z delikatnymi
inicjałami. Rozejrzała się. Brakowało bukowej szkatuły.
Na próżno szukała jej dookoła; wiedziała, że jej nie znajdzie. W nocy
wcale nie obudził jej wiatr, ale włamywacz. Dzięki Bogu, że jego
zamiarem była jedynie kradzież.
Nagle uderzyła ją dziwaczność sytuacji. Dlaczego, u licha, ktoś
zdecydował się na ponowne włamanie i zabrał ostatecznie tylko ten jeden
przedmiot? Złodziej przeczytał dokładnie jej spis i wybrał jedynie tę
szkatułę. Ale dlaczego? Uderzyła ją inna myśl. Jak dostał się do środka?
Wszystkie drzwi były zamknięte, a okna  jak zdążyła się zorientować 
nienaruszone.
By mieć całkowitą pewność, wyszła na zewnątrz i ponownie dokładnie
się im przyjrzała. Wszystko w porządku. Nie zauważyła żadnej rysy na
kratach. Na tylnych i frontowych drzwiach także nie było śladu włamania.
* * *
Wstrząśnięta Rose jeszcze raz przejrzała salon. Ten ktoś na pewno znał
budynek i jego wyposażenie. Nie mogła dłużej przypuszczać, że to czysty
przypadek albo różni złodzieje. Ktoś prawdopodobnie obserwował ten
dom.
Jeśli był profesjonalistą, niewątpliwie pozbył się już kradzionych
rzeczy.
Doszła do wniosku, że może złodziej został przez kogoś wynajęty. A
ten ktoś z jakiegoś powodu zazdrościł Connorowi albo go wręcz
nienawidził. Może dlatego Connor nie wezwał policji.
Poczuła nagle falę sympatii do niego. Zapewne domyślał się, co się
dzieje. Czy powinna iść na policję, czy też zastanowić się, co on zrobiłby
na jej miejscu? Zareagował na jej propozycję wezwania policji tak
gwałtownie, jakby chciał utrzymać zajście ze złodziejem w tajemnicy. Ale
czy nie powinna zrobić czegoś innego... może zadzwonić do Connora. Nie
dlatego, by skłonić go do powrotu, chociaż byłoby to najlepsze wyjście...
Próbując zignorować wewnętrzny głos, który mówił, że ona pragnie
również zobaczyć Connora i dowiedzieć się, czy widział się z była
narzeczoną, Rose podeszła do telefonu. Sarah zapewne wie, gdzie w
Paryżu można znalezć Connora.
* * *
Było pózne popołudnie. Niebo przejaśniło się trochę.
Całą noc spędziła na przygotowaniach do podróży, a teraz wybrała się
na krótki spacer przed wyjazdem do portu. Sarah podała jej nazwę hotelu
Connora. Rose zrobiła rezerwację, wysłała też wiadomość o swoim
przyjezdzie. Sarah nakłoniła ją, żeby po prostu zadzwoniła na policję, ale
Rose, myślała teraz wyłącznie o Connorze, o tym, że go zobaczy.
To był pracowity dzień. Odwiedziła również panią Mapie i napisała do
Joanny, załączając ostatni plik kartek i uprzedzając, że nie będzie jej w
Devon przez parÄ™ dni.
W trakcie pisania listu, rozwiązała nagle jeden z jej problemów. Prosiła
Joannę, by dalej uważała na interesy... przecież zawsze jej ufała. Dlaczego
nie miałaby jej awansować? Nie będzie szukała innego asystenta.
Przelała swój pomysł na papier, informując przy okazji, że dostanie
dodatkową pomoc w sekretariacie  w końcu łatwiej o sekretarkę.
Przeprosiła, że nie wpadła na ten pomysł wcześniej, wyjaśniając przy
okazji, że uważała ją za zbyt młodą na takie stanowisko. Podała adres
paryskiego hotelu i w doskonałym humorze wrzuciła list do skrzynki. Nie
spodziewała się lepszego asystenta niż Joanna.
Rose przystanęła, by odsapnąć po długiej wspinaczce, wykonała parę
głębokich wdechów. Gdzieś daleko, w kotlinie poniżej, można było
dostrzec stąd wioskę  unoszący się z kominów dym, a w oddali wygięte
wzgórza skał Dartmoor. Był to piękny widok.
Zastanawiała się, czy Connor dostał już wiadomość. Jak zareagował na
to, że ona jest w drodze, co o tym myśli? Z jednej strony był pewny, że
leci na niego, że nie potrafi bez niego żyć i spodziewał się adoracyjnych
spojrzeń. Z pewnością nie mogłaby pokochać takiego faceta.
Ten Connor, którego darzyła uczuciem, był uprzejmy i wielkoduszny.
Jego spojrzenie wystarczyło, by spowodować w jej umyśle kompletny
bałagan. Na myśl o jego dotyku było jej przyjemnie. Pamiętała swoją
konsternację, kiedy spotkali się po raz pierwszy i zastanawiała się, jak
mogłaby stawić czoła takiemu człowiekowi, gdyby został jej asystentem.
Czy teraz powinna do niego jechać? Czy nie może poradzić sobie z tym
problemem przez telefon? W zasadzie tak, ale... Poczuła zazdrość o tamtą
dziewczynę, która w tym momencie mogła być z nim. Może słucha
zachłannie, jak Connor opowiada jej, że jest już ustawiony, że ktoś komu
dobrze zapłacił, liczy teraz jego majątek, że przybyło mu pięćdziesiąt
tysięcy funtów.
Rose skrzywiła się. Zaczęła żałować, że w ogóle podjęła się tego
zajęcia. Na pewno jakoś inaczej uratowałaby przyszłość  Szukaj a
znajdziesz i przynajmniej nie przeżywałaby takich katuszy.
Wiejący przez pole wiatr przeszył ją na wskroś mimo zapiętego
płaszcza. Było prawie ciemno, kilka gwiazd pojawiło się na niebie. A więc
wyrusza do Francji. Francja i Connor McKechnie. Zadrżała na tę myśl i
skierowała się na dół wzgórza. Serce już cieszyło się na myśl o niedalekim
spotkaniu.
* * *
Miała suche usta i nabrzmiałe powieki. Znała te sensacje bardzo dobrze
ze swoich dziecięcych lat, z ciągłych podróży, które tak zle zapisały się jej
w pamięci. Przy Garedu Nord złapała taksówkę. W czasie jazdy oglądała
ulice Paryża skąpane w porannym słońcu, które odbijało się od chodników
i mansardowych dachów. Nie było dużego ruchu, mogli więc szybko
sunąć pustymi ulicami miasta.
Noc na promie nie była w sumie taka straszna. Gdy była mała, miewała
na morzu kłopoty z żołądkiem, ale potem przywykła do sztormów.
Hotel mieścił się na Boulevard St. Germain. Przejechali na lewy brzeg
Sekwany, gdzie uliczne knajpki rozbrzmiewały muzyką i rozmowami.
 Mam zarezerwowany pokój  powiedziała do recepcjonistki podając
nazwisko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates