WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z trudem ukrywajÄ…c zniecierpliwienie.
- W porządku, pozwól, że zacytuję dokładnie
jego słowa:  Jeśli myśli, że będę tańczył, jak mi
zagra, to jest w dużym błędzie".
- Przyjdzie do mnie na czworakach - powiedział
Holt pewnym siebie tonem.
- To samo pomyślałam - przyznała Marianne
i znów uśmiechnęła się złośliwie.
- Mam do ciebie prośbę. Zgromadz materiały na
temat Dodsonów.
- Niedobrze, że wdowa wkroczyła na ścieżkę
wojennÄ….
- To zdarza się o wiele częściej, niż sądzisz.
- Czy myÅ›lisz, że wystÄ…pi z cywilnym oskar­
żeniem przeciwko doktorowi Ramseyowi?
- To bardzo prawdopodobne.
- Fatalnie.
- Owszem, ale takie sÄ… fakty.
- To oznacza, że być może będziesz musiał
pozostać tu o wiele dłużej, niż zakładałeś.
- ZdajÄ™ sobie z tego sprawÄ™ - powiedziaÅ‚ cierp­
kim tonem.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że to wszystko
dzieje się naprawdę. Pomyśl tylko, bronisz ojca,
który jest oskarżony o błąd w sztuce lekarskiej ze
skutkiem śmiertelnym.
W tym momencie cierpliwość Holta już siÄ™ wy­
czerpała.
- SÅ‚uchaj, doceniam twojÄ… troskÄ™, ale...
- Dobra, rozumiem. Mam wracać do pracy i prze­
stać ci przeszkadzać.
- Właśnie - powiedział, nie siląc się dłużej na
uprzejmość.
Marianne uśmiechnęła się, a potem cicho wyszła
i zamknęła za sobą drzwi. Gdy Holt został sam,
pozwolił sobie na pełne frustracji westchnienie.
Gadulstwo i upór Marianne działały mu na nerwy,
jednak zdawaÅ‚ sobie sprawÄ™ z jej nieocenionych za­
let, dlatego na ogół powstrzymywaÅ‚ siÄ™ od uszczyp­
liwych uwag.
Spojrzał na stos książek prawniczych, do których
nawet jeszcze nie zajrzał. Powrót do praktyki okazał
siÄ™ dla niego trudniejszy, niż przypuszczaÅ‚. Zafraso­
wany wyjrzał przez opromienione słońcem okno.
Myślami wrócił na lśniące niczym diament wody
oceanu. Niemal poczuł na skórze łagodny dotyk
słonej bryzy. Jeszcze kilka dni temu cieszył się
nieograniczoną wolnością i dziękował niebiosom, że
umożliwiły mu prowadzenie takiego życia. Teraz
siedziaÅ‚ w dusznym, zatÅ‚oczonym mieÅ›cie, zdener­
wowany z powodu utraconej niezależności.
Marzył o powrocie pod żagle z równą siłą, z jaką
pragnÄ…Å‚ Maud. PrychnÄ…Å‚ zniesmaczony. Idiotyczne
porównanie, ale jakże prawdziwe. Ilekroć ją widział,
odczuwał niemal fizyczny ból.
Była zakazanym owocem.
- Zapytałbym, o czym tak rozmyślasz, ale nie
zrobię tego, bo wiem, że rzadko korzystasz z mózgu.
Zdumiony Holt dopiero teraz zdał sobie sprawę,
że nie jest sam. W drzwiach stał jego przyjaciel,
prywatny detektyw Vince Hillyard.
Od ostatniego spotkania, które miało miejsce dwa
lata temu, Vince niewiele się zmienił. Może tylko
nabrał trochę ciała, ale przy jego imponującym
wzroście nie rzucało się to zbytnio w oczy. Potężny
i łysy, niemal nie zdejmował z głowy ulubionego
stetsona.
Holt wstał i uśmiechnął się szeroko.
- Mógłbym powiedzieć to samo o tobie, ale
jestem lepiej wychowany niż ty.
- Przekazałem Marianne, że moja noga więcej tu
nie postanie.
- Powtórzyła mi wszystko słowo w słowo, ale ja
i tak wiedziałem swoje.
- Cholera, łżesz, aż ci siÄ™ z uszu kurzy - skomen­
tował Vince, ale bez złości.
Holt roześmiał się i podszedł do przyjaciela.
- Dobrze cię znowu widzieć.
Nie podali sobie dłoni, lecz uścisnęli się.
- I nawzajem. Szkoda tylko, że stało się to w tak
przykrych okolicznościach.
- A więc już wszystko wiesz - stwierdził raczej,
niż zapytał Holt.
- A czy w tym mieście jest jeszcze ktoś, kto nie
wie? - Vince uniósł krzaczaste brwi.
- Czasami zapominam, jak wygląda życie na
takim zadupiu.
- Nie wszyscy z nas mieszkajÄ… na luksusowym
jachcie.
SÅ‚yszÄ…c sarkastycznÄ… uwagÄ™ przyjaciela, Holt
uśmiechnął się.
- Rozgość się. - Wskazał wygodny fotel przy
masywnym biurku. - Zaproponowałbym ci piwo, ale
jest trochę za wcześnie.
- Kto tak twierdzi?
- Naprawdę chcesz piwo? Mam pełną lodówkę.
- Dzięki, ale wolę mieć jasną głowę podczas
rozmowy z tobÄ….
- Czy to znaczy, że mi pomożesz?
- To zależy.
- Zapewne od tego, ile jestem skÅ‚onny ci za­
płacić.
- Och, widzÄ™, że Å›wietnie siÄ™ dogadujemy. - Po­
kazał w uśmiechu pożółkłe, mocno zaniedbane zęby.
- Zawsze byłeś chciwym draniem - skomentował
Holt.
- Owszem, uważam to za powód do dumy.
- Przyjmiesz weksel? TrochÄ™ krucho u mnie
z kasÄ….
- Gówno prawda.
Holt zakrztusił się.
- Zobaczę, co da się zrobić.
- Po prostu znajdz jednÄ… z tych puszek po kawie,
w których upychasz forsę.
- Wszystkie są już puste.
- Czy to oznacza, że i tak zamierzałeś wrócić na
chwilÄ™ do pracy, nawet gdyby Seymour nie wpako­
wał się w kłopoty?
- Właśnie. Wracam do praktyki tylko wtedy, gdy
brakuje mi pieniędzy.
- To musi być miłe.
SÅ‚yszÄ…c zazdrość w gÅ‚osie przyjaciela, Holt uÅ›miech­
nÄ…Å‚ siÄ™.
- Tak, to jest miłe.
- Czy myÅ›laÅ‚eÅ› kiedykolwiek o tym, by zakot­
wiczyć gdzieÅ› na staÅ‚e i prowadzić normalnÄ… prak­
tykÄ™?
- Jeszcze za wcześnie na takie plany.
- Chciałbym kiedyś z tobą popłynąć.
- A co z Hope i dzieciakami?
- Dzieciaki są już dorosłe, a Hope wcale to nie
obejdzie.
- Co, żona ciągle daje ci popalić?
- Nie masz pojęcia, jak to jest. Nigdy się nie żeń,
przyjacielu. Jeden numerek i do widzenia.
Holt roześmiał się.
- Przy okazji pozdrów ją ode mnie.
- Niedługo się zobaczycie. Moja żona zaprasza
ciÄ™ na kolacjÄ™.
- Dziękuję, z chęcią przyjdę.
- A więc naprawdę zamierzasz bronić Seymoura?
- Tak, choć nie mam na to zbytniej ochoty.
- Och, pan doktor na pewno doskonale zdaje
sobie z tego sprawÄ™ - mruknÄ…Å‚ Vince.
- Ufa mi - powiedział Holt głosem wypranym
z emocji.
- A więc jest jeszcze głupszy, niż myślałem.
- Chyba nie sądzisz, że będę działał na jego
szkodę? - Holt spojrzał ostro na przyjaciela.
- Powiedz szczerze, czy nie zastanawiałeś się nad
tym? Czy nie myślałeś o takiej zemście?
- Nie, nie mógłbym tego zrobić - powiedział Holt
gorzko. - Jednak nieustannie widzÄ™ przed oczami
twarz matki.
- To normalne.
- Nigdy nie przestała kochać tego łajdaka.
- A ty nigdy nie przestałeś go nienawidzić.
W pokoju zapadła pełna napięcia cisza.
- Tak to wszystko wyglÄ…da -podsumowaÅ‚ wresz­
cie Holt.
Vince gwizdnÄ…Å‚ cicho.
- To będzie piekielnie trudna sprawa.
- Owszem, zwłaszcza że już parę razy ściąłem się
ostro z Seymourem.
- A więc co ma do powiedzenia twój stary dobry
tatuÅ›?
- Twierdzi, że jest niewinny.
Vince zamrugał kilkakrotnie, a potem roześmiał
siÄ™ rubasznie.
- Arogancki jak zawsze.
- Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają.
- Na pewno już zapoznałeś się ze sprawą. Jakie są
szanse, że uda ci się wyciągnąć Seymoura z tego bagna? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates