[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dziewczyna, którą widzieliśmy, nie mogła należeć do żadnej bandy. Lucas, ona była totalnie przerażona. Spojrzał na mnie, a w jego ciemnozielonych oczach zobaczyłam nieufność. Rozmawialiśmy o tym już wcześniejsi te dyskusje nigdy nie kończyły się dobrze. - Niektóre wampiry są naprawdę grozne, Bianca - powiedział spokojnie. - A niektóre naprawdę nie są - odparłam równie spokojnie. - Teraz o tym wiem. - Oparł głowę o ścianę i dostrzegłam w jego oczach zmęczenie. Byt trzy lata ode mnie starszy; w zeszłym roku nie zauważałam tej różnicy wieku, ale teraz wyraznie widziałam jego dojrzałość. - Są złe wampiry, które należy powstrzymać. My się tym zajmujemy. Dlatego tłumaczę sobie, że to, co robię z Czarnym Krzyżem, jest dobre. Ale jak pomyliliśmy się Co do tej dziewczyny... jak pomyliliśmy się chociaż raz... to nie wiem, jak sobie z tym poradzić. I nie wiem, jaka jest prawda o wampirach, na które polujemy. Chciałam dać mu jakąś odpowiedz, ale zupełnie nie wiedziałam jaką. Usłyszeliśmy kroki. - Wchodzę! - zawołała Dana, zanim otworzyła drzwi. Kiedy zajrzała do środka, zmarszczyła brwi. - Ludzie, myślałam, że wam przerwę szalony seks. Miałam nadzieję, że chociaż sobie popatrzę i tyle będę miała za fatygę. Moje policzki zrobiły się purpurowe, Lucas przewrócił tylko oczami. - Byliśmy sami przez pięć minut, Dana. - Musicie się nauczyć kuć żelazo, póki gorące, bo prywatność i to miejsce nie idą ze sobą w parze. - Dana oparła się o futrynę. - Za chwilę znowu wyjeżdżamy. Kate i Eduardo chcą wznowić polowanie, zanim wampir ucieknie za daleko. Wznowić polowanie? O nie. - Mówili, że dziś w nocy nie będzie patrolu - jęknął Lucas. - Sprzęt nie jest gotowy, połowa z nas nawet nie zdążyła się przebrać... - Właśnie dlatego uczymy się szybko przygotowywać do akcji, chłopaku. - Dana uśmiechnęła się do mnie szeroko. Miała nierówny zgryz, co z jakiegoś powodu wyglądało uroczo. - Bianca może tu zostać, będzie miała ciepło i bezpiecznie. Ale my i cała reszta załogi zaraz wyruszamy. - Dana. - Spojrzał na nią błagalnie. - Nie widziałem Bianki od miesięcy. Zrozum mnie. Jego spojrzenie wystarczyło, by mnie całkowicie rozmiękczyć, ale na Danie nie zrobiło najmniejszego wrażenia. - Wiesz, że mi jest wszystko jedno, ale Kate i Eduardo nawet nie zechcą o tym słyszeć. Masz szczęście, że w ogóle pozwolili jej zobaczyć kwaterę. Do diabła, kiedy wysłałeś tę rozpaczliwą wiadomość, Eduardo był gotów pozamykać nas wszystkich w ukryciu. Lucas westchnął i spojrzał na mnie. - No to mamy przechlapane. Ale tylko na chwilę. Niedługo wrócimy. - Cieszę się chwilą. - Pospiesz się, Lucas - Dana już miała odejść. - Za jakieś dwie minuty wrócę tutaj przygotować opatrunki. - Dzięki - powiedział Lucas. Posłałam Danie przelotny uśmiech, gdy zamykała drzwi. Kiedy zostaliśmy sami, pocałował mnie bardzo delikatnie, zamkniętymi wargami, a po chwili mocniej, gdy nasze usta zaczęły się rozchylać. Znowu poczułam zalewającą mnie gorącą falę i zapragnęłam przycisnąć go mocniej do siebie, ale oboje pamiętaliśmy, że Dana jest za drzwiami. Oparł głowę o moje czoło i ujął w dłonie moje policzki. - Kocham cię. - Ja też cię kocham. Pocałował mnie jeszcze raz. Potem puścił, wstał i zawołał: - Jesteśmy twoi, Dana! - Nie chcę twojej dziewczyny! - odkrzyknęła. - Potrzebuję tylko cholernej apteczki! Kilku ludzi na zewnątrz roześmiało się, ale życzliwie. Może Eduardo uważał mnie za utrapienie, ale inni członkowie Czarnego Krzyża najwyrazniej cieszyli się naszym szczęściem. Nie mogłam zrozumieć, jak to możliwe, że łowcy wampirów mogą się wydawać tacy... mili. Wszystko będzie dobrze, powiedziałam sobie. Damy sobie radę. Byłam już głodna, ale wiedziałam, że jeśli ktokolwiek z Czarnego Krzyża przyłapie mnie na piciu krwi, najpierw zaatakują a dopiero potem będą zadawać pytania. Może jutro będę miała okazję zjeść coś na osobności albo przynajmniej wylać krew z termosu. Jeśli będzie trzeba, wytrzymam do sobotniego wieczoru. Lucas przecisnął się na wąskich schodach obok Dany. Co prawda, uśmiechała się, biorąc się do pracy, ale ani razu na mnie nie spojrzała; skupiła się całkowicie na tym, co miała do zrobienia, pospiesznie upychając bandaże i opakowania z gazą w małym plastikowym pudełku. - Wszystko w porządku, Bianca? - Chyba tak - odparłam. - Jak często to robicie? Wyruszacie na takie polowania? - Powiedziałaś wyruszacie , jakbyśmy na koniec mieli uroczyście wracać do jakiejś wielkiej bazy. Najczęściej przenosimy się z miejsca na miejsce. Niektórzy mają swoje domy, do których wracają od czasu do czasu, ale większość z nas nie. Ja nie mam. Lucas też nie. Przypuszczam, że nie powiedział ci o tym - dodała po chwili milczenia. - Prawdę mówiąc, nie miał okazji. - Ciągle zapominam, że nie rozmawialiście ze sobą od tamtej historii zeszłej wiosny. To musiało być trudne. - Było. - To dobry chłopak. - Zamknęła pudełko i spojrzała na mnie z poważną miną. - Lucas rzadko pokazuje, co czuje. Znam go od czasu, kiedy mieliśmy po dwanaście lat i jesteś pierwszą dziewczyną przy której tak się zachowuje. To tak na wypadek, gdybyś się nad tym zastanawiała. - Dzięki. - Chociaż było miło to usłyszeć, to w tej chwili co innego mnie martwiło. Nie mogłam przestać myśleć o wampirzycy, jej połamanych paznokciach i niepewnym uśmiechu. Czarny Krzyż na razie mi nie zagrażał, ale ona była w wielkim niebezpieczeństwie. Musiała czuć się samotna i zagubiona - jeszcze jedna osoba gnębiona przez pannę Bethany. Czy też mogę tak kiedyś skończyć? Zadrżałam. Nigdy. Zawsze będę miała rodziców i przyjaciół... i być może Lucasa. To wszystko nie zmieniało faktu, że dziewczynie, którą spotkałam, groziło śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony rodziny i przyjaciół Lucasa. Ta sytuacja była nie do zniesienia. Ale co Lucas mógł na to poradzić? Co ja mogłam zrobić? Odpowiedz przyszła mi do głowy niemal natychmiast - przerażająca, ale jedyna możliwa. Dopiero po chwili udało mi się wykrztusić: - Jadę z wami. Dana spojrzała na mnie zdumiona. - Polować na wampira? To szaleństwo. - Nie masz nawet pojęcia - westchnęłam. - Ale jadę. ROZDZIAA 7 Tu nie ma miejsca dla amatorów - powiedział Eduardo. Podwójna blizna na jego twarzy wydawała się głębsza w przyćmionym świetle lamp kempingowych wiszących na ścianach. Starałam się myśleć szybko. - Od ponad roku chodzę do szkoły pełnej wampirów. - To była prawda, nawet jeśli niecała. Głos mi drżał, ale miałam nadzieję, że Eduardo uzna, że to z emocji, a nie strachu. Ten człowiek był nieprzejednanym zabójcą wampirów; trudno mi było spojrzeć mu w oczy. - Muszę wiedzieć, z czym naprawdę mam do czynienia. Nigdy wcześniej nie widziałam, by Eduardo się uśmiechał. To nie wyglądało miło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|