|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ostatecznie zniknąć. Powiodłem wzrokiem dookoła. Naprzeciw siebie miałem Annę. Spięta i piękna, ubrana była gustownie i prowokująco zarazem w obcisłą kremową sukienkę z bawełny. Dalej siedział profesor Qualt, w koszuli w czerwono–zielone pasy i sfatygowanych spodniach khaki. Widziałem też pannę Johnson w prostej, pozbawionej wszelkich ozdób todze rdzawego koloru i okularach. Troje obcych, których losy nagle i nierozłącznie splotły się z moim oraz z przeznaczeniem Dzbana Dżinnów. Dokończenie kawy zajęło nam pięć, może dziesięć minut, choć wydawało mi się, że trwa to z pół godziny. W końcu panna Johnson wstała od stołu. — Dochodzi północ — powiedziała. — Wkrótce moc gwiazd będzie największa. Muszę wszystko przygotować. Szablę, modlitwy i magiczne zaklęcia. Zaczekajcie na mnie przez chwilę. Zaraz wracam. Wyszła do hallu zamykając za sobą drzwi. Zapaliłem kolejnego papierosa i wydmuchnąłem dym w kierunku pokrytego starą sztukaterią sufitu. Patrzyłem, jak w rzucanym przez lampy świetle kłębi się i wznosi ku górze. Anna zamarła w pełnym napięcia bezruchu. Nawet nonszalancja profesora Qualta stała się bardziej sztuczna i wymuszona. Zewsząd dobiegało pośpieszne szuranie, jakby pod pokrywającą ściany boazerią przemykał wystraszony szczur. Słysząc ten odgłos nie mogłem pohamować drżenia. Czekaliśmy w milczeniu przynajmniej dziesięć minut. Gdy minął jakiś kwadrans, profesor spojrzał na zegarek. — Już wpół do pierwszej — oznajmił. — Ciekawe, co ją zatrzymało? — Może doszła do wniosku, że powinna poprawić makijaż, zanim wypuści dżinna — zauważyła sarkastycznie Anna. — Któż to może wiedzieć. Jedno dobre posunięcie pociąga za sobą następne. — O, cholera — rzucił uczony z galanterią. — Harry, może byś się rozejrzał i sprawdził, czy nie ma jej gdzieś w pobliżu. — O.K. — odparłem, kierując się ku drzwiom. Nacisnąłem klamkę; były zamknięte. Zacząłem szarpać, potem tłuc w nie pięścią, szybko jednak doszedłem do wniosku, że są porządnie zaryglowane i dodatkowo związane łańcuchem. Obróciłem się ku Qualtowi i Annie. W ich twarzach dostrzegłem zwątpienie oraz trwogę, takie same uczucia, jakie w tym momencie malowały się także na moim obliczu. — Sprawdź drzwi do jadalni — podpowiedziała Anna. Przeszedłem szybko w przeciwległy koniec salonu. Te drzwi również zostały zaryglowane. Krótka inspekcja okien wykazała, że na wszystkich pozamykano na głucho okiennice. Znaleźliśmy się w pułapce i to dzięki starej jak świat sztuczce. Nic nie mówiąc skupiliśmy się na środku pokoju. Słychać było skrzypienie desek podłogi na górze, od czasu do czasu dolatywało nas skrobanie mysich pazurów. Wiatr bezustannie napierał na okna, powodując, że uderzały lekko w ościeżnice, jak gdyby ktoś niegłośno, lecz uporczywie domagał się, aby wpuścić go do środka. — Mój Boże — odezwała się Anna. — A jeśli ona uwolni dżinna, podczas gdy my będziemy tu nadal zamknięci?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|