WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Poirot szepnÄ…Å‚:
 Widzisz, Hastings, jakie wrażenie zrobiło pojawienie się Herkulesa Poirot, całego i
zdrowego?
 SÄ…dzisz&
Nie zdołałem dokończyć zdania. Poczułem, że Poirot kurczowo zaciska palce na
mojej dłoni.
 Patrz, Hastings, patrz! Zobacz, jak siÄ™ bawi chlebem! Numer Czwarty!
Rzeczywiście, siedzący przy sąsiednim stoliku mężczyzna o niezwykle bladej cerze
odruchowo toczył po stole kulkę chleba.
Spojrzałem na niego z uwagą. Gładko wygolona twarz była tłusta, jakby obrzmiała;
pod oczami nieznajomy miał worki, a od nosa do kącików ust biegły dwie głębokie
bruzdy. Równie dobrze mógł mieć trzydzieści pięć, jak i czterdzieści pięć lat. W niczym
nie przypominał osób, za które przebierał się w przeszłości Numer Czwarty. Gdyby,
nieświadomie nie bawił się chlebem, mógłbym przysiąc, że nigdy tego człowieka nie
widziałem.
 Poznał cię  mruknąłem.  Nie powinieneś schodzić na dół.
 Ależ Hastings, specjalnie w tym celu przez trzy miesiące udawałem martwego.
 %7łeby przestraszyć Numer Czwarty?
 Przestraszyć go w chwili, gdy musi działać szybko, w obawie przed klęską. Mamy
nad nim przewagę. On nie wie, że go poznaliśmy. W nowym przebraniu czuje się
bezpieczny. Jestem niezmiernie wdzięczny Flossie Monro za to, że powiedziała nam o
tym jego zwyczaju.
 Co teraz będzie?  spytałem.
 Jak to co? Zobaczył jedynego człowieka, którego się bał, cudownie
zmartwychwstałego w dniu, kiedy mają się zrealizować plany Wielkiej Czwórki.
Państwo Olivier i Ryland jedli tu dzisiaj obiad. Wszyscy sądzą, że pojechali do Cortiny.
Tylko my wiemy, że udali się do swojej kryjówki. Ile wiemy? To pytanie zadaje sobie
teraz Numer Czwarty. Nie może ryzykować. Za wszelką cenę musi wyeliminować
zagrożenie. Eh bien, niech spróbuje wyeliminować Herkulesa Poirot! Czekam.
Zanim Poirot skończył mówić, mężczyzna, wstał od stolika i wyszedł.
 Musi poczynić przygotowania  stwierdził spokojnie Poirot.  Wypijemy filiżankę
kawy na tarasie, przyjacielu? Tam będzie przyjemniej. Pójdę po płaszcz.
Wyszedłem na taras. Byłem niespokojny. Poirot był pewny siebie, ale mnie się to
wszystko nie podobało. Pomyślałem jednak, że jeśli będziemy się mieć na baczności,
nic złego się nam nie przytrafi. Postanowiłem zachować czujność.
Czekałem na Poirota kilka długich minut.
Mój przyjaciel zawsze obawiał się katarów, dlatego nie zdziwiłem się widząc, że
wraca owinięty szalikiem. Usiadł obok mnie i z przyjemnością popijał kawę.
 Tylko w Anglii podają okropną kawę  powiedział.  Na kontynencie rozumieją, że
właściwie zaparzona kawa dobrze robi na trawienie.
Kiedy to mówił, na tarasie pojawił się mężczyzna, który jadł obiad przy sąsiednim
stoliku. Przysiadł się do nas.
 Mam nadzieję, że panom nie przeszkadzam  powiedział po angielsku.
 Bynajmniej  odparł Poirot.
Wytrąciło mnie to z równowagi. Na tarasie było wprawdzie wiele osób, ale ja
odczuwałem niepokój. Coś mi mówiło, że grozi nam niebezpieczeństwo.
Numer Czwarty prowadził z Poirotem zdawkową rozmowę. Aatwo było zapomnieć, że
nie jest zwykłym spokojnym turystą. Mówił o pieszych i samochodowych wycieczkach
po okolicy. Odniosłem wrażenie, że doskonale zna te tereny.
Potem wyjął z kieszeni fajkę i zapalił. Poirot wyciągnął swoje papierosy. Nieznajomy
podał mu ogień.
 Służę panu  powiedział.
W tej samej chwili zgasły wszystkie światła. Usłyszałem brzęk tłuczonego szkła i
poczułem pod nosem coś śmierdzącego, dławiącego&
XVIII. W LABIRYNCIE
Przez chwilę byłem nieprzytomny. Kiedy doszedłem do siebie, dwóch mężczyzn
wlokło mnie gdzieś, trzymając pod ręce. W ustach miałem knebel. Wokół panowały
nieprzeniknione ciemności, miałem jednak wrażenie, że nie wyszliśmy z hotelu.
Słyszałem jakieś krzyki i liczne głosy dopytujące się w różnych językach, co się dzieje.
Po jakichś schodach ściągnięto mnie na dół. Potem znalezliśmy się w korytarzu
piwnicznym, skąd wyszliśmy na dwór przez szklane drzwi na tyłach hotelu. Po chwili
byliśmy już w lesie.
Kątem oka dostrzegłem drugą postać, w identycznej sytuacji jak moja.
Zrozumiałem, że Poirot również padł ofiarą odważnego coup.
Bezczelność Numeru Czwartego zapewniła mu zwycięstwo. Domyślałem się, że
rozbił nam pod nosem niewielkie buteleczki z jakimś środkiem oszałamiającym (może
chloroetylem). Jego wspólnicy wyłączyli światło. W powstałym zamęcie siedzący na
tarasie mężczyzni zakneblowali nas i wyciągnęli na zewnątrz, klucząc nieco dla
zmylenia pościgu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates