Wątki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Gr-gr-gr i wszyscy jego ludzie są twoimi przyjaciółmi  powiedział.  Jeden z nas
zauważył wojowników Hooji i poszedł za nimi. Widział, jak was schwytali, a potem szybko wrócił
do wioski i opowiedział mi wszystko. Resztę już znasz. Zrobiłeś bardzo wiele dla Gr-gr-gr i jego
ludzi, i my zawsze zrobimy dla ciebie co w naszej mocy.
Podziękowałem mu, a kiedy opowiedziałem o naszej ucieczce i celu wędrówki, zaczął nalegać,
abyśmy pozwolili jemu i grupie jego wojowników odprowadzić nas aż na brzeg morza. Oczywiście
nie wahaliśmy się ani chwili z przyjęciem tej propozycji.
Znalezliśmy canoe w tym samym miejscu, w którym je ukryłem i pożegnawszy naszych dzikich
przyjaciół, popłynęliśmy we trójkę ku kontynentowi.
Zapytałem Juaga czy możliwe by było wpłyniecie na rzekę, o której mi opowiadał, a potem
powiosłowanie nią pod prąd, co jak kiedyś mówił, mogłoby nas doprowadzić do samego Sari.
Odradził podejmowanie tego ryzyka, gdyż mieliśmy tylko jedno wiosło i żadnej żywności ani wody.
Musiałem przyznać, że jego argumenty były bardzo rozsądne, jednak pragnienie zbadania tej wielkiej
drogi wodnej było we mnie tak silne, że w końcu zdecydowałem się ją wypróbować. Oczywiście po
uprzednim przybiciu do lądu w innym miejscu i uzupełnieniu zapasów.
Wylądowaliśmy o kilka mil na północ od Thurii, w niewielkiej zatoce, która zdawała się
zapewniać dostateczną ochronę przed większymi falami, czasami zdarzającymi się nawet na zwykle
spokojnych oceanach Pellucidaru. Tam też wyjawiłem Dian i Juagowi plany, które ułożyłem po
drodze. Postanowiłem, że wyposażymy nasze czółno w niewielki żagiel. Musiałem im obojgu długo
wyjaśniać jego przeznaczenie, gdyż ani jedno, ani drugie nigdy przedtem nie zetknęło się z takim
urządzeniem. Potem wykonamy pojemnik na wodę oraz udamy się na polowanie, by zgromadzić
zapas żywności, który będziemy mogli ze sobą zabrać.
Te dwie ostatnie rzeczy były dla Juaga bardziej zrozumiałe, ale przez długi czas mamrotał pod
nosem o żaglu i wietrze. Widziałem, że wcale nie jest przekonany, iż tak absurdalny przyrząd będzie
w stanie poruszać czółno.
Przez pewien czas polowaliśmy w pobliżu wybrzeża, jednak bez większego powodzenia. W
końcu zdecydowaliśmy się ukryć łódkę i udać się w głąb lądu w poszukiwaniu poważniejszego łupu.
Zgodnie z propozycją Juaga wykopaliśmy dół w piasku, włożyliśmy tam czółno, zasypaliśmy i
starannie wyrównaliśmy powierzchnie. Potem zaczęliśmy oddalać się od morza. Na terenie Thurii
wędrówka jest mniej mecząca niż w pozostałych częściach Pellucidaru, gdzie trzeba iść pod
palącymi, nieustannie lejącymi się prosto z zenitu promieniami słońca. Jednak i tutaj ma ona swoje
niedogodności, a jedną z nich jest przygnębiające oddziaływanie wiecznego półmroku, panującego w
Krainie Straszliwego Cienia.
Im dalej odchodziliśmy od morza, tym bardziej ciemności się pogłębiały, aż wreszcie
przemierzaliśmy obszar, na którym panował wieczny zmierzch. Roślinność była tu rzadka i dziwnie
bezbarwna, a to, co już zdołało wyrosnąć przybierało zaskakujące, budzące niepokój kształty. Dość
często zauważaliśmy wielkie lidi, drepczące przez posępną krainę, pożywiające się groteskowymi
roślinami lub gaszące pragnienie w powolnych, ponurych rzekach, które spływały z Równin, by w
Thurii wlać swe wody do morza.
My szukaliśmy thaga, ogromnego, pellucidarskiego łosia lub antylopy należącej do któregoś z
większych gatunków. Ich mięso dawało się doskonale wysuszyć na słońcu. Z pęcherza thaga
moglibyśmy sporządzić pojemnik na wodę, a jego skóra, jak sobie wyobrażałem, stanowiłaby bardzo
dobry materiał na żagiel.
Weszliśmy dość daleko w głąb lądu, przecinając w poprzek całą Krainę Straszliwego Cienia i w
końcu znalezliśmy się w tej części Równiny Lidi, która leży na terenach oświetlonych promieniami
słońca. Ponad nami obracał się wokół swej osi wiszący świat, budząc we mnie  i niemal w
równym stopniu w Dian  zadumę, ale i wielką ciekawość. Zastanawiałem się jak wyglądają istoty,
które zamieszkują te wzgórza i doliny, brzegi rzek i mórz, tak wyraznie widoczne na jego
powierzchni.
Przed naszymi oczami rozpościerał się pozbawiony horyzontu, ogromny Pellucidar  Równina
Lidi zawijała się wokół nas ku górze i wydawało mi się, że w oddali dostrzegam wiszące wysoko w
niebiosach wieże miasta Mahar, którego mieszkańcy ściągali z Thurian okrutną daninę.
Juag zaproponował, abyśmy udali się na północny wschód, gdzie, jak powiedział, skraj równiny
porośnięty jest lasami, w których powinniśmy znalezć wielką obfitość zwierzyny. I tak, kierując się
jego radą, doszliśmy w końcu do gęstej kniei, poznaczonej wydeptanymi przez zwierzęta ścieżkami,
biegnącymi we wszystkie strony. W jej głębi natknęliśmy się na świeże tropy.
Wkrótce potem, podążając tym śladem, natrafiliśmy na niewielkie stado. Ostrożnie podeszliśmy
bliżej, wybraliśmy wielkiego byka, a potem Juag i ja jednocześnie rzuciliśmy naszymi włóczniami,
zachowując na wszelki wypadek te, którą miała Dian. Zwierze zachwiało się i ryknęło ogłuszająco.
Reszta stada w mgnieniu oka zniknęła w głębi lasu. Został tylko ranny byk  opuścił łeb i tocząc
ślepiami wypatrywał napastników.
Juag pokazał mu się, wychodząc na otwartą przestrzeń (należy to do taktyki polowania) ja zaś
odszedłem nieco w bok i skryłem się za krzakiem. Bestia ruszyła na Juaga w tej samej chwili, w
której go ujrzała. Młodzieniec zaczął uciekać  w takim kierunku, by ścigający go mag musiał
przebiec obok mojej kryjówki. I oto się zbliżał  tony okrutnej siły i niepohamowanej wściekłości!
Dian stanęła obok mnie, gotowa również walczyć, gdyby było to niezbędne. Co za dziewczyna!
Prawowita królowa epoki kamiennej  i to według wszelkich standardów, jakie na obu światach
mogłyby zostać wymyślone!
Rycząc i parskając mag parł w naszą stronę z mocą stu byków ze świata zewnętrznego. Gdy
przebiegał obok mnie wyskoczyłem z kryjówki i w jednej chwili uczepiłem się gęstej, długiej
grzywy, pokrywającej jego potężną szyje. Potem zacząłem biec tuż przy jego boku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright 2006 MySite. Designed by Web Page Templates