WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

marynarce.
Wcisnęłam guzik, opuszczając szybę.
- Eee - wybąkałam. - Cześć.
- Cześć. - Uśmiechał się miło. Resztki słonecznego światła wydobywały z jego
kręconych brązowych włosów błyski złota. Był naprawdę przystojny. Kelly Prescott zjadłaby
go łyżeczką.
- Przypuszczam, że masz już jakieś plany na dzisiejszy wieczór - odezwał się.
Nie miałam, naturalnie, ale powiedziałam szybko:
- Mam.
- Tak myślałem. - Nie przestał się uśmiechać. - A co z jutrzejszym wieczorem?
Posłuchajcie, wiem, że jestem dziwaczką, jasne? Nie musicie mi tego powtarzać. Ten
niesamowicie przystojny chłopak chciał się ze mną umówić, a ja myślałam tylko o kimś, kto,
spójrzmy prawdzie w oczy, nie żyje. To głupie - głupie, głupie, głupie - odrzucać zaproszenie
na randkę z żywym chłopakiem, podczas gdy mężczyzna mojego życia jest martwy.
A jednak dokładnie tak postąpiłam. Powiedziałam:
- Eee, przykro mi, Paul. Na jutro wieczór też mam plany.
Nie dbałam o to, czy nie zabrzmiało to fałszywie. Taka jestem pokręcona. Po prostu
nie obchodziło mnie to absolutnie nic a nic.
Sądzę jednak, że popełniłam poważny błąd. Sądzę, że pan Paul Slater nie przywykł do
tego, żeby dziewczyna odrzucała jego zaproszenie na kolację czy gdziekolwiek. Ponieważ
jego odpowiedz brzmiała (już bez miłego, ani też żadnego w ogóle, uśmiechu):
- Cóż, szkoda. Zwłaszcza że teraz chyba będę musiał zawiadomić twoją przełożoną o
tym, jak to wyprowadziłaś dzisiaj mojego braciszka poza teren hotelu, nie pytając moich
rodziców o zgodę.
Gapiłam się na niego przez otwarte okno. Początkowo nie mogłam zrozumieć, o czym
mówi. Potem przypomniałam sobie hotelowy autobus, Towarzystwo Historyczne i plażę.
Omal nie wybuchnęłam śmiechem. Poważnie. No jeśli Paul Slater uważa, że najgorszą
rzeczą, jaka mogła mi się przytrafić, było wpadnięcie w tarapaty z powodu wyprowadzenia
dziecka poza teren hotelu bez wiedzy rodziców - najgorszą, która zdarzyła mi się choćby
dzisiaj - to się grubo, grubo mylił. Rany boskie, niecałe dwadzieścia cztery godziny temu
kobieta nieżyjąca od blisko stu lat trzymała mi nóż na gardle w mojej własnej sypialni. Czy
on naprawdę myślał, że reprymenda Caitlin zrobi na mnie wrażenie?
- No, dalej - zachęciłam. - A kiedy jej to powiesz, nie zapomnij dodać, że twój brat po
raz pierwszy w życiu świetnie się bawił.
Nacisnęłam guzik, zasuwając okno, ale Paul wsadził rękę do środka, kładąc palce na
szybie. Puściłam guzik. Chciałam, żeby sobie poszedł, a nie żeby został kaleką do końca
życia.
- Taak - powiedział. - Chciałem cię o coś zapytać. Jack twierdzi, że powiedziałaś mu,
że jest medium.
- Mediatorem - sprostowałam, zanim zdołałam się powstrzymać. No, to na tyle, jeśli
chodzi o utrzymanie przez Jacka tej sprawy w tajemnicy, o co go prosiłam. Kiedy ten dzieciak
się nauczy, że opowiadanie o tym, jak rozmawia z duchami, nie jest sposobem na pozyskanie
przyjaciół?
- Mniejsza o to - mruknął Paul. - Przypuszczam, że żartowanie z kogoś zaburzonego
umysłowo jest twoim zdaniem zabawne.
Nie wierzyłam własnym uszom. To było jak scenka z telewizyjnego show.
- Nie uważam, żeby twój brat był zaburzony umysłowo - oznajmiłam.
- Och, naprawdę? - Paul zrobił mądrą minę. - Powiedział ci, że widzi zmarłych, a ty
myślisz, że ma równo pod sufitem?
Pokręciłam głową.
- Może Jack widzi zmarłych ludzi, Paul. Nigdy nie wiadomo. Nie można udowodnić,
że ich nie widzi.
Och, genialna argumentacja, Suze. Gdzie do diabła jest Zpiący? No, przyjdzże
wreszcie. Zabierz mnie stÄ…d.
- Suze. - Paul był wyraznie rozbawiony - Błagam. Martwi ludzie? Naprawdę w to
wierzysz? Naprawdę wierzysz, że mój brat może widzieć zmarłych i jeszcze z nimi
rozmawiać?
Słyszałam dziwniejsze rzeczy, pomyślałam. Zerknęłam na Zpiącego. Caitlin
uśmiechała się do niego, potrząsając blond grzywą a la Jennifer Aniston. Och, mój Boże, dość
tego flirtowania.
Umów się z nim po prostu i to zaraz, żebyśmy mogli wreszcie pojechać do domu...
- Taak, cóż, nie powinnaś go zachęcać - powiedział Paul. - To najgorsze, co można
zrobić, zdaniem lekarzy.
- Taak? - Zaczynałam mieć tego stanowczo dość. Co ten Paul Slater wiedział? Tylko
dlatego, że jego ojciec zajmuje się chirurgią mózgu czy czymś takim i może sobie pozwolić
na tydzień w Hotelu i Kompleksie Golfowym Pebble Beach, nie oznacza, że ma zawsze rację.
- Wydaje mi się, że z Jackiem jest wszystko w porządku. Mógłbyś się nawet, Paul, czegoś od
niego nauczyć. Ma przynajmniej otwarty umysł.
Paul pokręcił głową z niedowierzaniem.
- O czym ty mówisz, Suze? Wierzysz w duchy?
Nareszcie, nareszcie. Zpiący pożegnał się z Caitlin i ruszył w stronę samochodu.
- Owszem - odparłam. - Wierzę. A ty, Paul?
Zamrugał zdezorientowany.
- Co ja?
- Wierzysz w duchy?
Jego uniesiona górna warga stanowiła całą odpowiedz. Nie dbając o to, czy go
okaleczę, nacisnęłam guzik. Paul zabrał palce w ostatniej chwili. Pewnie sądził, że nie należę
do osób, które obcinają bliznim palce.
No to się pomylił.
Dlaczego chłopcy są tacy trudni? Jeśli nie piją wprost z pudełka albo nie zostawiają
podniesionej klapy sedesu, obrażają się śmiertelnie i grożą donosem do kierownika, bo nie
chcemy się z nimi umówić. Czy nie przychodzi im do głowy, że to nie jest droga do naszego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates
     
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates