|
|
|
|
|
|
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dlatego zginął wasz lekarz pokładowy. Same nasiona nie są już tak grozne, chyba że ktoś ma uczulenie na związki znajdujące się w kwasie. To zabiło jednego z mechaników. Z każdym jego słowem Anna zaczynała coraz bardziej rozchylać usta. Właściwie to wszystko miało pewien sens, ale... - Przecież to jest niemożliwe, żebyśmy... Roślina? A to, co obserwowaliśmy na radarze? - Burze na tej planecie dają takie efekty na radarze. Gdybyście skorzystali z próbnika orbitalnego od razu moglibyście się w tym zorientować. - W takim razie czemu miało służyć to wszystko? Mazzey wstał i przyjął swoją urzędową postawę. - To było oficjalne przesłuchanie w sprawie wypadku na "Hermesie". Wkrótce będzie pani mogła opuścić pokład. Zupełnie nie zważając na jej zaskoczone spojrzenie ruszył w stronę drzwi. - A co z resztą załogi "Hermesa"? Dlaczego nie chcecie mi powiedzieć co się z nimi stało? - Zostali albo zostaną przetransportowani przez inne statki. - Więc oni nie są tutaj? - Nie. Standardowa procedura zakłada rozdzielenie ludzi biorących w zdarzeniu aby uniemożliwić wzajemne kontaktowanie się i w ten sposób zachować obiektywność zeznań. Teraz niech pani odpoczywa, zobaczymy się jeszcze przed dotarciem na Ziemię. Wyszedł nawet nie spoglądając w jej stronę. Została sama ze swoimi myślami, wspomnieniami i wątpliwościami. Ze wzrokiem wbitym w sufit jeszcze raz analizowała wszystkie wydarzenia ostatnich dni. O ile one rzeczywiście miały miejsce przed kilkoma dniami, bo zupełnie straciła rachubę czasu, a pokoje, w których do tej pory przebywała były pozbawione jakichkolwiek urządzeń mogących rozwiać jej wątpliwości. Pomost wychodzący daleko poza obręb stacji orbitalnej zbliżał się z dużą prędkością. Być może nawet zbyt dużą, ale w końcu była na pokładzie jednostki wojskowej, a nie starego 26 "Hermesa". Sądziła, że widząc w dole pokrytą obłokami planetę składającą się z granatowych i zielonych plam będzie czuła ulgę, ale było wprost przeciwnie. Być może była to wina nieprzespanej nocy, a może po prostu dręczącej ją myśli o pozostałych członkach załogi, ale miała uczucie zmęczenia. Zmęczenia i jednocześnie podenerwowania. Po głowie chodziły jej myśli, których się bała. Zupełnie jakby ktoś na pokładzie tego statku był w stanie czytać w jej głowie i wywlec na światło dzienne wszelkie obawy, jakie zapełniały ciemne zakamarki jej umysłu. Dopiero kiedy weszła do wnętrza jasno oświetlonego korytarza wypełnionego wielojęzycznymi tablicami witającymi przybyszy na Ziemi poczuła się nieco lepiej. Spojrzała przez jeden z wielu iluminatorów na smukły kadłub "Foreignera" i przyspieszyła kroku. Zastanawiała się jeszcze czy dobrze zrobiła nie mówiąc wszystkiego Mazzeyowi. W końcu wystarczy, żeby porównali jej zeznania z zeznaniami Jacka albo Mendeza i wszystko się będzie już jasne. Chyba, że... Doszła do recepcji i po okazaniu identyfikatora zajęła miejsce w jednym z wielu foteli w poczekalni. Za pół godziny na stację wróci prom po kolejnych ludzi wracających gdzieś stamtąd i zabierze ich na dół. Rozluzniła się czując wokół miękki dotyk materiału, którym były wyłożone siedzenia. Położyła głowę na zagłówku i patrząc w wielkie ekrany prezentujące obrazy z najciekawszych wydarzeń ostatnich miesięcy starała się wyciszyć swoje myśli. Nie dawało jej spokoju to, że gdyby rzeczywiście przesłuchali resztę załogi, to od razu wiedzieliby, że nie powiedziała im wszystkiego, a wtedy raczej nie puściliby jej wolno. Chyba, że tylko ona przeżyła, co tylko potwierdzałoby przypuszczenia Jacka. Ale to już nie jest ważne. Za godzinę będzie na dole, wtopi się w tłum, albo jeszcze lepiej zaszyje gdzieś w górach, a planety i gwiazdy będzie widziała co najwyżej przez teleskop albo na zdjęciach w gazecie. Stanley Rockport. Tak się nazywał człowiek, którego szczątki znalezli w lądowniku. To, co było dalej już nie miało większego znaczenia. To nazwisko znał każdy, kto kiedykolwiek miał styczność z Kosmosem. Słyszeli o nim i mechanicy w dokach i kapitanowie statków - Rockport przeszedł już do legendy. Miał za sobą kilkadziesiąt lotów, i to jeszcze w czasach, kiedy statki nie były tak bezpieczne jak teraz. W czasie jednej z podróży natrafił na coś dziwnego i powiadomił o tym swoich przełożonych, a przy okazji dziennikarzy. Wtedy jeszcze każdy kto latał w Kosmos był bohaterem, a nie zwykłym robolem, a ktoś, kogo nazwisko w dodatku pojawiło się w mediach stawał się automatycznie wzorcem dla milionów dzieci na Ziemi i jej koloniach. 27 To, co zobaczył, to były wojskowe statki krążące nad jedną z planet i zawzięcie ją bombardujące. Sonda Rockporta zarejestrowała moment, kiedy jeden ze statków spada na powierzchnię i rozbija się. Wojsko musiało przyznać, że takie coś miało zdarzenie. Natychmiast wysłano ekipy ratunkowe, ale dopiero po kilku dniach w telewizji można było zobaczyć uratowanych rozbitków. Dowództwo przyznało, że prowadzili tam manewry i przez błąd pilota doszło do wypadku. Rockford jednakże jeszcze raz powrócił na pierwsze strony gazet, kiedy okazało się, że ma nagranie tego, co działo się na planecie po katastrofie, ale nigdy nie udało mu się dostarczyć go na Ziemię. Niektórzy mówili, że tamten statek został pochłonięty przez coś, co wyglądało jak krater wulkanu, inni, że już na powierzchni kadłub opadły małe zwierzątka i po prostu porozrywały go na części wystawiając załogę na działanie trującej atmosfery. Ta bajka miała jeszcze wiele zakończeń, ale morałem każdej było to samo - nikt, nawet wojsko, nie wie co się kryje na wszystkich planetach. Nikt z ludzi myślących nie dał się nabrać na to, że statki wysłane na ratunek naprawdę zabrały jeszcze jakichś rozbitków, ale też nikt nie był na tyle odważny, żeby powiedzieć to głośno. I chyba dlatego Jack postanowił, że potraktują ten identyfikator kwasem, żeby nie dało się go odczytać i wszyscy dla własnego dobra zapomną, że go wiedzieli. I chyba dlatego wszyscy tak łatwo wpadli w panikę, kiedy okazało się, że to coś miało szansę przedostać się na pokład. Nad jej głową odezwał się brzęczyk, a na ekranie pojawił się napis "Prom zadokował. Prosimy o przejście do tunelu C". Wstała i ruszyła w ślad za grupką hałaśliwych górników i jakąś kobietą z dzieckiem. Przekraczając próg śluzy prowadzącej na pokład promu poczuła lekkie ukłucie w tylnej części głowy przypominające o siniaku, który zabrała jeszcze z "Hermesa". "Roślina?" pomyślała. "A od kiedy to rośliny walą ludzi po głowie?" KONIEC KSI%7łKI 28
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|
|
|