[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieznacznie głowę. Szybko wrócił do poprzedniej pozycji, zamykając przy tym oczy, aby uspokoić rozkołysane niebo i ziemię. Pózniej, poprzez rozsadzające głowę dzwonienie dotarł do niego hałas, intrygujący na tyle, że mimo mdłości zdecydował się jeszcze raz otworzyć oczy. Bestie przyprowadziły nowego jeńca. Sądząc po stroju, musiał to być Koczownik. Jego również rozciągnięto na ziemi obok Forsa. Bestie uraczyły go kilkoma potężnymi kopniakami, po czym odeszły, wygrażając więzniom zaciśniętymi pięściami. Umysł Forsa ogarnął zamęt. Głowa zaczęła mu ciążyć, nie był w stanie zebrać w całości rozpełzających się we wszystkie strony strzępków myśli. Ich miejsce zajmował coraz bardziej ból, wypełniając bez reszty umęczone ciało. Leżał nieruchomo wsłuchany w siebie, próbując zwalczyć cierpienie. W pewnej chwili z odrętwienia wyrwał go przenikliwy pisk. Kątem oka dostrzegł, jak nowo przybyła Bestia z westchnieniem ugii ściąga z pleców wiklinową klatkę z miotającymi się wewnątrz dużymi szczurami i stawia ją opodal. Pozbywszy się ciężaru, odgięła do tyłu przygarbiony kark, po czym dołączyła do rozciągniętej pod pobliskim drzewem czwórki kompanów. Rozległy się przypominające szczekanie, gardłowe dzwięki mowy, która dla Forsa była zupełnie niezrozumiała. W szczelinach pomiędzy prętami kosza raz po raz zapalały się czerwone iskierki małych, dzikich oczu, wpatrujących się w niego przenikliwym, inteligentnym spojrzeniem. Inteligencję gryzoni zdawało się również potwierdzać ich zachowanie. W chwili gdy rozległ się pisk, zwierzęta cichły i nieruchomiały, wsłuchując się jakby w padające polecenia, czy komentarze. Jak długo trwały te wzajemne oględziny? Czas w swym normalnym wymiarze przestał dla Forsa istnieć. Bestie rozpaliły ogień i umieściły nad nim krwawe strzępy mięsa, niektóre wciąż jeszcze pokryte końską skórą. Gdy w powietrzu rozszedł się zapach pieczeni szczury oszalały, skacząc po klatce z sięgającym granic słyszalności cienkim piskiem, co jednak zupełnie nie poruszyło ich ucztujących panów. Dopiero po skończonym posiłku jeden z nich podniósł się, podszedł do kosza i potrząsając nim, krzyknął coś głośno. Zwierzęta uspokoiły się, a po chwili pomiędzy prętami ponownie ukazały się przekrwione oczy - złe, głodne oczy, pożądliwe wpatrzone w więzniów. W umyśle Forsa zaczęło kiełkować straszliwe podejrzenie. Chłopak chciał przekonać siebie samego, że jego domysły są nieprawdziwe, że to, co podsuwa mu wyobraznia jest tylko wytworem udręczonego cierpieniem mózgu. Przecież to niemożliwe, aby Bestie chciały dać ich szczurom na pożarcie. Nie chcąc dopuścić tej myśli do świadomości, czuł narastającą wewnątrz panikę. Wie, że jeśli się załamie i uwierzy, to przestanie nad sobą panować. Jak jednak nie uwierzyć, gdy te przeklęte szczury patrzą i patrzą. Od czasu do czasu widział błyski pazurów i drobnych białych zębów. Najgorsze jednak były te czujne, bez chwili wytchnienia patrzące oczy. Nie działo się nic i tylko wydłużające się coraz bardziej cienie wskazywały upływ czasu. Zrobiło się pózne popołudnie, gdy do obozu dotarła ostatnia grupa Bestii, przyprowadzona przez wodza całej wyprawy. Nie był to wyższy od pozostałych członek plemienia, niemniej widoczna na każdym kroku pewność siebie oraz nie pozbawiona arogancji wyniosłość sprawiały, że zdawał się górować nad pobratymcami. Część twarzowa łysej czaszki nie wyróżniała się niczym niezwykłym w stosunku do pozostałych osobników - takie same wydłużone, wąskie szczęki z mnóstwem ostrych kłów, tak samo umieszczone szparki nozdrzy, takie same oczy ukryte pod grubym wałem kostnym. Natomiast tylną część głowy tworzyła, kryjąca mózg, kulista puszka, przynajmniej o połowę przewyższająca rozmiarami czaszki reszty hordy. W wyrazie oczu przywódcy czaiła się jakaś przebiegłość, coś, co sprawiało, że patrzył na świat inaczej i widział więcej, niż zwykła Bestia. Choć tudno byłoby go nazwać człowiekiem, widać było
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|