WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Paulina miała dwadzieścia dwa lata, Harry był o rok starszy, robił właśnie doktorat, osiągnięcia i ambicje
uderzały mu do głowy. Co wieczór padali na łóżko w jakimś marnym pokoju w motelu i dziko się kochali.
Paulina budziła się o dusznym świcie w zmiętej pościeli, cuchnącej seksem i słyszała za oknem głosy dzi-
wacznych ptaków. Pewnej nocy o trzeciej nad ranem, gdzieś w Kolorado, Harry powiedział:
- Pobierzemy siÄ™ jesieniÄ…, dobrze?
Leżał, paląc papierosa po orgazmie, jego dłoń spoczywała przyjaznie na jej kroczu.
- Oszalałem na punkcie tego kraju - oznajmił. - Pewnego dnia zostanę tu na dobre.
Paulina wyłącza wiadomości czwartego programu i wygasza świat. Teraz jest znowu sama z odgło-
sami nocy, z odległym hukiem jakiegoś samolotu, z wiatrem w gałęziach jabłoni. Powierza Harry'ego tam-
tej nocy w Kolorado, przeszło trzydzieści lat temu. Słyszy, że w sąsiedztwie otwiera okno ktoś, kto także
nie może zasnąć.
R
L
T
Rozdział piąty
- Przygody Robin Hooda były istotnie idiotyczne - mówi Teresa. - Szło się przez las, a różni prze-
bierańcy wyskakiwali nagle zza drzew i wypuszczali strzały jedni do drugich.
- Trafiali w nich?
- Och, nie. Ale i tak to nie były prawdziwe strzały. James podniósł jedną, miała końcówkę z gumy.
Były też konie, co się podobało Luke'owi. No i Maurice, oczywiście, wydawał się zachwycony.
- Pewnie z naukowego punktu widzenia?
- O tak. Całą jedną część poświęca bijącym rekordy turystycznym atrakcjom.
Paulina jedzie z Teresą do Hadbury. Teresa chce kupić nowy przeciwsłoneczny kapelusik dla
Luke'a i coś do gospodarstwa. Paulina musi zaopatrzyć się w papier do faksu. Chce także wymienić pęk-
niętą szklaną półeczkę w szafce w łazience i kupić nowy opiekacz. W Hadbury dostaną wszystko, czego im
potrzeba. Luke zasnął sobie wygodnie w foteliku na tylnym siedzeniu, gdy tylko skręcili z bocznej drogi w
World's End na główną szosę. Odtąd jadą wzdłuż pól kiełkującego zboża, sadzonek brukselki, rzepaku,
rozciągających się ugorów koloru ochry, mijają wioski, stacje benzynowe, bary pod nazwą  Zadowolony
Smakosz", aż w końcu docierają do labiryntu szos i znaków drogowych informujących, że przybyły do
miasta, gdzie odbywa siÄ™ jarmark.
Hadbury jest uchwycone w imadło okrężnych dróg, obwodnic i przemysłowych zakładów. W cen-
trum tego obszernego układu - objazdów, dwupasmowych dróg dla ciężarówek i całych akrów parkingów -
przykucnęło samo miasto ze swoją dzielnicą handlową, dwoma kościołami, główną ulicą zadbanych
osiemnastowiecznych domów, z których większość zajmują teraz banki lub towarzystwa budowlane. To
jądro jednak zostało usunięte w cień przez satelitę - imperium, starannie poprzedzone drogowskazami na
każdym oddalonym objezdzie: Willow Way Industrial Estate, Oxpens Hypermarket, Meadowlands Trading
Estate. Przestronnie tu, dużo miejsca - błyszczące sawanny parkingów okrążone farmerskimi magazynami:
Tesco, Allied Carpets, Comet, Homecare. Jak gdyby pierwotne miasto zostało teraz otoczone ochronnym
cordon sanitaire handlu, zakonserwowane jako osobliwość, jakkolwiek opatentowana przeszłość nie jest
towarem na sprzedaż.
To do tego zdyskredytowanego centrum zmierza Paulina, ignorując wabiące sawanny parkingów.
Znajduje miejsce do zaparkowania. Luke zostaje przeniesiony z samochodu do wózka i kobiety wyruszają
do firm Businessline i Mothercare, które zostały wchłonięte przez rozrastający się Buttermarket. W Had-
bury panuje ożywiony ruch nawet w poniedziałkowe przedpołudnie. W samym centrum ulice zamknięte
dla ruchu kołowego roją się od przechodniów. Większość z nich to kobiety, w większości młode, wiele z
nich pcha wózki. Paulina i Teresa doskonale się tu wpasowują, wszędzie dokoła podobne grupki: matka,
córka i małe dziecko na zakupach. Ze wszystkich stron niemowlęta w wózeczkach śpią z rozrzuconymi
rączkami, osłonięte przed słońcem, spoglądają władczo znad poduszek ozdobionych falbankami albo zwi-
sają w szelkach na ramieniu matki, podczas gdy większe plączą się po chodniku.
R
L
T
- Myślałam, że mamy właśnie problem z malejącym przyrostem ludności - zauważa Paulina.
Teresa zgadza się, że w Hadbury tego nie widać.
- Może na wsiach jest inaczej.
- Aha - potwierdza Paulina. - Znowu klęska wielkomiejska.
Bo wygląda na to, że coś się dzieje z rozrodczością. Stan liczebny spermy u europejskiego męż-
czyzny wyraznie się obniżył. Młode kobiety nie zachodzą już w ciążę w rezultacie jednego ciepłego spoj-
rzenia. Przynajmniej niektóre młode kobiety. Znajome Teresy między dwudziestym a trzydziestym rokiem
życia żeglują bezdzietnie, a wpadają w panikę, kiedy stuknie im trzydziestka. Płodne lata odpływają, a te-
raz, kiedy dojrzały do macierzyństwa, nic się nie dzieje. Miesiąc za miesiącem, a one nie zachodzą w ciążę.
Najwyrazniej to wina pigułki. Zwietnej, wspaniałej pigułki, która obnażyła zęby i okazała się niebezpiecz-
na dla kobiet, choć niegdyś je chroniła.
- Słuchajcie - mówi Paulina do Teresy i jej znajomych - sądzicie, że macie problemy? A możecie
sobie wyobrazić, jak to było z nami? Zawsze jak na rozżarzonych węglach, żeby nie zajść w ciążę. Spraw-
dzać majtki co pół godziny, bo period spóznił się o jeden dzień. A potem przyszła pigułka i od razu zaczęło
się mamrotanie, że spowoduje zakrzepy i umrzecie przed czterdziestką. Trzeba było więc wybierać między
dzieckiem a wczesną śmiercią. Niektóre z nas nigdy nie brały pigułki.
A one patrzą na nią bezmyślnie. Paulina widzi, że atmosfera niepokoju jest tak zmienna jak kra-
wiecka moda. Nie mają nawet pojęcia, jaką wagę miały niegdyś słowa: jestem w ciąży. Bojazliwie wy-
szeptane przyjaciółce. Wyznane ojcu dziecka. Trzeba było przyznać się w klinice i lekarzom w gabinecie.
Teraz młode kobiety, kiedy są w ciąży, mówią o tym głośno i wyraznie. To forma fizyczna, nie stan umy-
słu.
- Jestem w ciąży - mówi Harry'emu.
Harry patrzy na nią. Z wyrazu jego twarzy nie może odgadnąć, co myśli lub czuje. Równie dobrze
mogła mu oznajmić, że wychodzi do sklepu na rogu.
- Jesteś w ciąży? - powtarza Harry. - No, no, no. Co się stało?
Są małżeństwem od jedenastu miesięcy.
- Co się stało! Na miłość boską, co masz na myśli?
- Przecież używałaś diafragmy, prawda?
Patrzy na niego zdumiona. Nagle zdaje sobie sprawę, że ona mówi o jednej sprawie, a on o drugiej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates