WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ne. Mili mężczyzni są cudownym zjawiskiem; przy czym miły nie znaczy wcale nudny. Tak
jak podniecający i emocjonujący nie oznacza dobry. Zresztą emocje też są dobre tylko do
czasu - kto chciałby się wiecznie czymś emocjonować, nawet jeśli miałyby to być tylko po-
zytywne uczucia? Każdy potrzebuje przecież trochę spokoju i harmonii. Wydaje mi się, że
Karolina też to zauważyła, bo ciągle gładzi swój koński ogon, kręci sobie na palcu włosy,
przewraca oczami i mocno gestykuluje. Każdy ekspert od mowy ciała miałby niezłą ucie-
chę, patrząc na nią. Karolina najwidoczniej zmieniła obiekt zainteresowania. Tymczasem ja
znowu czuję dotyk ręki Luke'a na swoim ramieniu.
- Jesteś mężatką? - pyta mnie cicho.
Jego głos brzmi tak, jakby zamierzał mnie zbałamucić i uwieść. Na szczęście pytanie
jest lekko otrzezwiające. Co to ma znaczyć? Czy on chce najpierw ocenić swoje szanse, za-
nim poprosi mnie o wyjście z nim z lokalu? Czyżby inwestował tylko w kobiety, które są
samotne? Zrobił dla Britty wyjątek jedynie ze względu na  podwójne D"?
- Tak, ale dlaczego chcesz to wiedzieć? - odpowiadam trochę zdenerwowana.
- Zaraz zobaczysz! - mówi i szczerzy się do mnie w swoim legendarnym uśmiechu.
Zęby jak z Hollywood - równe i białe niczym perełki.
R
L
T
- Chodz, Schnidt, zaczerpniemy trochę świeżego powietrza! - szepcze mi do ucha i
wstaje.
Zwracanie się do kobiet po nazwisku jest może niezbyt szarmanckie, ale, jakby odru-
chowo, również wstaję. Luke bierze mnie za rękę i razem idziemy do wyjścia. Nie tylko
Karolina patrzy za nami. Samo przejście przez salę warte jest obejrzenia tego, co on chce mi
pokazać przed lokalem - obojętne, co miałoby to być. W klasowym rankingu skaczę na nie-
botycznie wysoką pozycję. Kobieta, która przyciągnęła uwagę Luke'a, musi być niezwykła.
Są rzeczy, które nigdy się nie zmieniają. Choćby z tego powodu delektuję się swoim wystę-
pem. Naturalnie, że mogłabym się zdobyć na mały przejaw niezależności i zapytać:  A cóż
ja miałabym z tobą robić na zewnątrz? Te czasy definitywnie minęły. Mnie to już nie kręci".
Nie jestem jednak do tego zdolna. Na dworze jest ciemno i Luke przyciÄ…ga mnie do siebie.
- Andrea - mówi - zawsze cię lubiłem.
- Ach tak - odpowiadam tylko i myślę:  Dlaczego nigdy tego nie zauważyłam?".
Ale przynajmniej zwrócił się do mnie po imieniu.
- Mam tu coś, co wszyscy chcieliby mieć - mówi dalej i klepie się po kieszeni spodni.
Cóż, to już jest mało eleganckie, a nawet żenujące. Powiedziałabym: niewątpliwy
przejaw zarozumialstwa. Co ma znaczyć to poklepywanie się? W jego spodniach nie może
być nic więcej oprócz penisa. A nawet jego penis jest tylko penisem. Nie mówię, że nie ma
różnic, ale mężczyzna, który ma takiego bzika na punkcie swojego przyrodzenia i niczym
sześciolatek permanentnie je eksponuje, jest żałosnym palantem. Teraz powinnam obrócić
się na pięcie i wrócić na salę, ale on przyciąga mnie do siebie coraz mocniej.
- Britta i jej mąż już w to weszli, może twój mąż też miałby ochotę. Ty oczywiście też
możesz, jeśli chcesz. Albo wszyscy razem! Obojętnie jaka gra - mówi mi, rozochocony za-
wartością swojej kieszeni w spodniach.
Boże, jakie to obrzydliwe! Czy on nie proponuje mi trójkącika? Czy piękny Luke jest
bi? Dlaczego Britta mnie nie ostrzegła? Właściwie powinnam mu przyłożyć. Najbardziej
nieapetyczna propozycja, jaką kiedykolwiek dostałam! A właściwie dlaczego nie? Zrobię to.
Zamachnę się i przyładuję mu kilka razy. Wspaniale wymierzony policzek. Słychać tylko
plask, wyrazny, nasycony dzwięk, mam uczucie, że na to właśnie zasłużył. Nie tylko za ten
dzisiejszy występ, ale za wszystkie lata ignorancji. Chcę pobiec w stronę lokalu, ale on mnie
zatrzymuje.
R
L
T
- Schnidt, coś nie w porządku z tobą? - wydziera się na mnie. - Ciesz się, że nie biję
babek, bo inaczej byś tutaj nie stała. Szaleju się najadłaś czy co?
Luke okazuje siÄ™ stuprocentowym prostakiem. Brawo!
- Ty obrzydliwy gnojku! - wrzeszczę na niego. - Jeśli myślisz, że mógłbyś mnie i mo-
jego męża wciągnąć do tego wyuzdanego towarzystwa, grubo się mylisz. Nie dorastasz mo-
jemu mężowi do pięt! - wpadam w prawdziwy szał.
- Do jakiego wyuzdanego towarzystwa? - pyta Luke i patrzy na mnie zupełnie zbara-
niały. - Dlaczego miałbym wciągać ciebie albo nawet twojego męża do łóżka? Gdybym
chciał kiedykolwiek się z tobą przespać, już dawno bym to zrobił.
Myślę, że jeden policzek to dla niego stanowczo za mało. On potrzebuje porządnego
lania. Niestety, nie uczyłam się sztuk walki. Co za wstrętna kreatura. Jakie to upokarzające!
 Gdybym chciał kiedykolwiek się z tobą przespać, już dawno bym to zrobił". O Boże, nie-
nawidzę tego typka! Jak mogłam być ślepa tyle lat? Sama powinnam sobie przyłożyć, i to
nie raz. Obrzydliwy dziad!
- Britta nie powiedziała ci, co mam do zaproponowania? - pyta już trochę spokojniej i
ciągnie mnie za rękę.
- Zostaw mnie, ty dupku! - zniżam się do jego poziomu słownictwa.
- Chodzi o bilety na mistrzostwa świata. Mam całą pulę i jeśli miałabyś ochotę -
krzyczy na mnie, wyciÄ…gajÄ…c rulonik z kieszeni spodni.
Nie wierzę własnym oczom!  Britta, ty małpo, mogłaś mi powiedzieć". Sprawiała
wrażenie, jakby nie wiadomo co między nimi zaszło, a tymczasem kupiła od niego bilety na
mundial. Ten palant jest dealerem biletów na mistrzostwa. Skąd on je ma?
- Za tysiąc euro możesz dostać bilety nawet na mecz inauguracyjny - robi się troszkę
milszy i wreszcie puszcza moje ramiÄ™.
- Wsadz je sobie, wiesz gdzie - syczÄ™ i korzystajÄ…c z okazji, zostawiam go samego
tam, gdzie stoi.
Z twarzÄ… czerwonÄ… jak burak wracam do stolika. Karolina podnosi z zaciekawieniem
głowę i patrzy na mnie pytająco.
- Zapomnij - mówię tylko i mam nadzieję, że mój głos nie brzmi zbyt szorstko.
Jakoś nie mam ochoty dalej o tym myśleć. Chyba najwyższy czas wracać do domu.
Ingmar też już wyszedł. Karolina powiedziała mi, że jutro rano wyjeżdża. Leci swoim pry-
R
L
T
watnym samolotem do Nowego Jorku. I znów postawiłam na niewłaściwego konia, wysta-
jąc z jakimś babiarzem przed lokalem, gdy tymczasem ona ma za sobą niezły połów. Posta-
nawiamy niedługo znów się spotkać. Karolina na pożegnanie jeszcze raz oferuje mi zakup
karmy dla psa po cenach hurtowych. WychodzÄ™, nie uraczywszy Luke'a ani jednym spoj-
rzeniem. Jego mit raz na zawsze legł w gruzach. Ale sama impreza rocznika była niezła.
Kiedy wracam do domu około pierwszej w nocy, Christoph jeszcze nie śpi.
- I jak było? - pyta uprzejmie. - Dobrze się bawiłaś? Wstydzę się. Choćby z tego po-
wodu, że wyszłam z tym durniem Luke'em przed lokal. Ale numer z poncho wydaje się z
kolei bardzo zabawny. Cholera jasna! Zostawiłam moje zasiusiane poncho w Domu Miesz-
czańskim!
- Było całkiem miło - mówię i opowiadam dalej obojętnym tonem, że jeden z daw-
nych kolegów z klasy miał do sprzedania bilety na mundial.
- Super! - mówi Christoph. - Wspaniale! Zamówiłaś jakieś dla mnie?
Kręcę przecząco głową.
- Nie, przecież ty nie szalejesz za piłką nożną - odpowiadam.
Christoph jest przerażony.
- Bilety na mundial to rarytas. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakbym triumfował w
kancelarii! Zadzwoń do niego, wezmę dwa. Obojętne, na który mecz. Mógłbym zaprosić
Langnera.
Wolę bez narkozy dać wyciąć sobie ślepą kiszkę niż zadzwonić do Luke'a, ale akurat
tego nie mogłabym wytłumaczyć Christophowi bez opowiedzenia mu dalszych szczegółów
tej porażającej historii.
- Spróbuję go złapać - mówię i obiecuję zadzwonić jutro rano.
Poza tym nigdy nie pójdę już na spotkanie rocznika. Mogę upokarzać się w inny spo-
sób.
Spózniam się dwie minuty do przedszkola. Mark stoi już ubrany przy drzwiach. Jak
taki mały, żywy wyrzut sumienia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates
    clude("s/4.php") ?>  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates