[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Owszem. Musisz odpocząć. Abby była przyzwyczajona sama decydować o tym, się daleko od Joego Skaggsa i zabiorę ze sobą mustangi. tylko pracuje się z końmi, ale i pomaga przychodzić na Pomyślał, że sam powinien posłuchać tej porady. Dotyk Abby podziałał na niego tak mocno, że chwilowo Gray nie był w stanie się uspokoić. A przecież musiał. Miał obowiązki zarówno względem Abby, jak i swoje go plemienia. Popatrzyła na niego zielonymi oczami, nieco oszoło miona. Widocznie i dla niej ich fizyczny kontakt był zdarzeniem szczególnym. - Dziękuję za pomoc... - wypowiedziała z trudem. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Przez chwilę my ślała, że Gray będzie ją całował, ale teraz patrzył na nią tak poważnie... Czyżby tylko wyobrażała sobie, że mię dzy nimi coś się rodzi? Nigdy w życiu nie była z mężczyzną i nie pragnęła żadnego, a jednak teraz była pewna, że dzieje się z nią coś wyjątkowego, coś, co ma związek z Grayem. Chcia ła być przy nim, pragnęła, żeby ją tulił i całował. Nie potrafiła stwierdzić, czy on pragnie tego samego. - Zejdźmy ze słońca - odezwał się. Uniósł ciężką zasłonę, która zastępowała drzwi. Wpadające przez otwory w dachu słońce oświetlało wnętrze chaty. - Ściągnij buty - powiedział Gray, zdjąwszy swoje przed wejściem. Abby posłusznie pozostawiła buty przed chatą. Prze szła przez próg i wciągnęła w nozdrza zapach drewna, skóry i wygaszonego ogniska. Podobało jej się w chacie Graya. Robiła wrażenie kiedy powinna odpocząć, ale nie sprzeczała się. Patrzyła na Graya, który zsiadł pierwszy. Podziwiała go. Był taki smukły, poruszał się tak sprężyście, naturalnie, swobod nie. Prawdziwy syn ziemi. Silny, cenił honor, kochał konie... Żałowała, że Gray nie rozumie jej miłości do ziemi. A przede wszystkim tego, że nie będzie go w jej pobliżu przez następne kilkanaście lat i nie będzie mog ła go podziwiać. Gray nie wiedział, czy to dobrze, że zajechali tak daleko od zabudowań rancza, ale Chuck uważał, że lepiej, żeby Abby nie jeździła swoimi zwykłymi ścież kami. Potencjalny napastnik, który znał jej zwyczaje, mógł czaić się gdzieś w pobliżu. Abby zaczęła zsiadać z konia, ale poczuła dotkliwy ból. Usiadła więc z powrotem, rozzłoszczona. - Pomogę ci - zaofiarował się Gray. Popatrzyła na niego gniewnie, ale on uśmiechnął się, położył dłoń na jej ramieniu i powiedział: - Rozluźnij się, oddychaj spokojnie i głęboko, zamknij oczy; myśl o czystym po wietrzu, które wdychasz i które cię uzdrawia. Zrobiła, jak jej polecił. Wyciągnął ręce, a ona zsunęła się z siodła prosto w jego ramiona. Nie chciał jej puszczać, pragnął tulić ją, całować, pieścić... Przycisnął ją mocno do serca. Napięła mięśnie i otworzyła oczy. - Gray... Puścił ją, zmieszany i rzucił: - Oddychaj głęboko i postój chwilę spokojnie. prawdziwego domu. Izba była tylko jedna, nie za duża ani nie za mała. Obok pieca stał stół i dwa krzesła, w kącie pod ścianą - prycza, na której leżało mnóstwo skór i futer. W innym kącie stały puszki z jedzeniem i pojemniki z wodą. - Bardzo wygodnie urządzona - pochwaliła szcze rze Abby. - Całkowicie mi wystarcza. - Gray był z siebie dumny. - Zbudowałeś ją całkiem sam? Skinął głową i wskazał ręką krzesło. - Muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem - oz- najmiła Abby. - Podczas studiów pomagałem z kilkoma Komań czami budować domy dla najbiedniejszych członków naszego plemienia. Nabrałem doświadczenia i posta wienie własnej chaty poszło mi łatwo. Zastanawiam się nawet, czy nie założyć sobie bieżącej wody. Wodociąg poprowadziłbym od źródła, które jest niedaleko w lesie. - A propos wody, chętnie bym się napiła. - Poczekaj, księżniczko. Zaraz ci przyniosę. Gray wyszedł i po chwili wrócił z kanapkami i ma nierką, które przywieźli ze sobą. Myśląc o Abby, zapo mniał o jedzeniu. - Zaraz pójdę do źródła i przyniosę więcej wody. Jest niezwykle czysta, chłodna i smaczna. Abby zaczęła jeść, a on wziął wiadro i wyszedł. Zna
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plbialaorchidea.pev.pl
|