WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zdała sobie sprawę również z czegoś innego. Twarz
Connora jakby zastygła, uśmiech znikł. Co jest, u licha?
- pomyślała, słuchając, o co pyta pani Blake.
- Przykro mi - powiedziaÅ‚a do sÅ‚uchawki. - Wyje­
chała na weekend. Nie oczekuję jej z powrotem
wcześniej niż jutro rano. Jeśli on przy tym obstaje, to
mogę podać numer przyjaciół, u których się zatrzymała.
Twarz Connora przybrała wygląd granitowej maski.
Nawet Jordan zdawał sie tym zaintrygowany.
- Hej, Connor - powiedział niepewnie. - Chcesz
zobaczyć moje dinozaury?
KLUCZ DO MIAOZCI
59
Connor wyciągnął rękę. Gest był tak szorstki, że
Jordan zamilkł.
- Tak mi przykro. Co mówi lekarz? Tak, sądzę, że
nawet ktoś równie uparty jak pan Blake będzie
musiał prędzej czy pózniej się z tym pogodzić. Ale
rozumiem, że to dla pani cios. Czy na pewno mam
nic nie mówić Caroline? Chętnie to zrobię, jeśli pani
zmieni zdanie. Proszę na niego uważać, pani Blake.
Do widzenia.
Ledwie odwiesiła słuchawkę, Connor gwałtownie
wstał od stołu.
- Chodz, Jordan - powiedział krótko. - Przyjrzyjmy
siÄ™ twoim dinozaurom.
Znikli szybko, a Maggie została, gapiąc się za nimi
w zaskoczeniu. Głośno zamknęła usta i wróciła do
stosu kukurydzianych placuszków. SkoÅ„czyÅ‚a kucha­
rzenie i zaczęła przenosić naczynia i sztućce do salonu.
Wkrótce duży stół był nakryty i zastawiony apetycznym
zestawem sosów i przypraw. Connor znowu sprawiał
wrażenie osoby niemal całkowicie znośnej towarzysko.
Niemal. Czuła promieniujące od niego napięcie,
chociaż wyraznie starał się je złagodzić. Pomyślała, że
przynajmniej na apetyt nic mu nie szkodzi. Właśnie
robił na pierwszej porcji placuszków spore piramidy
z mięsa, sosu, sałaty, śmietany i sera. Maggie wydawało
się natomiast, że nic nie będzie w stanie zjeść. Jej
żołądek jakby się skurczył pod wpływem niepokoju.
Mężczyzna, który pociągał ją z taką siłą, okazywał
się przy każdym spotkaniu coraz bardziej tajemniczy.
- Wspaniałe - powiedział między kęsami. - Najlepszy
niedzielny obiad, jaki jadłem od lat.
- Gdzie zwykle jadasz obiad w niedzielę? - spytała,
nie mogąc powstrzymać ciekawości. - Masz tu w okolicy
rodzinÄ™?
- Nikogo, o kim warto by mówić. Zwykle spędzam
niedziele na dłubaninie w moim warsztacie.
KLUCZ DO MIAOZCI
60
- Jakiej dłubaninie? - zainteresował się Jordan.
- Widzisz, dziecko, dookoła są złodzieje, którzy
potrafią sobie dać radę z każdym rodzajem zamka.
TraktujÄ™ to jako rodzaj wyzwania i dlatego od lat
poświęcam wiele czasu na wymyślanie rzeczy, z którymi
nie dadzÄ… sobie rady.
- Zabezpieczenia samochodów? - spytała Maggie.
- W większości zabezpieczenia domów - odparł.
- Wynalazłem kilka zgrabnych drobiazgów, jeśli wypada
mi się tak chwalić.
- To śmieszne - zadumała się. - Nie widziałam
nigdy kogoś równie wolnego i używającego swobody
jak ty. Nawet twoja kuchnia ma cztery koła. A przecież
z wyboru poświęcasz wiele czasu staraniom, by śliczne,
bezpieczne domy różnych ludzi byÅ‚y jeszcze bezpiecz­
niejsze.
- To jest śmieszne, kiedy mówi się o tym w ten
sposób - powiedział cedząc słowa. A potem, jakby
zainteresowanie logicznie wynikało z tego zdania,
spytał: - Czy telefon przed chwilą oznaczał jakieś
problemy?
- Tymczasem jeden problem z serii, która musi się
zacząć. Tego się w każdym razie obawiam - westchnęła.
- Ale dla ciebie to na pewno zbyt światowe sprawy.
- Może nie - odpowiedz zabrzmiała obojętnie, ale
Connor ciężko się napracował nad tym tonem.
- Wyglądałaś na dosyć zmartwioną. Po prostu
zainteresowało mnie, co się stało.
- To długa historia - ucięła i wtedy włączył się
Jordan, wyraznie zniecierpliwiony okrężnymi drogami,
którymi matka dąży do sedna spraw.
- To wujek Blake - wyjaśnił. - Nazywam go
wujkiem Blake'em, chociaż tak naprawdę nie jest
naszym krewnym. Razem z moim dziadkiem założyli
firmę, pewnie już ze sto lat temu.
- Prawie - poprawiła Maggie z uśmiechem. - W fir-
KLUCZ DO MIAOZCI
61
mie właśnie świętowano czterdziestopięciolecie. To
o niej mówiłam ci w zeszłym tygodniu, Connor.
W rodzinie nazywamy jÄ… Triple I.
- Firma, dla której pracował twój mąż - głos
zabrzmiał dziwnie matowo.
- Tak. Praca w Triple I stanowi rodzaj tradycji
zarówno u Lewisów, jak i Blake'ów. Przynajmniej
tak było do tej pory. Teraz nadeszły trudne czasy dla
firmy.
- Najpierw umarł mój ojciec - powiedział konkretnie
Jordan. - W zeszłym roku umarł dziadek. A teraz
wujek Blake jest chory.
- Ma serce w bardzo złym stanie - wyjaśniła
Maggie. - Przy tym jest niesłychanie upartym, starym
człowiekiem. Widzi, że świat się zmienia, ale niestety
nie chce tego przyjąć do wiadomości.
- Co masz na myśli?
Ton gÅ‚osu Å›wiadczyÅ‚, że Connor nie udaje zacieka­
wienia, chociaż Maggie nie mogła dojść, dlaczego ich
rodzinne interesy tak przykuwajÄ… jego uwagÄ™.
- Pan Blake uważa, że sprawy Triple I powinien
prowadzić Blake albo Lewis. Problem polega na tym,
że jego jedyny syn nie interesuje się firmą, a poza nim
nie ma nikogo, kto mógłby ją przejąć.
- A inne dzieci?
- Jest jeszcze siostra, ale jej nie zajmujÄ… inwestycje.
Co prawda pracuje w firmie, w dziale personalnym,
ale całości nie chce przejmować.
- Chyba nie można mieć do niej pretensji. Ta
robota wyglÄ…da na piekielnie nudnÄ… - mruknÄ…Å‚ Connor,
właściwie do siebie samego.
- Mój tatuś nie uważał, że jest nudną - powiedział
Jordan z wyrzutem.
- Sądzę, że ta praca należy do zajęć, które albo
wciągają, albo wydają się zupełnie nie do wytrzymania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates