WÄ…tki
 
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nym, zajmującym jedną ze ścian kredensie. Nie, nie pomyliła godziny. Najwyrazniej na-
stąpiła zmiana planów, jednak jej zapomniano o tym wspomnieć.
- Och, Boyet, dobrze, że pana widzę! - Kiedy wysoka postać majordomusa mignęła
w holu, Cally poczuła przypływ ulgi. - Książę wydaje dziś o ósmej uroczystą kolację, w
której mam wziąć udział... Ale chyba wybrał jakieś inne pomieszczenie, a ja nie wiem
które. - Bezradnie rozÅ‚ożyÅ‚a rÄ™ce. PaÅ‚ac książęcy na Montéz byÅ‚ wielki; w wiÄ™kszość ko-
rytarzy jeszcze w ogóle się nie zapuściła.
- Przykro mi, panno Greenway - starszy pan uśmiechnął się przepraszająco - ale
najwyrazniej książę zmienił plany w ostatniej chwili. Wiem tyle, że kuchnia nie szykuje
dzisiaj żadnej uroczystej kolacji, a Jego Wysokość właśnie poszedł popływać.
- Pływać? Teraz? - Oniemiała, zrobiła krok w stronę rzędu łukowato zwieńczonych
okien.
Noc nadciągała szybko, na skrzydłach gwałtownej wichury. Nad horyzontem wi-
siała ciężka, ołowiana chmura, barwiąc morze na zimny, stalowy kolor. W szarej po-
świacie zmierzchu fale napierały na skalisty brzeg, niczym korowody gniewnych wo-
jowników.
Leon był gdzieś tam, w ciemności, zdany na łaskę wichru i szalejącego morza...
Cally sama nie wiedziała, kiedy zaczęła biec tak szybko, jak tylko pozwalały jej na to
kilkunastocentymetrowe obcasy eleganckich sandałków. Zdyszana, wpadła do pracowni,
i rzuciła się ku oszklonym drzwiom wiodącym na taras.
- Szukasz czegoÅ›?
Tłumiąc okrzyk zaskoczenia, obróciła się szybko. W półmroku zobaczyła zarys
męskiej sylwetki siedzącej bez ruchu na kanapie. Był cały i zdrowy. Ulga spłynęła na nią
gwałtownie, odbierając siłę, mącąc wzrok.
- Boyet powiedział, że poszedłeś pływać - wyrzuciła z siebie, robiąc kilka chwiej-
nych kroków w jego stronę. Drżącą ręką sięgnęła do włącznika wysokiej stojącej lampy.
Mocny strumień białego światła wydobył z półmroku stojący na sztalugach obraz. Roz-
R
L
T
proszył ciemność na tyle, by zauważyła, że szara koszulka Leona przywiera do jego mo-
krego torsu, a z włosów wciąż spływają strumyczki wody. - Oszalałeś?! - wybuchnęła.
- Wątpisz w moje zdrowie psychiczne, ponieważ odwołałem spotkanie z władcą
pustyni i słynną modelką, jego narzeczoną? - podsunął.
Jego głos ociekał pogardą.
- Pływałeś w taką pogodę! - Jej okrzyk spunktowało uderzenie wichru, od którego
zadrżały szyby. - Nie wystarczy ci jedna blizna?
- Przestałbym ci się podobać, gdybym dorobił się kolejnej? - Uśmiechnął się zim-
no.
- Zmieniłeś plany na dzisiejszy wieczór? - udała, że nie słyszy jego pytania.
- Owszem.
- Ale nie uznałeś za stosowne powiadomić mnie o tym? Poświęciłam dobrą godzi-
nÄ™ na szykowanie siÄ™ do kolacji.
Niespiesznie przesunął spojrzeniem po jej postaci. Włosy splotła w kunsztowną
koronę. W jej twarzy, o cerze jasnej i czystej jak najdelikatniejsza chińska porcelana,
lśniły wielkie hiacyntowe oczy podkreślone liliowym cieniem. Kształtne, zmysłowe usta
pomalowane ciemną szminką przyciągały wzrok, wzniecały płomień pożądania, jakby
rzuciła na niego czar. Tak, to musiał być czar - nie umiał inaczej wyjaśnić tego, że pra-
gnął jej, mimo że była bezczelnie wyrachowana.
- Nie mogłem przypuszczać, że zadasz sobie aż tyle trudu - wycedził, ostatkiem sił
głusząc emocje. - Dotychczas wykazywałaś się dość ascetycznym gustem, jeśli chodzi o
stroje... ale powinienem był przewidzieć, że przejdziesz samą siebie, gdy tylko zwie-
trzysz okazję, by zyskać upragniony rozgłos.
- Jaki rozgłos? - Zmarszczyła brwi. - O czym ty w ogóle mówisz?
- Jesteś znakomitą aktorką, Cally, ale możesz już przestać udawać niewiniątko. Nie
wzięłaś pod uwagę, że ja potrafię czytać?!
Nagły grymas gniewu wykrzywił mu wargi. Bez ostrzeżenia zamachnął się i cisnął
Cally pod nogi jakiÅ› przedmiot.
Nie zdążyła zauważyć, co to było. Pocisk trafił w podstawę lampy, która zachwiała
się niebezpiecznie. Zanim w jej głowie zdążyła się pojawić jakakolwiek myśl, Cally rzu-
R
L
T
ciła się do przodu, własnym ciałem zasłaniając Miłość ku morzu. Zdążyła na ułamek se-
kundy, zanim ciężki, stalowy klosz, upadając, omal nie rozorał płótna. Lampa uderzyła ją
w ramię i przewróciła się, ale nie zgasła. Mocna żarówka oświetlała teraz leżącą na pod-
łodze pomiętą gazetę.
- Co ty wyprawiasz? - Drżąc ze zdenerwowania, Cally pochyliła się i podniosła ga-
zetę. Kiedy rozpoznała angielski tytuł, niepokój chwycił ją za gardło. Gdzieś daleko, nad
morzem, rozległ się grzmot zwiastujący nadciągającą nawałnicę.
ArcydzieÅ‚o Rénarda pod czuÅ‚Ä… opiekÄ….
Konserwator obrazów Cally Greenway tylko nam zdradza sekret wart osiemdzie-
siąt milionów...
Cally miała wrażenie, że każde z przeczytanych słów wbija się w jej serce lodowa-
tym ostrzem przerażenia. Jak to się mogło stać? Przecież wyraznie powiedziała... Jęknęła
cicho, kiedy przypomniała sobie, jak zakończyła się rozmowa z siostrą. Dziennikarze
podnieśli piekielną wrzawę i Jen musiała nie dosłyszeć jej ostatnich słów.
- Leon, tak mi przykro - wyjąkała zdrętwiałymi wargami. - To nieporozumienie.
Mówiłam jej, że kategorycznie się nie zgadzasz, żeby pisać cokolwiek...
- Jej?
- Mojej siostrze. Jest dziennikarkÄ….
- Cóż za wspaniała wiadomość.
- Przedwczoraj rozmawiałam z nią przez telefon - zaczęła tłumaczyć. - Chciałam
tylko, żeby wiedziała, gdzie jestem i co robię. Jen kibicowała mi, kiedy starałam się o
kontrakt z London City Gallery. Zaproponowała, że napisze reportaż o mojej pracy na
Montéz, ale siÄ™ nie zgodziÅ‚am. PowiedziaÅ‚am jej, że to absolutnie niemożliwe. Tylko że...
w tym momencie coś nam przerwało i musiała nie dosłyszeć moich słów.
- Musiała nie dosłyszeć? Jakże fortunny zbieg okoliczności! Daj spokój, Cally.
Przecież wiem, na czym ci tak naprawdę zależy.
Spłonęła rumieńcem i przestąpiła z nogi na nogę. Poczuła się nagle zupełnie bez-
bronna, jakby stała przed nim naga.
- Sama powiedziałaś, że odrestaurowanie słynnego arcydzieła przyniesie ci pienią-
dze i światowy rozgłos. Na to liczyłaś. Więc nie próbuj mi teraz wmówić, że ta notatka w
R
L
T
gazecie zapowiadająca szczegółowy reportaż o obrazie i jego konserwatorce pojawiła się
wskutek nieporozumienia.
Cally zrozumiała, że od tego, co teraz powie, zależy jej przyszłość. Jeśli nie prze-
kona Leona, że jest niewinna, już nigdy nie zobaczy Miłości ku morzu.
- Każdy fachowiec chce zostać doceniony - zaczęła ostrożnie. - Jednak przyjmując
twoje zlecenie, kierowałam się przede wszystkim o wiele bardziej osobistym motywem...
- Postąpiła krok w jego stronę. - Tak się składa, że ten konkretny obraz fascynuje mnie
od lat. To on sprawił, że zainteresowałam się sztuką. Gdybyś przeprowadził ze mną
prawdziwą rozmowę kwalifikacyjną, opowiedziałabym ci o tym.
- Dziękuję ci za szczerość. - Uśmiechnął się zagadkowo, nie spuszczając z niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bialaorchidea.pev.pl
  •  
    Copyright © 2006 MySite. Designed by Web Page Templates